The Beast Inside – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 17 października 2019The Beast Inside, po dwóch latach obecności na PC, trafiło na konsole. Sprawdzamy, czy jest to horror, który można umieścić obok klasyków gatunku, takich jak Silent Hill czy Resident Evil.
The Beast Inside, po dwóch latach obecności na PC, trafiło na konsole. Sprawdzamy, czy jest to horror, który można umieścić obok klasyków gatunku, takich jak Silent Hill czy Resident Evil.
Polskie studio Illusion Ray z tym projektem zaczynało na Kickstarterze, a skończyło na konsolach. Ich produkt, The Beast Inside, na PC osiągnął tak znakomity wynik, że już zapowiedziano kontynuację. I chociaż jestem fanem gatunku, w jaki wpisuje się ten tytuł, to nie gram na PC. Odczekałem więc swoje i po dwóch latach od premiery wersji pecetowej wreszcie doczekałem się gry na konsolach nowej generacji.
Nasza rodzima produkcja z korzeniami w Szczecinie przenosi nas w zupełnie inne rejony świata, a konkretnie do Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony szkoda, że nie zdecydowano się osadzić akcji w naszym kraju, z drugiej natomiast w pełni rozumiem ten wybór i chęć trafienia do szerszego grona odbiorców.
Zimna wojna i wiktoriański horror w jednym
Fabuła skupia się na dwóch postaciach: Adamie Stevensonie (analityku CIA) i Nicolasie Hyde (poprzednim lokatorze domu, do którego wprowadza się Adam wraz z żoną Emmą). Dodatkowo całość rozgrywa się w dwóch liniach czasowych. Pierwsza to czasy współczesne i znane z historii opowieści o Zimnej Wojnie. Druga natomiast to epoka wiktoriańska: zdecydowanie mroczniejsza i bardziej przerażająca.
Przygodę, która w ciągu kilku godzin nie raz nas przestraszy, rozpoczynamy w butach Adama, który wprowadzając się do domostwa, odnajduje tajemniczy dziennik. Opowiada on historię Nicolasa, jednak opowieść nie jest kompletna – brakuje pewnych stron. Rządowy agent decyduje się je odnaleźć. W ten sposób rozpoczyna się historia, którą rozpisano na 13 rozdziałów. W trakcie jej trwania będziemy skakać pomiędzy dwoma grywalnymi bohaterami.
Jak łatwo się domyślić, "właściwą" historię poznajemy podczas gry jako Adam. W Nicolasa wcielamy się w retrospekcjach, które są swoistą wizualizacją tego, co drugi protagonista przeczyta w dzienniku lokatora sprzed dziesięcioleci.
Ciekawy wydał mi się już sam podział na rozgrywkę za dnia (jako Adam) oraz w nocy (kiedy to wcielamy się w Nicolasa). Daje to jednocześnie wskazówkę dotyczącą tego, kiedy przygoda będzie bardziej intensywna. I tak też jest w istocie. Gdy kierujemy Nicolasem, jest zdecydowanie ciekawiej, a gameplay przypomina Layers of Fear czy P.T. Chodzimy po złowieszczej posiadłości i jej okolicach, a od czasu do czasu wyjemy ze strachu.
Jak to bywało w tamtych czasach, światła było jak na lekarstwo – nie pozostaje nic innego, jak tylko wspomagać się zapałkami czy lampą naftową. W późniejszych etapach dostajemy broń, którą możemy wykorzystać do obrony przed zagrożeniami, ale akurat ten element wydaje się zbędny. Sprawia wrażenie dodanego na siłę, by jakoś urozmaicić chodzenie. Klimat natomiast jest idealny! Granie w nocy bardzo pozytywnie wpływa na odbiór całości i czuć w tym vibe klasyków gatunku – np. Silent Hill. Znakomicie zostało to zaprojektowane!
Odskocznią od mroku Nicolasa są dzienne etapy Adama. Przemierza on te same lokacje, szukając przy tym brakujących zapisów. Adam, podobnie jak bohater sprzed lat, posiada pewien element wyposażenia - w jego przypadku jest to narzędzie zwane lokalizatorem kwantowym. Ustrojstwo to pomaga zobaczyć ślady energetyczne osób z przeszłości. Pokazuje procentową odległość od takich śladów, a nasilające się paski sygnału pokazują, w jakim kierunku powinniśmy się udać. Ten element również wydał mi się nieco zbędny – tak samo jak bieganie z bronią u Nicolasa.
Symulator chodzenia z ciekawymi zagadkami
Grę śmiało można nazwać symulatorem chodzenia, bo tego jest tu zdecydowanie najwięcej. Nie każdemu taki rodzaj zabawy podchodzi, ale są gracze, którym kompletnie to nie przeszkadza i ja się do tej grupy zaliczam. The Beast Inside w tej formule zdecydowanie do mnie trafia. Zdarzają się tu jednak segmenty, które oferują coś więcej. Czasami, jak w interaktywnych tytułach Quantic Dream, znajdziemy sekwencje polegające na wykonaniu określonych czynności w konkretnych sposób: samo podejście do drzwi nie wystarczy, by stanęły przed nami otworem, trzeba jeszcze wcisnąć klamkę. Podobnie jest z otwieraniem szuflad, szafek czy przeciągania ciężkich elementów. Trzeba je chwycić, a następnie przesunąć we właściwą stronę.
Nie brak również sekwencji QTE, w których musimy naciskać przyciski w odpowiedniej kolejności lub wciskać je jak najszybciej w celu osiągnięcia określonego rezultatu. W przeciwieństwie do strzelania nie wydają się one wciśnięte na siłę do gry.
Niewątpliwą zaletą są zagadki logiczne, a w zasadzie łamanie szyfrów i kodów. Deweloperzy popisali się wyobraźnią i wykreowali szereg interesujących łamigłówek. Zadania nie są może szczególnie trudne, ale niektóre mogą zająć trochę czasu. Niemniej robi się je z wielką przyjemnością, a złamanie szyfru i popchnięcie fabuły dalej jest bardzo satysfakcjonujące.
O ile historia i rozgrywka wypadają zdecydowanie bardziej pozytywnie niż negatywnie, o tyle już oprawa graficzna jest raczej przeciętna i wzbudza mieszane uczucia. Nie uświadczymy tutaj fotorealizmu czy czegoś, co specjalnie by się wyróżniało. Jest po prostu średnio, a modele postaci, które poruszają się dość sztywno, wypadają kiepsko. Zdarzają się natomiast pewne przebłyski i aż chciałoby się, by było ich więcej!
Bo w każdym z nas drzemie bestia
The Beast Inside to bez wątpienia gra nierówna. Ma dobry klimat i ciekawie poprowadzoną historię, ale pewne jej elementy, jak na przykład strzelanie, są kompletnie nietrafione - sztucznie wydłużają opowieść i nie zapewniają dobrej zabawy. Produkcja jest przy tym dość bezpieczna i korzysta z dobrze znanych graczom rozwiązań – co nie każdemu przypadnie do gustu.
Podsumowując: szczecińskiemu studiu udało się stworzyć ciekawą produkcję z wieloma nawiązaniami do klasyków gatunku. Takie małe smaczki nie zawsze dostrzegalne są na pierwszy rzut oka, ale wprawny zjadacz horrorów wychwyci je w mig. W moim przypadku mroczna atmosfera i wielowątkowa historia wystarczyły, by przytrzymać mnie przy ekranie aż do napisów końcowych.
PLUSY:
+ świetny klimat:
+ znakomite zagadki i łamigłówki;
+ inspiracje klasykami gatunku.
MINUSY:
- oprawa graficzna mogłaby być lepsza;
- postacie niezależne poruszają się sztucznie i nienaturalnie;
- nietrafione rozwiązania w rozgrywce, których równie dobrze mogłoby nie być.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat