The Exorcist: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Najnowszy odcinek The Exorcist rozwiewa płonne nadzieje tych, którzy sądzili, że serialowy remake horroru z 1973 roku może być produkcją wyjątkową. Niestety nie jest. Chapter Four: The Moveable Feast ociera się o przeciętność, sztampę i tandetę.
Najnowszy odcinek The Exorcist rozwiewa płonne nadzieje tych, którzy sądzili, że serialowy remake horroru z 1973 roku może być produkcją wyjątkową. Niestety nie jest. Chapter Four: The Moveable Feast ociera się o przeciętność, sztampę i tandetę.
Głównym zarzutem do najnowszej odsłony The Exorcist nie jest wcale powolna akcja, brak napięcia i mało ciekawe wydarzenia. To odcinek przejściowy, jasno pokazujący, że bohaterowie zbierają siły przed konfrontacją z demonem. Chwila oddechu, którą dostajemy, jest zrozumiała i całkowicie na miejscu. Razi zupełnie coś innego. Mimo że opowieść jako całość jest ciekawa i może wciągnąć, to już scenariusze poszczególnych odcinków wołają o pomstę do nieba. Chapter Four: The Moveable Feast jest tak źle napisany, że pewne zagrania fabularne mogą przyprawić o zawrót głowy. Można odnieść wrażenie, że scenarzyści traktują odbiorców jak dzieci, którym trzeba pewne rzeczy wyłożyć jak przysłowiową kawę na ławę w obawie, że nie poradzą one sobie z samodzielną interpretacją ekranowych wydarzeń.
Jak inaczej można określić kuriozalną scenę „kuszenia” ojca Tomasa Ortegi, w której to twórcy dosłownie wpychają mu piękną kobietę do łóżka? Naprawdę nie trzeba wielkiej filozofii, aby ukazać wątpliwości i niepokoje postaci w mniej łopatologiczny sposób. Już we wcześniejszych odcinkach było wspomniane, że Ortega ma problem uczuciowy w stosunku do Jessiki. Aby jeszcze bardziej uwydatnić kłopot duchownego, scenarzyści generują scenę, podczas której oboje bohaterów spotyka się w mieszkaniu księdza, w dwuznacznej sytuacji. Pani próbuje delikatnie uwieść pana – ten bohatersko się opiera. Całość wychodzi tak tendencyjnie, że brakuje tu jedynie scen nagości.
Kolejny słaby motyw dotyczy niestety jednej z lepszych postaci w serialu, czyli Marcusa Keane'a i jego podróży w poszukiwaniu pomocy w walce z demonem. Trafia między innymi do klasztoru, gdzie spotyka matkę Bernadette, która jest w trakcie odprawiania egzorcyzmu na pewnym nieszczęśniku. Zakonnica posługuje się zupełnie inną techniką wypędzania zła niż ojciec Marcus. Opiera się głównie na miłości, otwartości i przebaczeniu, podczas gdy mężczyzna korzysta raczej z konfrontacyjnych sposobów. Jak łatwo przewiedzieć, Keane przyswaja metody zaproponowane przez sojuszniczkę, dzięki czemu w ciągu kilku minut udaje mu się uleczyć opętanego. Po raz kolejny mamy więc tutaj schematyczne postacie i sytuacje. Matka Bernadetta, będąca personifikacją przypowieści o nadstawianiu drugiego policzka, ma lico naznaczone bliznami, tak aby widz czasem nie pominął jej przesłania i filozofii życiowej. Ojciec Keane podczas egzorcyzmów w klasztorze sióstr rusza w swoim agresywnym stylu, atakując opętanego, ale jedno spojrzenie na zakonnicę przypomina mu o drodze miłości. Korzysta więc z tej metody i już po kilku sekundach były nawiedzony leży w jego ramionach jak potulny baranek. A gdzie w tym wszystkim mistycyzm czy nieoczywiste przemiany duchowe, zachodzące w bojowniku Boga? Nie ma na to miejsca. Twórcy restrykcyjnie pilnują, aby widz podążał ich ścieżką fabularną, nie dając mu nawet chwili na refleksję, a przecież idea chrześcijaństwa jest doskonałym tematem na głębsze rozważania, szczególnie na poziomie duchowym i nadprzyrodzonym. The Exorcist w omawianym odcinku zupełnie z tego nie korzysta, serwując nam prostą, nieciekawą opowieść.
Nie do końca przekonuje mnie również motyw samego opętania Casey. Demon, który osaczył dziewczynę, został spersonifikowany – ma twarz, głos i charakter. W kinowym pierwowzorze diabeł był nienazwany, tajemniczy, a dzięki temu dużo ciekawszy. Teraz można powiedzieć, że karty zostały wyłożone na stół i wiemy już, z czym mniej więcej mamy do czynienia. Oczywiście jest jeszcze wiele niewiadomych, jeśli chodzi o opętanie, ale nadanie demonowi aparycji i cech charakterystycznych człowiekowi odziera ten wątek z pewnej nieokiełznanej, dzikiej siły, która była elementem składowym pierwowzoru. Być może część widzów zaakceptuje takie rozwiązanie – wygląd starszego sympatycznego pana w kontraście z czystym złem może wywołać pożądany efekt niepokoju. Osobiście jednak wolę, gdy w kinie grozy nie wszystko jest wyłożone na tacy, bo dzięki temu odbiorca ma miejsce na refleksję i samodzielne interpretowanie tego, co zawoalowane. „Nie taki diabeł straszny…” – mówi stare porzekadło, które w produkcjach filmowych sprawdza się doskonale. Dlatego też czasem lepiej nie widzieć wszystkiego, bo jak mówi kolejne przysłowie: „Strach ma wielkie oczy”.
Końcówka Chapter Four to jasna sugestia, że już w kolejnym odcinku dojdzie do egzorcyzmów nad Casey. Będzie to z pewnością moment kluczowy dla serialu - okaże się, czy produkcja pójdzie w stronę tandetnych quasi-horrorów o opętaniu, w których króluje wtórność, a sztampa goni sztampę, czy może jednak twórcom uda się przełamać i pozostawić na klimat, nastrój i nowatorskie rozwiązania. Bardzo bym chciał, aby tak się stało, bo jako olbrzymi fan obrazu z 1973 roku mam dużo sympatii do tej serialowej produkcji, zwłaszcza że ma potencjał, a fabuła bywa ciekawa. Zdecydowanie liczymy na więcej!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat