„The Last Man on Earth”: sezon 1, odcinek 5 i 6 – recenzja
Ma na imię Phil Miller i nie jest już ostatnim mężczyzną na Ziemi. W 5 i 6 odcinku „The Last Man On Earth” nie rozwija się w atrakcyjnym kierunku, balansując niebezpiecznie na granicy żenującego humoru.
Ma na imię Phil Miller i nie jest już ostatnim mężczyzną na Ziemi. W 5 i 6 odcinku „The Last Man On Earth” nie rozwija się w atrakcyjnym kierunku, balansując niebezpiecznie na granicy żenującego humoru.
Spodziewałem się, że w „The Last Man on Earth” zaloty Phila do Melissy zostaną szybko ucięte, ale nie mogłem się bardziej mylić. Kolejne 40 min serialu obraca się wokół tego jednego tematu i powoli zaczyna nużyć. Najbardziej boli fakt, że nie ma w tym specjalnie oryginalnego podejścia – to powielanie podobnych gagów, opartych na kretyńskim i dziecinnym zachowaniu Phila, które skutkuje oczywiście efektem odwrotnym do zamierzonego.
Ten sam żart powtarzany wielokrotnie - nawet z werwą Willa Forte - przestaje bawić, a pomysł bohatera, żeby on i otyły Todd ściągnęli koszulki podczas rozgrywki tenisa potrafi wręcz wywołać zniesmaczenie. Specyficzny humor jest w porządku, ale we wszystkim trzeba znaleźć odpowiednie proporcje. Mimo wszystko jednak udaje wyłowić się kilka naprawdę zabawnych scen - świetnie prezentują się chociażby porządki domowe Carol, czy nawiązanie do „The Shawshank Redemption”.
[video-browser playlist="675958" suggest=""]
Wspominany wyżej Todd jest największą zmianą jaka zostaje wprowadzona. Największą w sensie dosłownym i przenośnym. Dzięki swojej tuszy i przyjaznemu charakterowi bohater jest sympatyczny i bardzo łatwo go polubić, tyle że rodzi się równocześnie pytanie o sens wprowadzania kolejnego mężczyzny. Taki zabieg już po 6 odcinkach sprawia, że sam tytuł serialu jest nieadekwatny. Maskowanie braku pomysłów na ciekawe interakcje, poprzez dorzucanie kolejnych postaci, na dłuższą metę się nie sprawdzi. W moim odczuciu powiększanie obsady następuje ciut za szybko, ale są tego jasne strony. Melissa zapewne zwiąże się z Toddem i wreszcie ruszymy dalej. Oby zwiastunem takiego przebiegu zdarzeń było jej rozbrajające „nie” z ostatniej sceny.
Po seansie nasuwają się jeszcze dwie refleksje. Serial całkiem odciął się od dwuznacznego, dramaturgicznego podejścia i staje się powoli - tylko i aż - niezobowiązującą komedią. Trochę szkoda, ponieważ istniał tu potencjał na parodię postapokaliptycznych schematów, ale z drugiej strony dobrych komedii nigdy za mało. Szczególnie, że „The Last Man on Earth” nie można odmówić fajnego klimatu i uroku.
Czytaj także: „Westworld” – zarys fabuły serialu science fiction stacji HBO
I z nadziejami na właśnie dobrą komedię, czekamy na kolejne epizody. Za „Dunk the Skunk” i „Some Friggin’ Fat Guy” należy się jednak żółta kartka. Dość końskich zalotów, pora rozszerzyć tematykę.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat