The Affair sezon 3 odcinki 1-5 – recenzja
Za nami pięć odcinków trzeciej transzy ambitnej produkcji stracji Showtime. Czy The Affair utrzymuje poziom nawet pomimo, że tytułowy romans zdał się zakończyć?
Za nami pięć odcinków trzeciej transzy ambitnej produkcji stracji Showtime. Czy The Affair utrzymuje poziom nawet pomimo, że tytułowy romans zdał się zakończyć?
W pierwszym sezonie widzieliśmy, jak w tytułowy romans wikłają się Noah i Alison. W drugim, sielanka zderzyła się z rzeczywistością, która zweryfikowała, co właściwie łączy kochanków. Mało tego, na pierwszy plan wyszli porzuceni przez dotychczasowych głównych bohaterów Cole i Helen. W trzeciej serii romans dobiega końca. Wątek kryminalny, do którego zmierzała fabuła serialu został spuentowany, a Noah trafił do więzienia. W pięciu wyemitowanych dotąd odcinkach nowego sezonu wydarzyło się wystarczająco dużo, żebym mógł ocenić, czy historia fatalnego romansu potrzebowała ciągu dalszego.
Przez trzy lata, które oddzielają sezon trzeci od drugiego, w życiu bohaterów trochę się pozmieniało, ale nie na tyle, żeby można było łagodnie wejść w historię The Affair nie należy do seriali, które można oglądać od trzeciego sezonu. Wynika to najważniejszej cechy produkcji, a zarazem jej najciekawszej sztuczki, czyli sposobu ukazania relacji. Interakcje pomiędzy bohaterami oglądamy najpierw z perspektywy jednej postaci, a potem drugiej. Pozornie te same wydarzenia nabierają zupełnie innego znaczenia, w zależności, czyimi oczami je obserwujemy. Intencje ich czynów i wypowiedzi kłócą się z tym, jak interpretują je rozmówcy. Stąd też, tempo fabularnych postępów jest stosunkowo powolne. Akcja zawiesza się w wyjątkowo intrygującym momencie, żeby w kolejnym odcinku przetransportować się do głowy innego bohatera.
Te reinterpretacje są tak samo zabawne, jak wcześniej, ale trudno mi określić ich funkcjonalność. W poprzednich sezonach wiązały się z przesłuchaniami w trakcie postępowania karnego. Teraz, przynajmniej w dotychczasowych odcinkach, funkcjonują jako niezbywalny element serialu i nie są uzasadnione żadnymi futurospekcjami. Brakuje mi dotychczasowej aury tajemnicy. Przez nią, miałem poczucie, że wszystkie wydarzenia mają dużą wagę i zmierzają do określonego punktu. W trakcie seansu pięciu nowych odcinków nie mogłem odpędzić się od krzywdzącego wrażenia, że historia, którą oglądam, jest bardziej dopisana niż napisana.
Z błyskotliwej kariery pisarza, Noahowi pozostała tylko łatka kontrowersyjnego twórcy. Jakimś cudem, uniwersytet w New Jersey proponuje mu prowadzenie cyklu zajęć kreatywnego pisania. Noah świetnie odnalazł się odtwarzając topos bezwzględnego pedagoga wyładowującego się na nadwrażliwych studentach. Na uczelni poznaje Juliette. Francuska wykładowczyni okazuje się nową centralną postacią. Póki co jej perspektywie poświęcono tylko jeden odcinek, ale prawdopodobnie odegra istotną rolę w przyszłości. Jak sama stwierdza, jest bardzo podobna do Noaha. Faktycznie, ich relacja wydała mi się dużo czystsza niż z Helen czy Alison. Stanowczo za wcześnie, żeby piać, że oto Juliette wniosła do serialu nową energię, ale jej debiut uznaję za udany.
Mniej pomyślnie wypadł wątek Helen. Oczywiście Maura Tierney jest niezmiennie genialna w ukazaniu kobiety pełnej sprzeczności, stabilnej tylko dzięki świetnie wytrenowanej manierze. Problem w tym, że wątek utrzymuje tak fascynującą postać w mentalnej hibernacji. Żyje w dziwnej relacji ze z najbardziej irytującym lekarzem w mieście, ale wciąż jest beznadziejnie zakochana w byłym mężu. To, że w jej życiu minęły trzy lata, można stwierdzić właściwie tylko po dorastających dzieciach. Dotychczas Helen miała tylko jedną mocną scenę. Spotkanie z Whitney w lofcie jej partnera, artysty starszego jakieś dwadzieścia lat od pierwszej córki Sollowayów. To fantastyczna scena, pełna niezręczności i napięcia przed nieuniknioną, gwałtowną konfrontacją. Kotłujące się w Helen emocje miały okazję wyjść na wierzch. To zdecydowanie za mało i mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach jej wątek stanie się istotniejszy.
W zamian, dużo czasu antenowego dostała Alison. Nawet nie wiem, czy aby nie za dużo. Powraca do sennego Montauk, żeby walczyć o prawa do opieki nad córeczką. To o tyle trudne zadanie, że nie widziała jej pół roku, odkąd przywiozła ją biologicznemu ojcu. Miała ku temu istotny powód, bo choroba dziewczynki przywołała matce wspomnienia o utracie pierwszego dziecka. Nawet po mozolnej terapii, która miała ostatecznie zdjąć z Alison traumę, kobieta wydaje się zdruzgotana. Ciekawiej zaczyna się robić dopiero w piątym odcinku, w którym wreszcie Alison spotyka Noaha. Oglądanie tej dwójki razem przez cały odcinek przypominało oglądanie tych bardziej kameralnych filmów Richarda Linklatera. Nie sądziłem, że tak będzie mi brakować tej dwójki razem, nawet niekoniecznie w kontekście romantycznym.
Zresztą The Affair bliżej teraz do psychologicznego thrillera niż do romansu. Nośnikiem niepokoju jest kolejny nowy bohater, który swoją nieobliczalnością zawstydziłby Scotty’ego Lockharta – Gunther! Jeden ze strażników więziennych przejawiał szczególne zainteresowanie Noahem. Owa fascynacja szybko okazała się patologiczna i, ku zdziwieniu pisarza, wyszła poza mury więzienia. Nie wiemy, czy widok więziennego strażnika nie jest halucynacją. Przynajmniej do momentu, kiedy wariat nie pojawia się w mieszkaniu Sollowaya i nie godzi go nożem w szyję. To jest totalnie nieobliczalny facet, wariat, który wywołuje niepokój, zanim sobie na to zapracuje. Znanego głównie z serii Mumia Brendana Frasera dotąd nie widziałem w takiej roli. Postać efektowna, praktycznie wyjęta z książek Kinga pozwala na aktorstwo na wysokim akordzie bez obawy o przesadę. Fraser wydaje się doskonale bawić grając psychopatę i jednoznacznie czarny charakter.
Moją największą nadzieją co do dalszych odcinków jest jakiś poświęcony perspektywie Gunthera. Trudno wyobrazić sobie coś ciekawszego, niż zajrzenie do głowy takiemu szaleńcowi jak on. Jego wątek, jest inny od wszystkich do tej pory, a jednocześnie z nich wynika. Trochę na niektóre wątki narzekam, ale to nie zmienia faktu, że bawiłem się świetnie oglądając te pięć odcinków. To wciąż ekstraklasa pod względem kreowania interesujących, żywych postaci. Niewiele współcześnie emitowanych produkcji może pod tym względem konkurować z The Affair. Moje główne zarzuty wynikały z oczekiwań, które skierowane do zasłużonego zdobywcy Złotego Globu nie mogą nie być wygórowane. Jak dla mnie, to pozycja obowiązkowa dla każdego szanującego się miłośnika seriali.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dominik ŁowickiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat