The Crossing. Przeprawa: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
Najnowszy odcinek The Crossing nie zmienia złego wrażenia, jakie zrobił zeszłotygodniowy pilot produkcji. Twórcy niestety brną w słabe pomysły fabularne, serwując niezbyt wciągającą opowieść.
Najnowszy odcinek The Crossing nie zmienia złego wrażenia, jakie zrobił zeszłotygodniowy pilot produkcji. Twórcy niestety brną w słabe pomysły fabularne, serwując niezbyt wciągającą opowieść.
Drugi odcinek The Crossing kontynuuje historię rozpoczętą tydzień temu, zapewniając widzom gigantyczne wręcz pokłady nudy. Poszczególne wątki nie potrafią wciągnąć ani na moment. Nie działa odpowiednio retrospekcja (a w zasadzie futurospekcja), z której dowiadujemy się więcej o przybyłej do współczesności przedstawicielce rasy Apex. Nie sprawdzają się również motywy społeczne (los przybyłej grupy zmagającej się ze swoimi problemami) ani polityczne (wcześniejsi, dobrze już umocowani przybysze, wdrażają działania mające na celu uciszenie nowych uchodźców). Słabo też wypada rozbudowany segment akcji, w którym główny bohater pomaga Reece odnaleźć córkę.
Przez ponad 40 minut, w trakcie seansu The Crossing, panuje chaos, rozgardiasz i zamieszanie. Dzieje się tak, ponieważ każdy z wątków traktowany jest po macoszemu. Twórcy wciąż pędzą z opowieścią na złamanie karku, ani na chwilę nie przystając, aby bohaterowie mogli odetchnąć, pozwalając sobie na jakąś autorefleksję. Tutaj nie ma na to miejsca.
Cierpi na tym szczególnie wspomniana wyżej futurospekcja – segment, gdzie mamy okazję poznać okres, z którego pochodzą uciekinierzy. Twórcy nawet nie starają się pokazać świata, opisać rzeczywistości czy naszkicować uwarunkowań społecznych. Dostajemy jedynie ckliwą historyjkę, podczas której Reece znajduje ludzkie dziecko, a następnie postanawia chronić je za wszelką cenę. Pal sześć worldbulding – już po pilocie mogliśmy się spodziewać, że serial nie będzie przywiązywał wagi do kreowania świata. Tutaj nie funkcjonują podstawowe elementy służące do budowania postaci. Motywacje, dążenia, wewnętrzne bolączki, skrywane obawy – w The Crossing takowe nie istnieją. Reece widząc niemowlaka uruchamia swój instynkt macierzyński, nakazujący jej zaopiekować się niewinną istotą. To jedyne, czego dowiadujemy się o tej zupełnie bezbarwnej postaci.
Powyższe dotyczy wszystkich bohaterów serialu. W The Crossing brakuje mocnych charakterów, przez co widz zupełnie nie utożsamia się z przygodami poszczególnych postaci. Nie jesteśmy w stanie wczuć się w akcję, obserwując jak beznamiętnie i bez emocji bohaterowie podchodzą do swoich obowiązków. Doskonałym przykładem jest tu wyżej wspomniana Reece, która - poszukując córki - działa raczej jak dążący do celu T-800, a nie przestraszona o los dziecka matka.
Podobne działania charakteryzują również pozostałych bohaterów. Wciąż nie można niczego dobrego powiedzieć o Judzie Ellisie. Na szczęście tym razem nie pojawia się praktycznie w każdej scenie. Gdy już jednak zaszczyci nas swoją obecnością, wywołuje jedynie uśmiech zażenowania. Małomiasteczkowy szeryf w ciągu chwili zamienia się w przebiegłego bohatera ostatniej akcji, pokonującego przeciwności losu z urokiem agenta 007. Osoba odpowiedzialna za casting do The Crossing powinna dostać niezłe baty za obsadzenie w roli głównej Steve Zahn. Gość pasuje tutaj jak pięść do nosa.
Twórcy podchodzą do swoich obowiązków bardzo zadaniowo. Odhaczają kolejne wątki, tak aby przypadkiem nic ważnego im nie umknęło. Ciąg dalszy ma motyw miłosny między przedstawicielami obu rzeczywistości. Obserwujemy perturbacje wewnątrz grupy uchodźców związane z ich obecnym statusem i pojawieniem się groźby pandemii niebezpiecznego wirusa. Śledzimy też działania służb, próbujących rozwikłać zagadkę przybyszów. Największy potencjał ze wszystkich historii ma intryga polityczna, jednak co z tego, jeśli twórcy z prędkością wystrzałów karabinu maszynowego przeskakują pomiędzy poszczególnymi motywami, nie dając czasu na interesujące rozwinięcie akcji. Generuje to olbrzymi chaos, przez który odnosimy wrażenie, że wydarzenia są jak pędząca z zawrotną prędkością lokomotywa pozbawiona maszynisty.
The Crossing w drugim odcinku ponownie zawodzi, co nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Twórcy podchodzą do science fiction bez większego szacunku. Można odnieść wrażenie, że nawet nie próbują zrozumieć praw rządzących tym gatunkiem. Scenariusz momentami sprawia wrażenie, jakby był napisany przez ucznia gimnazjum podczas niezwykle nudnej lekcji. Czy The Crossing ma szansę na poprawę poziomu w kolejnych odsłonach? Szanse na to są coraz mniejsze.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Oskar DobrowolskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat