The Good Doctor: sezon 2, odcinek 3 i 4 – recenzja
Data premiery w Polsce: 24 listopada 2024The Good Doctor dalej podejmuje emocjonalne tematy, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tym razem niewiele z tego wynika.
The Good Doctor dalej podejmuje emocjonalne tematy, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tym razem niewiele z tego wynika.
Dwa kolejne odcinki serialu The Good Doctor znów wybierają sobie temat główny, wokół którego kręci się cała fabuła – w epizodzie numer 3. są to katorżnicze dyżury, jakie muszą wykonywać lekarze, zaś w odcinku numer 4. – szeroko rozumiane rodzicielstwo. I choć zarówno jeden temat jak i drugi są ciekawe i dają pole do manewru w opowiadanych historiach, przez ostatnie odcinki działo się raczej niewiele i trudno przywołać wątki, które po seansie pozostałyby w naszej pamięci na dłużej - zwłaszcza jeśli chodzi o odcinek numer 4. (poświęcony w głównej mierze Glassmanowi i jego majakom oraz prezentowaniu kolejnych na siłę upchanych relacji rodzicielskich, jakby ta jedna była niewystarczająca). Choć (jak zwykle) na ekranie pojawiają się ciekawe przypadki medyczne, nie mają one większego wpływu na fabułę czy osobiste wątki bohaterów. Nie dzieje się tak naprawdę nic, co wprowadziłoby do serialu jakąś nowość ani co pchnęłoby akcję mocno do przodu. Historia po prostu toczy się koło za kołem – jak tak dalej pójdzie, trudno będzie odróżniać jeden odcinek od drugiego, ponieważ poza bieżącymi sprawami nie dzieje się tu szczególnie dużo.
Drażni mnie trochę wątek Glassmana – w bieżących dwóch odcinkach obserwujemy go w łóżku szpitalnym, gdy jest już po operacji i ma dobre rokowania. Niestety od kiedy pojawia się przy nim widmowa córka robi się po prostu nudno. Twórcy odwlekają kulminację i punkt zwrotny najdłużej jak się da – nie dowiadujemy się, co się stało z dziewczyną w zasadzie aż do końca odcinka. Przez to, że zostało to przeciągnięte do granic możliwości, straciłam w pewnym momencie zainteresowanie tym wątkiem i już nie zależało mi na tym, by poznać odpowiedzi. Pomysł na historię może i był dobry, jednak wykonanie pozostawia niestety wiele do życzenia.
Jak już wspomniałam, to nie jedyne odniesienie do rodzicielstwa jakie zaproponowano w odcinku - wśród pacjentów mamy przecież agresywnego nastolatka, który manipuluje matką, mamy dziewczynę, która wbrew woli rodziców wspina się po skałach i nie chce słuchać ich rad, a sam Melendez również udaje się do swojej (prawdopodobnie) córki po głębszym zastanowieniu i dłuższej refleksji życiowej. Okej - ten ostatni wątek działa na emocje i pokazuje skrywaną dotąd twarz lekarza, jednak żałuję, że wpleciono go w fabułę właśnie w takim momencie - w serialu o rodzicach i dzieciach nie jest on niczym innym jak kolejną ilustracją, po prostu jedną z wielu. Szkoda, bo w przeciwieństwie do historii pacjentów, tutaj rzeczywiście mamy do czynienia z ważną postacią i jej życiem prywatnym - coś, co było dobrym punktem wyjścia do opowiedzenia nam czegoś więcej o Melendezie, potraktowano zdecydowanie zbyt pobieżnie. I zdziwię się, jeśli wątek dziewczynki z ośrodka powróci w fabule w ważniejszej roli - na tę chwilę moim zdaniem się na to nie zanosi.
Powróćmy jednak do odcinka numer 3. Fakt, że w tym epizodzie lekarze męczyli się na 36-godzinnych dyżurach, dodatkowo zobrazowano zegarem, który odlicza czas do końca. Myślę jednak, że obyłoby się i bez tego, bo bohaterowie aż nazbyt wymownie pokazywali, jak bardzo są zmęczeni – trochę mnie to zastanawia, bo to nie pierwsza taka zmiana w ich karierze i prawdopodobnie nie ostatnia. Tymczasem ani w odcinkach przed, ani nawet w epizodzie czwartym nikt już nie jest zmęczony. Problem za długich dyżurów podjęto tylko w odcinku numer 3, a potem... jakby zniknął. Nie jest to do końca przekonujące i po raz kolejny mam wrażenie, że twórcy dobierają tematy tak, jak akurat im wygodnie, nie proponując żadnych punktów wspólnych między epizodami. Bo gdyby chociaż bohaterowie coś działali z problemem długich dyżurów, gdyby kontynuowali tę dyskusję także w późniejszym odcinku... Ale nie – kolejny odcinek, kolejny temat. Trudno w tej sytuacji do czegokolwiek się tu bardziej przywiązać.
Jeśli chodzi o realizację, pomysł pokazania długich dyżurów wykorzystano w dość oczywisty sposób – zestawiając dyżurujących Shauna i Reznick z kolejnymi pacjentami. Tym razem przez ekran przewinęło się ich znacznie więcej niż modelowe dwie osoby jak co odcinek – tutaj jednak ponownie nie idzie oprzeć się wrażeniu, że pełnili oni wyłącznie funkcję ilustrującą. Przywołano ich nie po to, byśmy im współczuli, a po to, by pokazać natłok pracy jaka spoczywa na barkach rezydentów - dokładnie na tej samej zasadzie, co we wspomnianym już odcinku numer 4. Jest to poprawne, ale tylko tyle – taki zabieg wciąż nie budzi większych emocji. Natłok ilustrujących wątków sprawia tylko, że do nikogo nie można bardziej się przywiązać, a na tym serial nieco traci.
Najgłupszym, na co w ostatnich epizodach zdecydowali się twórcy, było wplecenie do fabuły prywatnego wątku Lim. Owszem, kobieta zyskuje moją sympatię im dalej brniemy w fabułę, jednak tutaj i jej obecność zaznaczono tylko po to, by pokazać ile czasu nasi lekarze spędzają w pracy. Bo oto Lim zdążyła być dwa razy na sali sądowej za drobne wykroczenie (nikogo nie obchodzi jakie, bo nie ma ono kompletnie żadnego znaczenia dla fabuły), zdążyła zjeść kolację ze znajomym i pójść z nim do łóżka i ponad wszystko – zdążyła odsiedzieć swoje za kratkami. A w tym samm czasie Murphy i Reznick w pocie czoła działali przy kolejnych przypadkach medycznych, dzwoniąc do niej i dzwoniąc z prośbami o radę. Losy Lim nie są w najmniejszym stopniu ważne dla serialu – fakt, że poszła do więzienia był tak naciągany, że trudno było się nim choć trochę przejąć. To wszystko miało za zadanie zobrazować upływający czas, ale – na litość – na takim oklepanym sposobie ilustrowania wątków serial tylko traci, przybierając wizerunek banalnego i płaskiego. W ostatnich dwóch epizodach było to aż nadto zauważalne.
To jednak nie koniec wątków w odcinku numer 3 – jak pamiętamy, znalazły się tu jeszcze rozmowy Shauna o Leah, a także dziwna wymiana zdań nad stołem operacyjnym, która zakończyła się walką o feminizm. Tego wątku także zupełnie nie rozumiem, ponieważ pojawił się znikąd – oto bliżej nieznana pani doktor atakuje Melendeza zupełnie tak, jakby od zawsze coś ich poróżniało, tymczasem dla nas jest to bohaterka zupełnie anonimowa. Tego typu interakcje między postaciami działają znacznie bardziej jeżeli wszystkie te postaci są nam znane – wtedy przynajmniej można sympatyzować z którąś ze stron, a tak... trudno nawet przejąć się tym, co wygłaszała jakaś randomowa chirurg przy stole. Wątek seksizmu uważam w tym miejscu za kompletnie zbędny – sam temat jest fajny i na pewno wart zgłębienia, ale nie w sposób, gdy jest on wciśnięty na siłę do (i tak już wypełnionego wątkami) odcinka.
Najmocniejszym wątkiem bieżących odcinków jest na pewno wątek Claire, która pracuje nad swoją astertywnością. Nie od dziś wiemy, że jest to jej pięta achillesowa, w związku z czym zestawienie jej z poważną decyzją o usunięciu macicy chorej kobiecie jest naprawdę mocne i działa na emocje. To wielka próba dla postaci i choć przyznam, że jej decyzja mnie zaskoczyła, po krótkim przemyśleniu stwierdzam, że Claire dobrze na tym wyszła. Na pewno umocniła się w pewności siebie i nauczyła brania na siebie odpowiedzialności. Zdecydowanie najciekawszy wątek bieżących przegadanych odcinków.
The Good Doctor w tym tygodniu raz jeszcze przypomina nam, że jest serialem schematycznym. Ostatnio miałam lepsze odczucia po seansie, bo i historie przedstawione w epizodzie wypadły jakoś zgrabniej, jakby były lepiej przemyślane i zaplanowane - teraz ponownie wracamy do typowego modelu, gdzie co tydzień oglądamy niezwiązane ze sobą historie pacjentów, z których tak naprawdę niewiele wynika. Główni bohaterowie tylko od czasu do czasu podejmują akcje rzutujące na ich życie osobiste – oglądamy ich przede wszystkim jako lekarzy, wykonujących typowo proceduralowe zajęcia. Brakuje w tym jakiejś werwy, spójności i serca – jedynym, co spaja odcinki jest dziwna relacja między Leah a Shaunem, jednak i ona nie jest na tyle mocna, by w pełni zaangażować uwagę. W tym tygodniu zaokrąglone 6, przede wszystkim za mocny wątek z Claire – twórcy serialu udowadniają, że wciąż mają w rękawie dobre pomysły. Szkoda tylko, że używają ich tak okazjonalnie, pozwalając, by reszta produkcji płynęła sobie gdzieś tam od niechcenia.
Źródło: zdjęcie główne: ABC
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat