The Gifted: Naznaczeni: sezon 2, odcinek 13 – recenzja
Data premiery w Polsce: 3 października 2017The Gifted: Naznaczeni wciąż mają pod górkę - albo robią to samo co przed tygodniem, albo błądzą wokół bez celu. Gorzej tylko, że tego celu mogą ostatecznie nie odnaleźć.
The Gifted: Naznaczeni wciąż mają pod górkę - albo robią to samo co przed tygodniem, albo błądzą wokół bez celu. Gorzej tylko, że tego celu mogą ostatecznie nie odnaleźć.
Jeśli liczyliście na to, że w serialu The Gifted akcja ruszy z kopyta, to śpieszę donieść, że ta zamiast do przodu, po raz kolejny przemieściła się w bok. Odcinek teMpted z całą pewnością jest wzorcowy, ale tylko jeśli chodzi o pomysł, jaki twórcy mają na całą opowieść. Nie minie kilka minut czasu antenowego, a jak po sznurku będziemy przemieszczać się po poszczególnych elementach, bez których - przynajmniej w mniemaniu scenarzystów - tydzień byłby stracony. Trening nowych nabytków Wewnętrznego Kręgu? Jest. Bohaterowie w aucie? Siedzą, gotowi do nie wiadomo czego. Caitlin będzie kogoś opatrywać? Odhaczone. Ktoś z rodzeństwa Struckerów daje popis ekranowej głupoty? Bez tego nie mogłoby się obejść. Na deser zostają więc wyświechtane do bólu prawidła o wiszącym w powietrzu zagrożeniu; z tym zaś jest trochę jak z ptakiem dodo - kiedyś faktycznie istniało, ale ślad po nim zaginął. W dodatku wszystko to rozgrywa się już w decydującej fazie 2. sezonu.
Indolencja twórcza, jeśli chodzi o ukazywanie przyczajonych w ukryciu mutantów, już dawno przekroczyła w tym serialu dopuszczalne granice. Erg i jego Morlockowie przez większość czasu albo deliberują, albo siedzą - są uparci jak osioł, łatwo się obrażają, ale wciąż wymachują swoimi pistolecikami i rączkami, jakby nieustannie szukali zaczepki. Nie mają jak dać upustu frustracji, więc przywódca grupy wrogo patrzy na każdego, nawet jeśli na ratunek Glow przybywa Bogu ducha winna Caitlin. Może Erg i jego kompania będą tak kisić się jeszcze przez miesiąc, aż w finałowym odcinku wybuchną? Nie możemy tego wykluczyć, w końcu w tej produkcji wszystko się może zdarzyć. Dajmy na to niedawno jeszcze niezwykle potężna Lorna próbuje wykraść informacje z pokoju Maxa, a gdy ten odkryje, że coś jest na rzeczy - przestawisz mu kwiatka w mieszkaniu, a już będzie wiedział, że ktoś w nim był - ona zacznie chować się za winklem, stroić minki przerażenia, by dopiero później jakiś nóż w pobliżu jednak odnaleźć. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to produkcja oparta na komiksach, trzeba zauważyć, iż gwałty na logice są tu na porządku dziennym.
Widać to bodajże najlepiej na przykładzie zachowania Lauren, której panny Frost przez przekaźnik w postaci Andy'ego zaczynają wsączać się do głowy. Liczyłem na tym polu na jakieś intrygujące spektrum psychologiczne, osobowościowy pojedynek, ale oczywiście byłem w tym swoim podejściu niepoprawnym optymistą. Skończyło się bowiem na dziecinnych bon motach w stylu: Chodź, pogódźmy się już, będzie fajnie! Nie wiemy więc, czy dziewczyna błądzi bez celu bo faktycznie czuje się niezrozumiana, czy może w ramach protestu za tak absurdalne potraktowanie jej wątku. Coraz częściej zaciska zęby, przewraca oczami, a prawa powieka drga jej tak, jakby miała za chwilę odlecieć. W dodatku przez cały odcinek biegają za nią Reed i Johnny, którzy dosłownie i w przenośni przechodzą samych siebie. Thunderbird dotknie ulicznej lampy i chodnika i już wie, że Lauren jest jak Hobbit - tam i z powrotem. Na szczęście bohaterkę pocieszy tatuś, który widząc jej boleści zabawi się we własną żonę i da jej zastrzyk. Najwidoczniej orbitowanie bez cukru jest lekarstwem na zmaganie się z brzemieniem Fenrisa.
Przez cały seans czekaliśmy na jakieś wielkie bum i to faktycznie nadeszło, gdy w finałowej sekwencji Marcos wsiada do auta (czy samochody w tej produkcji mają jakieś ukryte znaczenie?) razem z Maxem. Pif-paf plus siekanie promieniami i pojazd wylatuje w powietrze, a rekrut Wewnętrznego Kręgu przechodzi na tamten świat. Nawet jeśli taki obrót spraw stał się pokłosiem coraz trudniejszego położenia Lorny, to pod względem wizualnym prezentuje się on aż nad wyraz groteskowo. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro również na płaszczyźnie fabularnej cała historia zjada już własny ogon. Bohaterowie wciąż i wciąż działają według narzuconych schematów, czego zgniłym owocem staje powielanie pomysłów i narracyjna wtórność. W przededniu finału tej odsłony serii takie zjawisko jest niepokojące, delikatnie rzecz ujmując.
Źródło: Zdjęcie główne: Fox
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat