Gdy gruchnęła wiadomość, że kultowe The Office będzie miało również polską wersję, wśród serialomaniaków zapanowała konsternacja. To przecież nie może zakończyć się sukcesem, prawda? Po obejrzeniu całego sezonu z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że udało się… na 60%.
Twórcy polskiego Biura chyba w najbardziej optymistycznych przewidywaniach nie liczyli na to, że ich serial będzie odbierany w oderwaniu od amerykańskiego pierwowzoru. Oceniając produkcję Canal+, siłą rzeczy trzeba odnieść się zarówno do The Office (US), jak i brytyjskiej wersji autorstwa Ricky’ego Gervaisa. W porównaniu z wielkimi poprzednikami nasze Biuro wypada miernie, ale raczej nikt nie spodziewał się, że będzie inaczej. Polskim twórcom należy oddać jednak to, że nie poszli na łatwiznę, kopiując sprawdzone rozwiązanie na płaszczyźnie formy i treści. Produkcja ma własny charakter i jest mocno zakorzeniona w naszej rzeczywistości. Twórcy wykonali więc ciężką pracę, żeby uniknąć oskarżeń o permanentne korzystanie z wypracowanych szablonów. Gdyby tylko dowcip częściej trafiał w dziesiątkę, moglibyśmy mówić o pełnym sukcesie.
Już dziwaczna czołówka sugeruje, że nasze Biuro będzie zmierzać własną drogą. Szkielet fabularny jest oczywiście tożsamy z tym, co widzieliśmy wcześniej, ale takie było przecież zamierzenie. W serialu śledzimy losy pracowników pewnej siedleckiej (nie sietleckiej) firmy zajmującej się produkcją i handlem wodą mineralną. W pierwszym epizodzie poznajemy młodego Franka, który zostaje zatrudniony w dziale marketingu. On oraz recepcjonistka Asia wydają się jedynymi normalnymi ludźmi w bulgoczącym kotle szalonych osobowości Kropliczanki. To właśnie pomiędzy tą dwójką rodzi się delikatne uczucie, które staje się jednym z motywów przewodnich serialu. Są oni więc polskimi odpowiednikami Jima i Pam, wokół których toczyła się akcja amerykańskiego Biura. Fani formatu na pewno odnajdą też Dwighta w ekscentrycznym Darku oraz Michaela Scotta w szefie Kropliczanki.
The Office PL rozpoczyna się od mocnego uderzenia. Pilotowa odsłona w doskonały sposób łączy spuściznę po wielkich poprzednikach z pomysłami związanymi bezpośrednio z naszym kręgiem kulturowym. Zostajemy efektownie wprowadzeni w klimat opowieści, a humor w większości przypadków działa jak należy. Po takim wstępie, aż chce się oglądać dalej i na tym paliwie jedziemy przez kolejne kilka odcinków. Z czasem jednak poziom żartu spada, a bohaterowie zaczynają zachowywać się powtarzalnie. Co jakiś czas twórcy wprowadzają segmenty żywcem wyjęte z amerykańskiej i brytyjskiej wersji. Nie jest ich dużo, ale dodają nieco kolorytu tam, gdzie polskim scenarzystom kończą się pomysły na rozbawienie widzów. Ważne też, że wykorzystane motywy nie są lustrzanym odbiciem oryginalnych skeczy. Wszystko zostaje odpowiednio skonwertowane tak, żeby pasowało do polskiej wersji serialu. Przykładowo, w The Office US Michael bierze za zakładnika dostawcę pizzy, a w polskim biurze jednego z pracowników. W amerykańskiej wersji to Scott obiecuje pracownikom pieniądze, których nie ma. U nas czyni to pani vice prezes – Patrycja.
Mimo że The Office PL w tak wielu znaczących miejscach różni się od poprzedników, miłośnicy formatu i tak będą czuli punkty wspólne, które niekoniecznie wypadają na korzyść polskiej produkcji. Weźmy na przykład dwie najbardziej charakterystyczne postacie serialu, czyli Darka i Michała. Ten pierwszy jest podtatusiałym boomerem o tradycjonalistycznych poglądach, mającym w zanadrzu dziesiątki opowieści z cyklu „kiedyś to było”. Postać jednak nie jest do końca spójna, bo co rusz przemienia się w tropiciela spisków i autora absurdalnych teorii naukowo-społecznych. Jest to ewidentny ukłon w stronę poczciwego Dwighta z Biura US. Sęk w tym, że te dwie postawy nie do końca ze sobą korespondują. Postać tzw. Janusza jest sama w sobie kopalnią humorystycznych motywów. Czy rzeczywiście była potrzeba łączenia jej z ekscentrykiem pokroju pana Schrute’a? Twórcy The Office PL mieli tu szansę pójść własną drogą i jeszcze mocniej zaakcentować polski charakter produkcji. Skorzystali jednak ze schedy po amerykańskim Biurze, co w szerszej perspektywie wydaje się nieco asekuracyjne.
O postawie życiowej Michała można napisać pracę naukową. Michael Scott to przecież nie postać, a filozofia życiowa. Polscy twórcy radośnie eksplorują tę ideę, zapominając się w coraz większych idiotyzmach wyczynianych przez Holca. Michał dokazuje aż miło, ale w przeciągu dwunastu odcinków nie przechodzi żadnej ewolucji. Jest zbiorem głupot i gagów, a nie osobą z krwi i kości. Dlatego też, gdy pojawia się segment z roastem szefa, nie czujemy żadnego ciężaru emocjonalnego. Reakcja przełożonego na śmieszkowanie pracowników w amerykańskim Biurze była poruszająca i na chwilę zatrzymywała karuzelę śmiechu. Tutaj nie czuć tego ciężaru, bo poprzez zbyt powierzchowne prowadzenie postaci, ciężko wczuć się w jej rolę.
Podobnie można określić relację Franka i Asi. Brakuje „momentów” między tą dwójką, które podbudowywałyby wartość rodzącego się uczucia. Kilka rozmów, parę żartów, a następnie punkt zwrotny i ochłodzenie stosunków – zdecydowanie można to było wzbogacić o parę sympatycznych niuansów. Twórcy woleli jednak bawić się gagami, które z czasem przestały mieć siłę rażenia. Kilka celnych żartów na odcinek to zbyt mało, żebyśmy mogli mówić o pierwszym sezonie Biura jako o nowej jakości w polskim sitcomie. Co ciekawe, generatorem najlepszych humorystycznych wstawek jest często drugi plan. To dzięki postaciom takim jak: Łuki (a może Seba?), Agnieszka (social media ninja z prawdziwego zdarzenia) czy Levan (pełniący rolę podobną do tej, którą pełnił Oscar w amerykańskim Biurze) widać absurdy codziennej pracy w biurze. Doskonale w formułę serialu wpasowuje się również Dawid Podsiadło, udowadniający, że wciąż jest królem dystansu i autoparodii.
Drugi plan całkiem nieźle radzi sobie również aktorsko. Paradokumentalna forma serialu wymusza naturalność i to niektórym wykonawcom wychodzi zaskakująco dobrze. Wśród artystów mamy głównie mało znane twarze, wykluczając oczywiście Adama Woronowicza w roli Darka, który w swojej kreacji jest zaskakująco stonowany. Przybrana maniera może podobać się, choć nie da się ukryć, że aktor mógłby zaoferować dużo więcej jako ten jeden prawdziwy Polak katolik. Piotr Polak wcielający się w Michała przeszarżowuje praktycznie w każdym odcinku, co nie zawsze działa na korzyść wiarygodności postaci jako człowieka z krwi i kości. Pytanie tylko, ile jest w tym winy aktora, a ile scenarzystów, którzy zdecydowali się pokazać bohatera jedynie z infantylnej strony.
The Office PL wypada blado w porównaniu z poprzednikami, ale nie najgorzej prezentuje się na tle rodzimej sceny serialowej. Produkcja na pewno wygrywa podejściem do niepoprawnych politycznie motywów (całkiem zgrabnie wybrnęła z drażliwych w naszym kraju tematów religijnych w odcinku pod tytułem Krzyż). Twórcy potrafią bawić się też formą, wchodzić w metadyskusję z oglądającymi i puszczać oko do fanów popkultury (epicki fail przy That what she said). Scenarzyści zdecydowanie odrobili zadanie domowe z nowoczesnych form artystycznych, ale zabrakło nieco talentu w rozpisywaniu humoru. Miejmy nadzieję, że to zaledwie rozbiegówka przed kolejnymi sezonami, bo że takowe nadejdą, nie ma przecież żadnych wątpliwości.