The Affair: sezon 5, odcinek 5 - recenzja
To był zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków w historii The Affair. Dostaliśmy w nim wszystko, w czym serial specjalizował się od lat. Nie ma to jak historia o ludzkich problemach, gdzie główną rolę odgrywa psychologia postaci. Zacznijmy jednak od początku.
To był zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków w historii The Affair. Dostaliśmy w nim wszystko, w czym serial specjalizował się od lat. Nie ma to jak historia o ludzkich problemach, gdzie główną rolę odgrywa psychologia postaci. Zacznijmy jednak od początku.
Dwa segmenty, dwie zagubione kobiety. Pierwsza z nich jest młodą mamą, której życie determinują błędy rodziców. Druga to stateczna osoba zdająca sobie właśnie sprawę, że życie potrafi dać ważną lekcję nawet wtedy, gdy sądzimy, iż już wszystko o nim wiemy. Na przykładzie dwóch historii twórcy pokazują nam pewne mechanizmy rządzące ludzkimi zachowaniami. Romans po raz kolejny udowadnia, że nie jesteśmy i w zasadzie nigdy nie byliśmy panami własnego życia. Jeśli akurat nie miotają nami wichry namiętności, to poddajemy się procesom, z których istnienia często nie zdajemy sobie sprawy. Przeanalizujmy powyższe, na przykładzie tych dwóch wspaniałych historii.
W pierwszej z nich spotykamy Sierrę – bohaterkę, która do tej pory majaczyła gdzieś na drugim planie. Teraz, młoda matka dostaje swój segment i jest to jeden z najlepszych momentów w bieżącej serii. Zwróćmy uwagę, jak twórcy wprowadzają nas w nastrój opowieści. Przez całą długość sekwencji Sierry towarzyszy nam płacz dziecka. Każda matka (ale i ojciec) wie, jak destrukcyjnie na psychikę działają odgłosy własnego cierpiącego potomka. Możemy wyobrazić sobie stan bohaterki, a to przecież jedynie początek. Widzimy kobietę w opłakanym stanie, ale dopiero gdy poznajemy jej matkę, dostrzegamy demona, z jakim dziewczyna się zmaga.
Jennifer Jason Leigh w roli Adeline jest oczywiście świetna, ale nie ona tutaj jest najważniejsza. Kluczem do odpowiedniego odebrania wątku Sierry, jest napięcie panujące pomiędzy patologiczną matką a dysfunkcyjną córką. Sytuacja jest skomplikowana, ale dzięki narracyjnym umiejętnościom twórców, zostaje nam wyłożona w sposób niezwykle klarowny. Sierra nie potrafi się odciąć od swojej rodzicielki zarówno w życiu zawodowym, jak i osobistym. Finalnie popełnia kilka karygodnych błędów i przemienia się we własną matkę. Straszne, jednak jakże znamienne dla wielu toksycznych rodzinnych układów. Jedynym wyjściem dla Sierry jest symboliczne zabicie Adeline – całkowite odcięcie się od jej szkodliwego wpływu. Na to jest jednak za wcześnie. Dziewczyna jest zbyt słaba i za bardzo samotna na taki ruch.
Wątek Sierry w piękny sposób przecina się z historią Helen. W jednej ze scen w segmencie pani Solloway, widzimy Sierrę, jako rozkapryszoną dzierlatkę, która ponosi konsekwencje swojego beztroskiego trybu życia. Gdybyśmy wcześniej nie poznali jej dramatycznej historii, z pewnością ocenilibyśmy ją jednoznacznie źle. Teraz, jednak widzimy to, co dla wielu wciąż nie jest oczywiste. Każdy, kogo spotkasz, toczy walkę, o której nic nie wiesz – tak krzyczą popularne ostatnimi czasy memy. Niby proste i logiczne, ale ludzie wciąż o tym zapominają, zajmując się z własnymi sprawami. Powyższe słowa mogą być przesłaniem segmentu Helen. Widać to zarówno w jej relacji ze Sierrą, jak i matką Vica czy historią reżysera filmu z Sashą. Twórcy po raz kolejny wykładają nam przesłanie w jasny sposób, naświetlając mechanizmy rządzące relacjami międzyludzkimi.
Powyższe doskonale koresponduje z metamorfozą postaci Sashy Manna. Nie chodzi tu o nagłą zmianę charakteru, a raczej o ukazanie drugiej twarzy bohatera. Jest on bowiem bezwzględnym człowiekiem. Aktor odniósł gigantyczny sukces, właśnie dzięki swojej sile i determinacji. Bezkompromisowość i nieugiętość to cechy ludzi, którzy wiele osiągnęli. Do takiego świata mężczyzna zaprasza Helen, ale ona po prostu do niego nie należy. Bardzo chciałaby porzucić wrażliwość i czułość na rzecz twardości, jednak już na wstępie ponosi porażkę. Helen nie jest w stanie zabić dawnej „ja”, podobnie jak nie potrafi przestać kochać Noaha. Kobieta pragnęła odciąć się od przeszłości, zmieniając się i wybierając lepszą wersję swojego byłego męża. Teraz zaczyna rozumieć, że uwikłała się w kolejne kłamstwo – tym razem z własnej winy. Ciekawe, czy bohaterka pogodzi się z sama ze sobą, odrzuci świat ludzi bezkompromisowych i wybaczy Noahowi wszystkie cierpienia, które jej przysporzył. Żeby tak się stało, musi zakończyć proces egzorcyzmowania własnego życia i odnaleźć wreszcie spokój ducha.
Najnowszy epizod pozbawiony jest wątku Joanie i bardzo dobrze, bo ten zepsułby ogólne wrażenie tego, co zobaczyliśmy. The Affair wraca do korzeni, udowadniając, że twórcom wciąż zależy na zgłębianiu meandrów ludzkiej psychiki. Dzięki takim epizodom serial ma szansę pożegnać się z widzami w naprawdę godny sposób.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat