The Good Fight: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Jak na produkcję, która realizacyjnie nie przypomina swojego poprzednika, The Good Fight stara się wiele z niego czerpać.
Jak na produkcję, która realizacyjnie nie przypomina swojego poprzednika, The Good Fight stara się wiele z niego czerpać.
Mike Kresteva to kolejna postać z The Good Wife biorąca udział w spin-offie. Ci, którzy znają oryginał, wiedzą, że postaci granej przez Matthew Perry'ego lubić się nie da. Jednak pojawienie się tego bohatera wpływa bardzo pozytywnie na tę produkcję – może w końcu będzie bardziej dynamicznie. Co prawda wezwanie do składania zeznań przed sądem przysięgłym i zeznania Diane przed tymże wyszły nieszczególnie emocjonująco, lecz przynajmniej zakończenie epizodu daje nadzieję na poprawę w aspekcie dramaturgii.
Henceforth Known as Property robi parę rzeczy dobrze. Przede wszystkim wprowadza trochę więcej humoru, za co odpowiada Marissa. Tym razem pomaga ona Maii w poradzeniu sobie z plotkami rozsiewanymi w internecie przez byłego chłopaka młodej prawniczki. Cały wątek sprawiał wrażenie rozluźniającego przerywnika, ale koniec końców taki nie był. Rozwiązywanie problemów w tym stylu podoba mi się. Wszyscy przekonują Maię, że fałszywe wiadomości to nic groźnego, a jednak taka głupota odbije się na całej kancelarii. Poza tym owe zmartwienie rudowłosej bohaterki było też świetnym pretekstem, by zobaczyć, jak działa kancelaria zarządzana przez Adriana Bosemana: „W tej firmie wzajemnie się wspieramy, Maia” – mówi szef do niedoświadczonej pracowniczki, a fan serii od razu uśmiechnie się pod nosem, myśląc o Lockhart/Gardner.
W żadnym wypadku nie rozczarowała sprawa odcinka. Walka o komórki jajowe została przedstawiona w ciekawy, przemyślany sposób. Miło, że prawnicy również działali w terenie, a nie tylko wszędzie wysyłali śledczego. Wielkim plusem był sędzia prowadzący rozprawę. Nie przypominam go sobie z Żony idealnej, przez co odniosłem wrażenie, iż został stworzony na potrzebę tej sprawy, podobało mi się jego racjonalne podejście do spornego problemu. Zawiodły mnie w zasadzie tylko dwa rozwiązania dotyczące opisywanego aspektu. Po pierwsze – śledczy (czyli nijaki Jay) ratuje kancelarię w ostatnim momencie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ta scena nie była pozbawiona jakichkolwiek emocji, a przy tym Diane magicznie nie oparła całej linii obrony na wiedzy uzyskanej pół minuty wcześniej. Z czym w takim wypadku przyszła do sądu? Po drugie – szkoda trochę zakończenia. Gdy już się wydawało, że sprawa jest przegrana i sędzia wydał wyrok, to Diane wpadła znienacka na genialny plan, dzięki czemu wygrała. Ten minus osłodził trochę ostatni dialog zwaśnionych stron. Nie wszyscy żyli długo i szczęśliwie – i bardzo dobrze.
https://www.youtube.com/watch?v=CJqOy0eXlcc
W końcu mogę pozytywnie wypowiedzieć się o Barbarze. W czwartym odcinku pozwoliła poznać się z bardziej ludzkiej strony, co jest ciekawe, ponieważ wciąż nie widzieliśmy jej w akcji na sali sądowej oraz w dalszym ciągu dostała niewiele czasu antenowego. Widzę w tej postaci potencjał na coś więcej, niż na razie pokazują nam to twórcy, ale kto wie, może to wrażenie jest złudne.
The Good Fight idzie oddzielną ścieżką od Żony idealnej, ale jednocześnie korzysta z tego, co poprzednik zbudował. Fajnie, że dzięki temu sprowadza postacie, których potencjał nie został do końca wykorzystany wcześniej. Szkoda jednak, iż sposób przedstawiania akcji tak różni się od wcześniejszego. Odmienny styl spodobał mi się w pilocie, lecz po seansie Henceforth Known as Property i przesłuchaniu Diane nabieram wątpliwości, czy to dobra droga. Czas pokaże, czy twórcy mają ciekawy pomysł na emocjonujące poprowadzenie tej historii.
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat