The 100: sezon 5, odcinek 9 i 10 – recenzja
5. sezon The 100 miał obiecujący początek, ale im dalej, tym zbyt wiele rzeczy nie działa tak, jak powinno.
5. sezon The 100 miał obiecujący początek, ale im dalej, tym zbyt wiele rzeczy nie działa tak, jak powinno.
Twórcy w tych odcinkach The 100 zmarnowali potencjał zaskakującego ruchu ze strony Bellamy'ego, czyli otrucia Octavii. Dobry motyw, który mógł rozruszać fabułę w ciekawym kierunku, ale... raz dwa i Octavia wraca do gry. Tak dynamicznie przyspieszenie tego aspektu historii doprowadza do tego, że czyn Bellamy'ego nie ma żadnego znaczenia. Stracił cały swój impet, gdy twórcy nie pozwolili dobrze mu wybrzmieć, a już królowa znów wprowadza zamieszanie. Szkoda, bo takim sposobem oba odcinki wiele tracą.
Przez to też wszelkie próby zastąpienia Octavii kimś innym, szybko stają się bezzasadne i nudne. Wiemy, jaki fanatyzm ona wywołuje, więc nagła zmiana strategii ot tak tego nie zmieni. Maddie jako dowódca Wonkru miała potencjał na ciekawy konflikt i zmianę oblicza tego wątku, gdzie wszystko jest jednostajne i ciągle wałkujące tak naprawdę to samo. I tutaj twórcy zdecydowali się oprzeć na kliszy z młodzieżowych seriali, która do końca nie przekonuje i nie sprawdza się. Matczyne uczucia Clarke są zrozumiałe, ale trudno w nie uwierzyć. Nie czuję w tych emocjach autentyczności, a kolejne decyzje Clarke względem Maddie ze wspomnieniami poprzedniczek w głowie stają się oczywiste i irytujące. Czy taka decyzja jest najlepsza dla ochronienia przybranej córki? Śmiem w to wątpić i jedynie odwleka to, co jest nieuchronne. To buduje swoisty zapychacz.
Zwłaszcza że kwestia Octavii walczącej o utrzymanie władzy staj się powoli absurdalna. W momencie, gdy Monty wchodzi na arenę, zdradzając prawdę o Octavii, to wszystko wchodzi na dziwaczne rejony, które nie powinny mieć miejsca, bo pojawiają się sprzeczności. Przecież Octavia, jaką nam kształtują, powinna go bez wahania zabić za to. Ot, tak, by podkreślić brak akceptacji dla takich czynów. Dlatego kolejny krok bohaterki jest niezrozumiały w szerszym kontekście. Ot tak chce utrzymać władzę kosztem ludzkości? Zniszczyła coś, co mogło uratować Ziemię. Fanatyzm? Być może, ale to też musi mieć jakąś wiarygodność, a tej brakuje w jej kolejnych decyzjach w tych odcinkach.
Nudno jest też u Diyozy i spółki. Zapowiadało się, że wewnętrzny konflikt bandytów będzie ciekawy i emocjonujący, ale jest oklepany, przewidywalny i z trochę kiczowatymi zagraniami. Po pierwsze - ludzie Diyozy mieli broń, a... przegrali z nieuzbrojonymi przeciwnikami? Naciągane to i kompletnie nieprzemyślane. Twórcy poszli tutaj po linii najmniejszego oporu. Po drugie starcie Diyozy z jej arcywrogiem, który magicznie przeżył pomimo rozcięcia gardła. Takie zagrania sprawiają, że całość się staje się zapychaczem, na siłę wypełnianym treścią. A obok tego mamy kolejne etapy nieporozumienia, jakim jest wątek Abby w tym sezonie. Wałkowanie jej uzależnienia ani nie jest ciekawe, ani emocjonujące, a raczej wtórne i mało pomysłowe. Irytujące i nudne.
Początek tego sezonu był obiecujący i do pewnego momentu to wszystko miało ręce i nogi. Fabuła kształtowała się interesująco, a konflikt zapowiadał się ciekawie. Gdzieś po drodze to wszystko wyparowało, a te dwa odcinki pokazują brak pomysłu na dobre wypełnienie tego sezonu. Zbyt dużo naciągania i przeciągania, za mało treści.
Źródło: zdjęcie główne: Jack Rowand/The CW
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat