The Last of Us: sezon 2, odcinek 1 - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 14 kwietnia 2025Nadszedł premierowy odcinek 2. sezonu The Last of Us. Czy mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi podobnym do tego, które wywołała premiera kontrowersyjnej gry? A może to dopiero cisza przed burzą? Sprawdzam.
Nadszedł premierowy odcinek 2. sezonu The Last of Us. Czy mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi podobnym do tego, które wywołała premiera kontrowersyjnej gry? A może to dopiero cisza przed burzą? Sprawdzam.

The Last of Us to samograj. Oryginał z 2013 roku to scenariuszowe arcydzieło, które udowodniło, że gry komputerowe są w stanie opowiadać głębokie i poruszające historie. Jak na ówczesne możliwości techniczne była to też wizualna perełka, którą później parokrotnie aktualizowano i upiększano, co doprowadziło do takiego absurdu, że niebawem w obie części będzie można zagrać na mikrofali. To kinowa historia, zatem przeniesienie jej na łamy telewizji nie było wcale ogromnym wyzwaniem. Z perspektywy gracza i fana oryginału (ścisła topka moich ulubionych gier) uważam, że wykonano świetną robotę. Scenografia i przedstawienie świata stoją na wysokim poziomie. I choć nie byłem (i nadal chwilami nie jestem) przekonany do obsady głównej, to z ręką na sercu muszę przyznać, że Pedro Pascal i Bella Ramsey poradzili sobie co najmniej dobrze. Opowieść została wiernie odzwierciedlona, a niektóre zmiany okazywały się lepsze od oryginału (np. postawienie większego nacisku na relację Franka i Billa, co rozbudowało świat przedstawiony i stanowiło świetny "bottle episode").
Na 2. sezon czekałem z wypiekami na twarzy – i to nie dlatego, że gra tak bardzo mi się podobała. To jedna z tych produkcji, o której uwielbiam dyskutować, choć zdarza mi się zmieniać o niej zdanie. Raz ją lubię, a raz nienawidzę. Muszę jednak docenić ją za to, że jest w stanie wywołać silne emocje. Tym bardziej zdziwiła mnie decyzja twórców serialu o tak powolnym powrocie do tego świata. W pierwszym odcinku spodziewałem się prawdziwej bomby, istotnego gromu z jasnego nieba. Myślałem, że na platformie X ujrzę płomienie i barykady jak w Paryżu w XVIII wieku. Tymczasem nic takiego się nie stało. 1. odcinek 2. sezonu The Last of Us to bardzo powolne, ale udane wprowadzenie, które pokazuje bohaterów na kilka lat po wydarzeniach z ostatniego odcinka.
Joel chodzi na terapię, bo nie radzi sobie z konsekwencjami decyzji podjętej w finałowym odcinku 1. sezonu. Ellie jest na niego z jakiegoś powodu obrażona (co zostanie na pewno wyjaśnione później), a my poznajemy mnóstwo postaci pobocznych. Dina to absolutna perełka! Isabela Merced ma ogromne pokłady charyzmy, uroku i naturalności. Jej postać wprowadza do serialu mnóstwo ciepła, humoru i jest świetnym balansem dla Ellie i Joela, którzy borykają się z problemami. Podobało mi się sparowanie Diny z Joelem oraz Tommy'ego z Ellie. To w świetny sposób pokazuje, że główni bohaterowie szukają dla siebie zastępstw. Dina staje się "zastępczą Ellie", a Tommy odgrywa ojcowską rolę, która do tej pory przypadała Joelowi. Ta tajemnica stojąca za ich konfliktem jest najciekawszym elementem epizodu. Gracze doskonale wiedzą, co dokładnie zaszło pomiędzy nimi, ale śledzenie teorii osób, które nie znają historii, daje frajdę. fot. HBO
Premiera 2. sezonu popełnia jednak dwa poważne błędy. Pierwszym z nich jest samo wprowadzenie. Poznajemy postać Abby i dowiadujemy się, że należała do grupy Świetlików, które zostały wymordowane w szpitalu przez Joela (w finałowym odcinku 1. sezonu). Dziewczyna jest zafiksowana na punkcie zemsty i wprost mówi, że jej celem jest zamordowanie mężczyzny.
Dodam, że przy recenzjach z tego sezonu wyznaje następujące podejście: spoilery dotyczą tylko omawianego odcinka, zatem osoby niezaznajomione z fabułą gier nie muszą się niczego obawiać. Chciałbym tu jednak wyjaśnić, dlaczego to wprowadzenie może okazać się fatalne dla całego sezonu. Jeśli nie znasz gry, pomiń ukryty fragment.
POTENCJALNE SPOILERY DLA KOLEJNYCH ODCINKÓW
Największym szokiem przy premierze 2. części gry była śmierć Joela już na samym początku historii, po parogodzinnym wprowadzeniu. Była bezpardonowa, brutalna i kompletnie wywróciła oczekiwania fanów do góry nogami. W momencie śmierci nie mieliśmy pojęcia, kim jest Abby, jaki był jej cel i dlaczego to Joela namierzyła i postanowiła zamordować. Zdradzenie tego wszystkiego w pierwszych minutach pozbawia historię elementu zaskoczenia i późniejszego odkrywania przeszłości dziewczyny. Oczywiście trzeba zaczekać, bo nie wiadomo, jak podeszli do tego twórcy, ale na tym etapie uważam to za błąd. Widz spodziewa się już, że atak na Joela prędzej czy później nastąpi; wie również mniej więcej, co kieruje Abby. Mam wrażenie, że to swoisty parasol ochronny i próba przygotowania widowni na to, co stanie się potem.
KONIEC SPOILERÓW DLA KOLEJNYCH ODCINKÓW

Moim zdaniem 2. sezon skorzystałby na dwuodcinkowej premierze. Podoba mi się decyzja, aby przedstawić wydarzenia, o których w grze tylko napomknięto lub które ukazano w retrospekcjach. Niestety dzieje się to kosztem tempa. Brakuje większej intrygi, akcji i czegoś, co ukazałoby kierunek historii. Świetnie to robił premierowy epizod całego serialu, który przedstawił bohaterów, początek apokalipsy, utratę córki przez Joela. Było to porywające i pełne napięcia. Tu jest spokojniej. Widać, że to dopiero wprowadzenie do kolejnych wydarzeń.
Odcinek ma wiele mocnych momentów. Rozmowa Joela z panią psycholog (świetna Catherine O'Hara) to popis aktorski Pedro Pascala, który na naszych oczach w ułamku sekundy przechodzi od kompletnego załamania emocjonalnego do zatrzaśnięcia jakichkolwiek emocji w swoim sercu. To poruszające i mocne wizualnie. Temu bohaterowi po prostu się współczuje. Nie jest dobrym człowiekiem (szerzej rozpisałem się o tym w tym tekście), ale można go zrozumieć. W grze w tej scenie był Tommy, ale nie przeszkadza mi taka zmiana. Wysłanie Joela na dobrowolną terapię jest cegiełką w pokazaniu rozwoju tego bohatera i jego próbę przystosowania do społeczeństwa. Fani gier na pewno się też uśmiechnęli, gdy Ellie złapała za butelkę. Scena w sklepie miała świetnie zbudowane napięcie. Charakteryzacja nadal stoi na bardzo wysokim poziomie i robi wrażenie. Świetnie zapowiedziano pojawienie się nowego odłamu zainfekowanych, czyli Czyhaczy (Stalkerów). To inteligentny rodzaj zarażonego, który jest w stanie skradać się do swoich ofiar. Nawet w pojedynkę jest on w stanie dziabnąć Ellie, która potem maskuje swoje ugryzienie samookaleczeniem. Emocjonalnie uderza też jedna z finałowych scen. Oglądanie Joela i Ellie tak od siebie odseparowanych po prostu boli. Jest to zasługa aktorów, którzy świetnie przekazują emocje postaci. Są jak ojciec i córka po kłótni, którzy jednocześnie chcą być blisko siebie, ale nie do końca potrafią. To łapie za serce!

Ważnym aspektem było pokazanie funkcjonowania społeczności Jackson. To miasteczko, które prawie nie różni się od tego, co znamy. Jest bardzo duże i chronione, ma dostęp do światła i różnego rodzaju atrakcji. Można też pochwalić stronę wizualną – mam wrażenie, że HBO przeznaczyło więcej pieniędzy na ten sezon, ponieważ całość prezentuje się jeszcze lepiej niż dwa lata wcześniej.
Patrzymy, jak Joel i Ellie funkcjonują w nowej rzeczywistości. Są tam pewne zasady, wraca jakiś rodzaj normalności, który mężczyzna znał sprzed apokalipsy. To może prowadzić do nieuwagi, dekoncentracji i rozleniwienia. Jeśli temu służy powolne przedstawienie działania Jackson, to późniejsza decyzja związana z głównym bohaterem będzie miała lepszą podbudowę niż w grze. Ciekawi w tym wszystkim tylko kwestia Eugene'a, który zajmował się uprawą marihuany i był mężem pani psycholog. W grze zmarł on z powodu udaru i był jedną z niewielu osób, która pożegnała się ze światem w naturalny sposób. W serialu zabił go Joel jakiś rok wcześniej. Można domniemywać, że stało się to podczas patrolu, a Eugene został zainfekowany. Co to dokładnie oznacza? Jeśli Joela nadal stać na bezwzględność (co sugeruje też pragmatyczne podejście do kwestii przyjmowania uciekinierów), to może to rzutować na jego zachowanie.

Na koniec chciałbym się odnieść do "kontrowersji" związanych z Bellą Ramsey. Wielu "fanów" w obraźliwy sposób atakuje aktorkę i zarzuca jej, że nie jest podobna do swojego pierwowzoru. Owszem, no nie jest. Pedro Pascal także nie jest, a nie zbiera takiej krytyki. Nie byli oni moimi faworytami do tych ról, ale się w nich sprawdzają. Bella Ramsey wiarygodnie przedstawia starszą, jeszcze bardziej buntowniczą dziewczynę, która do końca nie zna swojego miejsca w świecie i boryka się z ciężarem przeszłości. Bella ma obecnie 21 lat, czyli jest nawet starsza od Ellie w The Last of Us: Part II. Obrażanie kogoś z powodu tego, że wygląda młodziej, jest poniżej krytyki. Na razie nie można jej nic zarzucić. Czy to moja Ellie? Nie, zdecydowanie nie. Ale to nadal dobra Ellie.
Serial The Last of Us zaserwował dobry odcinek. Umiejętnie wprowadza on w realia nowej rzeczywistości, w której znalazł się duet bohaterów, buduje pewną intrygę i tajemnicę stojącą za rozpadem ich relacji, a także oferuje pełną napięcia sekwencję, rozbudowującą świat przedstawiony. Premiera mogłaby obfitować w więcej emocji i atrakcji, ale prawdziwa uczta czeka nas w przyszłym tygodniu.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1946, kończy 79 lat
ur. 1972, kończy 53 lat

