„The Flash”: sezon 1, odcinek 23 (finał sezonu) – recenzja
"Biegnij, Barry, biegnij!" przewijało się w serialu "The Flash" wiele razy, ale sformułowanie to prawdziwego znaczenia nabrało dopiero w finale 1. sezonu. Za nami ostatni odcinek jednego z najlepszych seriali, jakie zadebiutowały w telewizji w ciągu ostatniego roku. Twórcy stanęli na wysokości zadania, zabierając widzów na emocjonalny wyścig przez tunele czasoprzestrzenne oraz serwując znakomity cliffhanger.
"Biegnij, Barry, biegnij!" przewijało się w serialu "The Flash" wiele razy, ale sformułowanie to prawdziwego znaczenia nabrało dopiero w finale 1. sezonu. Za nami ostatni odcinek jednego z najlepszych seriali, jakie zadebiutowały w telewizji w ciągu ostatniego roku. Twórcy stanęli na wysokości zadania, zabierając widzów na emocjonalny wyścig przez tunele czasoprzestrzenne oraz serwując znakomity cliffhanger.
Po pozytywnym przyjęciu „Arrow” chyba nikt nie spodziewał się, że „The Flash” może osiągnąć tak duży sukces. I chodzi tutaj nie tylko o wysoką oglądalność (jak na standardy CW), ale również o poziom samej produkcji, a ten od pierwszego odcinka był bardzo wysoki. Serial oglądało się każdego tygodnia z wielką przyjemnością. Pozytywny feeling, lekkość w dialogach i świetny dobór aktora do roli tytułowego bohatera procentowały już od samego początku. Nieco słabsze odcinki produkcji CW można było policzyć na palcach jednej ręki, ale teraz, po finale 1. serii, praktycznie się o nich nie pamięta. Gdy ważną rolę w scenariuszu zaczęły odgrywać podróże w czasie oraz gdy ujawniono prawdziwą tożsamość dr. Harrisona Wellsa, „The Flash” nabrał dużego rozpędu i nie zatrzymał się już do "Fast Enough".
Scenariusz finałowego odcinka „The Flash” nieco zaskoczył, ale kolejny raz udowodnił, jak bardzo inny jest to serial niż „Arrow”. Twórcy postawili na spokojny, emocjonalny rozwój wydarzeń z dużą liczbą dialogów i wylanych łez - zupełnie przeciwnie do wydarzeń w Starling City, gdzie widowiskowa akcja, walki na ulicach i pojedynki z przeciwnikami zawsze były ważniejsze od inteligentnie poprowadzonej fabuły. Spokojny finał sugerowały już początkowe sceny z monologiem Wellsa, w moim odczuciu znakomite, bo ostatecznie ukazujące kulisy całego zamieszania oraz misterny plan Reverse-Flasha na powrót do domu. Od początku w recenzjach podkreślałem, że Tom Cavanagh to mocny element obsady, i mam nadzieję, że jego postać ostatecznie nie została „wypisana” z całej historii.
Twórcy w wywiadach już kilka razy podkreślali, że zabawa z czasem i podróże w tunelach czasoprzestrzennych to coś, co w dalszej części serialu odegra ważną rolę. Tak było w istocie. Nawet jeśli na początku wydawało się to skomplikowane (trzech Barrych w tym samym czasie w domu Allenów), to kolejne wydarzenia w momencie przekroczenia bariery czasoprzestrzennej potoczyły się w prosty i przemyślany sposób. Barry nie zdecydował się na „nadpisanie” przyszłości, ale otrzymał możliwość pożegnania się z matką. Jednocześnie nie pozwolił, by Wells uciekł do swoich czasów.
[video-browser playlist="699705" suggest=""]
Dużym zaskoczeniem był dla mnie heroiczny czyn Eddiego. To ten moment w serialu, który gdy już się wydarzył, nagle okazał się dziecinnie prosty do przewidzenia, ale i tak na to nie wpadłem. Scenarzyści sugerowali, że Eddie odegra ważną rolę w finale (choćby w momencie, gdy rozmawiał z dr. Steinem), ale nie przypuszczałem, że będzie ona aż tak kluczowa. Eddie (razem z Iris) byli w 1. serii najbardziej irytującymi bohaterami, ale gdy młody detektyw w końcu odkrył prawdę o Barrym i dowiedział się, że Reverse-Flash to jego potomek, jego postać mocno zyskała na wartości.
Na osobny akapit zasługuje podróż Barry’ego przez tunel czasoprzestrzenny, która zawierała bardzo wiele smaczków dla widzów. Zobaczyliśmy m.in. Caitlin jako Killer Frost. Aktorka podkreślała, że w 2. sezonie jej postać przejdzie pewną transformację (kto wie, być może pod wpływem czarnej dziury, która niszczy Central City). Pojawił się też m.in. urywek z trailera „Legends of Tomorrow” (nawiązań do nowego serialu CW nie brakowało - pojawiła się Ciara Renee jako Hawkgirl, a Wells wspomniał o wehikułach czasu Ripa Huntera) oraz posąg Flasha z przyszłości.
Finał „The Flash” był inny, niż się spodziewałem. Z pozoru wydawał się bardziej kameralny i osobisty, ale kierunek, w jakim poszli scenarzyści, bardzo mi się spodobał. Zaskoczył mnie też cliffhanger, bo odcinek urywa się w najbardziej emocjonującym momencie. Na myśl od razu przyszedł mi finał 1. sezonu serialu „Smallville”, w którym cliffhanger wyglądał bardzo podobnie, ucinając akcję w kluczowym momencie.
Czytaj również: Twórcy o zaskakującym finale „The Flash”. Co w 2. sezonie? Dużo informacji!
Z perspektywy całego sezonu jestem zachwycony tym, co udało się osiągnąć twórcom w 1. serii „The Flash”. Odwalili oni kawał dobrej roboty, sprawiając, że był to serial, który od października do maja oglądało się z dużym zaciekawieniem i przyjemnością. Mam nadzieję, że w 2. sezonie poziom nie spadnie, a wręcz przeciwnie - „The Flash” stanie się jeszcze lepszym serialem.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat