The Expanse: sezon 6, odcinek 4 - recenzja
The Expanse nieco zwalnia tempo. Odcinek nie jest tak intensywny, jak poprzednie odsłony, ale na szczęście wciąż znajdujemy się w epicentrum wydarzeń.
The Expanse nieco zwalnia tempo. Odcinek nie jest tak intensywny, jak poprzednie odsłony, ale na szczęście wciąż znajdujemy się w epicentrum wydarzeń.
Epizod, podobnie jak wcześniejsze odcinki, rozpoczyna się dygresją z Lakonii. To, co na początku prezentowało się jedynie jako dodatek do głównej fabuły, z każdym tygodniem zyskuje na znaczeniu. Inna sprawa, że bieg wydarzeń jest dość przewidywalny. Tajemniczy „kosmo-pies” potrafi uzdrawiać, a nawet wskrzeszać i wkrótce prawda o jego mocach wyjdzie na jaw. Serial dość oszczędnie dawkuje nam ten wątek, co niekoniecznie działa w służbie fabuły. Przykładowo, w omawianym odcinku nie mieliśmy w tym segmencie nic ciekawego. Rodzina w żałobie, dłuższy monolog o przeżywanej stracie i cliffhanger w postaci spodziewanej akcji głównej bohaterki. Preludium nie intryguje już tak bardzo, a szkoda, bo w tej historii jest tajemnica do ogrania.
Po kilku minutach wprowadzania szybko wpadamy w sam środek kosmicznej zawieruchy. Bieżący epizod przedstawia pokłosie gwałtownych wydarzeń z poprzednich odsłon. Taka forma narzuca fabule trochę spokojniejsze tempo. W czwartym odcinku The Expanse dostajemy nieco refleksji, ale też szczyptę organizacji i planowania po szaleńczych konfrontacjach, które miały miejsce w drugim i trzecim epizodzie. Twórcy dają bohaterom czas na przepracowanie traum i dylematów. Na pierwszy plan powraca sytuacja rodzinna Naomi, która we wcześniejszym sezonie została przemielona na wszelkie możliwe sposoby. Obecne okoliczności mogą być już jednak zbyt dużym wyzwaniem dla fanów realistycznego science fiction. Otóż Holden wstrzymuje się przed zestrzeleniem Inarosa, bo na statku wroga zauważa syna Nagaty. Kapitan Rocinante mógł jednym strzałem zakończyć całą wojnę, ale wolał kierować się sentymentami i sprawami osobistymi. Dyskusyjne zagranie. Na prawdziwym polu bitwy takie zachowanie byłoby wielce karygodne. Musimy jednak pamiętać, że oglądamy opowieść fabularną, stawiającą akcenty również na wątki melodramatyczne. Usprawiedliwieniem Holdena może być to, że nie jest żołnierzem, a raczej niezależnym wojownikiem działającym w imię sprawy, którą uważa za słuszną. Dlatego też jego zachowanie nie zawsze podlega wojskowym rygorom. Jest tu miejsce na emocje.
Bardzo fajnie rozwija się natomiast postać Filipa. Bieżący epizod udowadnia, że chłopak ma, mówiąc kolokwialnie, pomieszane w głowie. Z jednej strony zastraszony przez ojca, z drugiej starający się zyskać własną podmiotowość jako lider. Współczujący ofiarom i bezrefleksyjnie oddany działaniom batalistycznym. Filip to porzucone przez rodziców dziecko wojny – ofiara i oprawca w jednym. Również Marco Inaros coraz częściej pokazywany jest jako osoba wielce niestabilna. W poprzednim sezonie działania Pasiarzy przedstawione zostały w dużo bardziej umiarkowany sposób. Teraz w oczach herszta widać jedynie ogień, a jego cele warunkowane są rozbuchaną megalomanią. W ten sposób jasno klaruje nam się podział na dobro i zło. Siłą rzeczy kibicujemy „wewnętrzniakom”, bo to oni obecnie stoją po stronie słabszych.
W omawianym epizodzie poskąpiono nam widowiskowych scen akcji. Uświadczymy w zasadzie tylko jedną, ale rekompensującą deficyt z nawiązką. Abordaż Drummer i jej załogi na magazyny Inarosa pokazuje po raz wtóry, że twórcy The Expanse potrafią kręcić kosmiczne strzelaniny. Co więcej, w sekwencji ataku mamy chyba jeden z najmocniejszych i najbardziej krwawych segmentów w historii serialu. Z pewnością wielu widzów nie było przygotowanych na aż tak obrazową scenę amputacji ręki. Tym razem twórcy zaprezentowali swoją wizję z bezlitosnym realizmem i z pewnością wprawili tym w osłupienie oglądających, którzy ze względu na nieco stonowany charakter odcinka nie spodziewali się aż takiej jatki. Finalnie wyszło to na dobre – mocny punkt, który wprowadza do prezentowanej odsłony odpowiednie emocje. Fajnie też, że w końcu twórcy zaakcentowali mocniej postać Drummer. To ona właśnie jest odpowiedzialna za taktyczny ruch, mogący przechylić szalę zwycięstwa na stronę przeciwników Inarosa.
Szkoda, że twórcom nie udało się utrzymać rytmu poprzednich odsłon, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo spokojniejsze tempo wykorzystano, żeby odpowiednio rozbudować i pogłębić postacie. Reasumując: wciąż jest interesująco, ale kolejny odcinek musi już jednak przywrócić opowieść na bardziej dynamiczne tory.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat