The Good Fight: sezon 1, odcinek 7 – recenzja
Dla miłośników Żony idealnej najnowszy odcinek spin-offu jest jak danie, które znają bardzo dobrze, a mimo to wciąż smakuje jak za pierwszym razem. Prawnicze zagrywki w The Good Fight jeszcze tak dobre nie były.
Dla miłośników Żony idealnej najnowszy odcinek spin-offu jest jak danie, które znają bardzo dobrze, a mimo to wciąż smakuje jak za pierwszym razem. Prawnicze zagrywki w The Good Fight jeszcze tak dobre nie były.
Not So Grand Jury rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia poprzedniego epizodu i właściwie już od początku przygotowuje widzów na nieoczekiwane zwroty akcji. Bez wątpienia szybkie odkrycie podstępu Elsbeth przez Krestevę niejako ustawiło fabułę. Dzięki temu prawnicy Roddick, Boseman & Kolstad musieli wymyślić nową strategię działania. Zamiast tracić czas na pokazywanie związku Lucci (który w odcinku był obecny, ale w akceptowalnej formie), widzowie zobaczyli dwie sprawy powiązane ze sobą: jedna rozgrywająca się podczas wielkiej ławy przysięgłych, a druga w tradycyjnym sądzie.
Wydarzenia związane z przesłuchiwaniem pracowników kancelarii, w której zatrudnieni są główni bohaterowie, była tą mniej dynamiczną sprawą, ale to nie oznacza, że gorszą. W jej pierwszej fazie dostarczyła bardzo dużo humoru zarówno podczas doręczania wezwań (scena z Marissą mówiącą po włosku!), jak i podczas samego przesłuchania. Odwrócenie uwagi ławy przysięgłych to zagrywka znana z The Good Wife, ale w The Good Fight świetnie się sprawdziła. Naprawdę trudno powstrzymać śmiech, oglądając wystąpienia czarnoskórych prawników oraz Marissy. Wiele ciepłych słów należy skierować do aktorów – Matthew Perry'ego oraz Aarona Tveita (znanego z BrainDead). Ich reakcje na wypowiedzi przesłuchiwanych były fenomenalne.
Poważnie zrobiło się dopiero później. Szczególnie istotną rolę odegrała tutaj Diane. Prawie zemściło się jej zachowanie z pilotowego odcinka. Rozmowy z Adrianem na temat strategii dotyczącej jej przesłuchania w obecności wielkiej ławy przysięgłych prezentowały stały, solidny poziom. Jedynie scena, w której kobieta chciała po niepomyślnym przebiegu konfrontacji z Krestevą odejść z kancelarii wydała się słaba i naiwna. Po raz kolejny widzowie mogli się przekonać o tym, że Adrian to osoba wstawiająca się za swoimi ludźmi – co zostało już wcześniej podkreślone parę razy. Diane natomiast miała dzięki przyjętej postawie wzbudzić większą sympatię. Takie zagrania nie są konieczne w stosunku do bohaterów, których widzowie zdążyli już nieźle poznać. O wiele bardziej przydałoby się rozwijać nowe postacie. One wciąż dostają za mało czasu antenowego, by zaczęło nam na nich bardziej zależeć.
Najlepsza batalia miała jednak miejsce nie podczas przesłuchania wielkiej ławy a w sądzie cywilnym podczas procesu wymierzonego w Krestevę. Grany przez Kevina Pollaka sędzia Kyle Gallo to kolejny ciekawy, a przy tym zabawny rozjemca przedstawiony w tym uniwersum. W tym miejscu można śmiało wymienić wszystkie zalety spraw tygodnia, do których oglądający Żonę idealną zdążyli się przyzwyczaić: świetne interakcje między prawnikami (mimo iż motyw walki kochanków po dwóch stronach barykady jest dość oklepany, to jakość wykonania należy zapisać na plus), zagrywki Elsbeth do wydobycia informacji na temat przesłuchań wielkiej ławy, wspomniana postać sędziego czy nieoczekiwane (i niewygodne) wyznania prawd. Po raz kolejny w tej serii przewija się w tle postać Andrew Harta, delikatnie mieszając. Czyżby twórcy mieli dla niego w przyszłości przewidzianą większą rolę w fabule?
Znów mało czasu antenowego dostaje Maia. Nie przeszkadza jej to, by mieć ogromny wpływ na fabułę. Wciąż nie podoba mi się, że ta bohaterka nie popisuje się prawniczymi umiejętnościami na sali sądowej. Dialogi młodej prawniczki z ojcem były kluczowe dla fabuły. Dzięki wyłączeniu urządzeń nagrywających mogli odbyć szczerą konwersację. Przemowa dziewczyny podczas drugiej rozmowy tej dwójki to jak na razie jeden z lepszych momentów Maii w The Good Fight. Może teraz, po przekonaniu swojego ojca do złożenia zeznań oraz (tymczasowemu?) zakończeniu sprawy z Krestevą, rudowłosa bohaterka zostanie przydzielona do odgrywania prawniczej roli w produkcji. W co mimo wszystko wątpię.
Not So Grand Jury kumuluje najlepsze cechy, które miała w sobie oryginalna produkcja z tego uniwersum: humor, wartką akcję sądową oraz nieoczekiwane zwroty akcji. Gdy dodamy do tego postacie Mike'a Krestevy oraz Elsbeth Tascioni, to wychodzi naprawdę niezła mieszanka wybuchowa. Do końca sezonu pozostało trzy odcinki, a problemy firmy – póki co – wyglądają na rozwiązane. Co teraz czeka bohaterów? Oby coś, co pozostawiłoby w serialu postacie grane przez Carrie Preston i Matthew Perry'ego (ten duet jest genialny, zwłaszcza gdy występują razem). Chociaż widzowie dostali obietnicę, że to jeszcze nie koniec, to wcale nie oznacza, że zemsta nastąpi w tej serii.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat