„The Flash”: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
O tym, że superbohaterowie to idealny temat dla telewizji młodzieżowej, wiemy nie od dziś. Udało się z serialem Smallville, udało się też z nieco bardziej mrocznym Arrow. Zgodnie z przewidywaniami swoją widownię znalazł też The Flash, którego w 2. odcinku podobnie jak w premierze ogląda się znakomicie.
O tym, że superbohaterowie to idealny temat dla telewizji młodzieżowej, wiemy nie od dziś. Udało się z serialem Smallville, udało się też z nieco bardziej mrocznym Arrow. Zgodnie z przewidywaniami swoją widownię znalazł też The Flash, którego w 2. odcinku podobnie jak w premierze ogląda się znakomicie.
The Flash cały czas należy traktować jako spin-off Arrow, ale trudno nie zauważyć, jak bardzo różne są to seriale, pełne kontrastów i przeciwieństw. Historia Barry’ego Allena przyciąga nieco luźniejszą tematyką, swobodnymi dialogami, humorystycznymi wstawkami i świetnym głównym bohaterem, który dosłownie napędza fabułę. Za obie produkcje odpowiadają ci sami ludzie, ale czuć, że The Flash robiony jest dla nowej widowni. Nieprzypadkowo zainteresowali się nim widzowie, którzy nie oglądali lub dawno porzucili Arrow. Historia proponowana przez scenarzystów nie jest tak mroczna, dzięki czemu ogląda się ją z bardzo dużą przyjemnością.
Już we wstępie każdego z odcinków główny bohater bezpośrednio zwraca się do widza, opowiadając przy okazji swoją historię. O jego alter ego wie coraz więcej osób, a Barry szybko zbudował wokół siebie grupę pomagającą mu w nowych wyzwaniach. To wciąż są początki i narodziny tytułowego bohatera, ale pokazane w zupełnie inny sposób niż w Arrow. Allen czuje, że jest kimś więcej, i chce to wykorzystać. To chłopak mający dobre serce i pragnący pomagać innym. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że jego organizm nie do końca jest przystosowany do takiego wysiłku, co skutkuje np. ogromnym spadkiem poziomu glukozy.
[video-browser playlist="633114" suggest=""]
Barry nie przeszedł dwuletniego szkolenia na wyspie jak jego idol ze Starling City, nie uczył się też sztuk walki w Hongkongu, dlatego szybko okazuje się, że jego jedynym atutem jest szybkość i nic więcej. W starciu z przeciwnikami jest bez szans, szczególnie gdy staje przed nim ktoś potrafiący na zawołanie tworzyć swoje klony. Allen to wciąż żółtodziób, który musi się wiele nauczyć - i faktycznie czuć to w 2. odcinku The Flash. Do narodzin prawdziwego superbohatera wciąż jeszcze daleko, a i przeciwnicy z każdym kolejnym epizodem będą zapewne bardziej wymagający.
Jeśli ktoś twierdził, że The Flash po świetnym pilotowym odcinku straci na jakości (choćby przez mniejszy budżet), był w błędzie. Co prawda tym razem główny złoczyńca nie mógł poszczycić się zdolnością kontrolowania pogody i jego umiejętności nie były tak spektakularne, ale i tak epizod oglądało się bardzo dobrze, m.in. dlatego, że Barry’ego dosięgły też problemy osobiste. W formie retrospekcji poznaliśmy bliżej jego burzliwą niegdyś relację z przybranym ojcem, Joe. Allen nadal ślini się do Iris i nawet w pewnym momencie wyznaje jej prawdę. Robi to jednak w "ekspresowym" tempie, czego dziewczyna zupełnie nie zauważa.
Czytaj również: "The Flash" nadal z dobrą oglądalnością we wtorek
Najbardziej intryguje jednak postać Harrisona Wellsa i motyw podróży w czasie, który prawdopodobnie napędzał będzie główny wątek w kolejnych odcinkach. Wells to mężczyzna pełen tajemnic i ukrytych zamiarów, który w jednej chwili z sojusznika może stać się wrogiem. The Flash jest serialem takim, jakiego oczekiwałem. A najważniejsze jest to, że nie jest kopią Arrow, tylko czymś zupełnie nowym, co również potrafi przyciągnąć przed telewizory.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat