The Exorcist: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
The Exorcist w najnowszym odcinku zaskakuje. Okazuje się bowiem, że serial jest ściśle powiązany z filmem o tym samym tytule z 1973 roku.
The Exorcist w najnowszym odcinku zaskakuje. Okazuje się bowiem, że serial jest ściśle powiązany z filmem o tym samym tytule z 1973 roku.
Takie rozwiązanie fabularne jest rzeczywiście miłą niespodzianką dla fanów oryginału i dużą szansą na zaprezentowanie widzom nietuzinkowego epizodu. Czy tak się dzieje w rzeczywistości? Śmiem wątpić – Chapter Five: Through My Most Grievous Fault jest kolejnym odcinkiem, który nie wywołuje pożądanych emocji.
Piąta odsłona serialu była z pewnością kluczową dla całej historii. To właśnie tutaj miały miejsce tytułowe egzorcyzmy i na światło dzienne wyszła tajemnica Angeli Race. Niestety te emocjonujące wydarzenia, zostały zaprezentowane niezbyt atrakcyjnie. Po raz kolejny serial nie jest w stanie udźwignąć ciężaru porównań z pierwowzorem, gdzie obrzęd egzorcyzmów był pokazany w sposób niezwykle poruszający. W serialu telewizji Fox, zdecydowanie zabrakło napięcia i zaskoczenia, a cały proces walki z demonem nawiedzającym ciało nastolatki wydaje się wtórny i szablonowy. Być może jest to wynikiem zbyt dużej ilości produkcji związanych z wypędzaniem diabła, które przez ostatnie lata przewinęły się przez ekrany kin i telewizorów. Moda na tego typu obrazy spowodowała, że wielu fanów horrorów orientuje się lepiej w technikach wypędzania szatana niż niejeden duchowny. Działania księży i reakcje Casey w The Exorcist nie odbiegają od standardów, w związku z tym są mało emocjonujące oraz zupełnie niestraszne. Wszystko to już gdzieś przecież widzieliśmy – od lewitowania po wywoływanie wewnętrznych demonów u egzorcystów. Wyjątkowa była jedynie scena przekręcania palca u stopy o 180 stopni. Zdaję sobie sprawę, że motyw ten miał zszokować widza, ale finalnie był w stanie wywołać jedynie zażenowanie i uśmiech politowania. Jeśli twórcy takimi rozwiązaniami chcą przestraszyć oglądających, to zdecydowanie nie jest to właściwa droga dla serialu, który za prekursora ma jeden z najbardziej wstrząsających horrorów w historii kinematografii. Takie zagranie pasuje raczej do pastiszów lub parodii, a nie do kina grozy z prawdziwego zdarzenia.
Na szczęście nie wszystkie rozwiązania fabularne zastosowane w najnowszym odcinku są nieudane. W odróżnieniu od poprzedniego epizodu, tym razem dość interesująco rozegrano wątek ojca Ortegi i uwodzicielskiej Jessiki. Demonowi udało się skusić księdza, który poddał się całkowicie drzemiącej w nim żądzy. Było to dość odważne zagranie, ponieważ ten protagonista do tej pory kreowany był na bohatera bez skazy, a wewnętrzna walka o zachowanie czystości tylko nadawała siły jego charakterowi. Teraz wszystko zostało zniszczone przez diabła, a ojciec Ortega znalazł się na dnie. To dobry punkt wyjścia dla dalszego rozwoju tej postaci.
O ile proces egzorcyzmów był osią fabularną całego odcinka, to jego najważniejszy element stanowiła tajemnica tożsamości Angeli Race. Demon już na początku epizodu wyjawia ją Henry’emu, który konfrontuje się z żoną dopiero na samym końcu. Takie zagranie miało na celu podbudować napięcie towarzyszące egzorcyzmom i wprowadzić jeszcze bardziej niepokojący nastrój. W rzeczywistości jednak wyszło słabo. Główna w tym „zasługa” karykaturalnej postaci Henry’ego Race’a, który od początku serialu jest prowadzony w niewłaściwy sposób. Z jednej strony opóźniony umysłowo mężczyzna, z drugiej zwykły, aktywny społecznie ojciec rodziny. Raz dziecko, raz mędrzec. Bohater ten jest niespójny i bezbarwny, a każde jego pojawienie się na ekranie wprowadza niepotrzebne dłużyzny. Podobnie jest i tym razem – znając przerażającą prawdę na temat swojej żony, zachowuje się jak dziecko z „fochem”, a nie jak osoba, której życie może legnąć w gruzach. Samą decyzję o połączeniu serialu i filmu trzeba jednak ocenić pozytywnie. Dzięki takiemu zabiegowi The Exorcist wyróżnia się wśród takich produkcji jak Damien czy Dziecko Rosemary, które przedstawiały w mało twórczy sposób alternatywną wersję już opowiedzianej historii. Tym razem mamy jej kontynuację, miejmy nadzieję że udaną. Na tę chwilę daję niewielki kredyt zaufania.
Warto wspomnieć również o samym zakończeniu odcinka, kiedy to w serialu pojawia się matka Regan, Chris MacNeill. Krótka scena z jej udziałem to ewidentna kopia klasycznego już motywu z pierwowzoru, kiedy to do domu MacNeillów przybywa ojciec Merrin. Twórcy serialu, korzystając z identycznej estetyki w tym segmencie, jasno sugerują, że oto na scenę wkracza jedna z kultowych postaci z oryginalnego Egzorcysty. Tymczasem zamiast oczekiwanego ojca Merrina czy chociażby księdza Karrasa, pod męskim kapeluszem i płaszczem pojawia się matka Angeli. W tym momencie widzowie mogą poczuć się trochę zawiedzeni. Skopiowanie motywu z pierwowzoru miało zwieść widza, który przez moment mógł mieć nadzieję na występ Maxa von Sydowa w serialu Fox. W zamian dostał jednak nieznaną aktorkę portretującą panią MacNeill. Być może część widzów nie odbierze tego zagrania w sposób negatywny – przecież ciężko byłoby sprowadzić do serialu gwiazdę pokroju Ellen Burstyn czy von Sydowa. Ja jednak uważam kończącą scenę za blef i próbę wprowadzenia widzów w błąd przez twórców, którym wyraźnie skończyły się oryginalne pomysły i próbują w sposób nieudolny nawiązać do pierwowzoru.
Pierwsza seria The Exorcist wielkimi krokami zbliża się do końca. Mamy już za sobą kluczowy odcinek, w którym odbyły się tytułowe egzorcyzmy i można by rzec, że „szału nie było”. Chapter Five: Trough My Most Grievous Fault nie zostawił nas ze szczęką na podłodze, przepełnionych przerażającą i niesamowitą wizją twórców serialu. Wręcz przeciwnie – wielu widzów kilka dni po premierze najnowszej odsłony nie będzie pamiętać jej szczegółów. Jeśli tak ważny dla całej historii epizod nie był w stanie uratować serialu, wynika z tego jednoznacznie, że mamy do czynienia z produkcją co najwyżej przeciętną, nie wnoszącą zbyt dużo do dzisiejszej telewizyjnej ramówki.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat