The Originals: sezon 5, odcinek 1 – recenzja
Premiera 5. sezonu The Originals nie zachwyca, a jedynie delikatnie pobudza ciekawość. Bardziej jest to przedstawienie bohaterów po sporym przeskoku w czasie, niż zawiązanie wątków na ten sezon.
Premiera 5. sezonu The Originals nie zachwyca, a jedynie delikatnie pobudza ciekawość. Bardziej jest to przedstawienie bohaterów po sporym przeskoku w czasie, niż zawiązanie wątków na ten sezon.
Premiera 5. sezonu The Originals prezentuje przeskok w czasie o siedem lat. To dość spory okres, który wymaga wypełnienia odcinka informacjami na temat tego, co dzieje się w życiu głównych bohaterów. To buduje trochę wolne tempo premiery, bo akcenty muszą zostać rozłożone na zupełnie inne miejsca, niż w normalnym początku sezonu. Zamiast nakreślenia fabuły finałowej serii, mamy skupienie tylko na postaciach, a fabularne wzmianki o tym, co będzie w centrum, są tylko okazjonalne. Nie przeczę, że są intrygujące, bo pada sugestia apokalipsy biblijnych rozmiarów, więc jest to coś, co ma potencjał na wiele. Na razie jednak dostajemy za mało informacji, by poddać to większej ocenie i wyciągnąć wnioski.
Na razie też nie wiem, co myśleć o nastoletniej Hope. Jej młodsza wersja miała jakiś urok, emocje i pewną ekranową charyzmę, która sprawiała, że pomimo wyraźnego braku doświadczenia aktorskiego była to ciekawa bohaterka w 4. sezonie. Jej starsza wersja jest na razie zwyczajną nastolatką bez tego "czegoś", co czyniło młodą Hope postacią intrygującą, którą chciało się oglądać na ekranie. Momentami wydaje się nijaka, pozbawiona tego pazura, który był dostrzegalny i który czynił ją godną nazwiska Mikaelson. Co prawda, dostajemy tylko wątek jej sprzedaży krwi koledze z uczelni, poznanie potencjalnej miłości oraz problemy emocjonalne wynikające z nieobecności ojca, więc za mało, by można było wyciągnąć więcej wniosków. To też niewiele, by można było rzeczowo ocenić, ale pomimo tego, czuć brak czegoś wyjątkowego. Boję się, że aktorka może nie pociągnąć tej roli na tyle dobrze, jak jej poprzedniczka.
Z prawdopodobną apokalipsą związane są spotkania Klausa z Elijah, który nadal ma umysł spowity mgłą amnezji. Są to tego typu sceny, które pomimo zwyczajności, mają w sobie charakter i emocje. Czuć dramat, zagubienie i nieporadność Klausa, który chciałby coś zrobić, a nie może. Jednocześnie są w tym drobne przegięcia, bo jednak idzie do Elijah i naraża świat na niebezpieczeństwo, bo widzimy w Nowym Orleanie skutki jego działań. Dlatego do końca mnie to nie przekonuje, bo jest to motyw prowadzony po cienkim lodzie. Jednocześnie mamy w końcu ponowne spotkanie Klausa z Caroline, które zdecydowanie może się podobać. Szczególnie te chwile, gdy Caroline traktuje Klausa jak nierozgarniętego dzieciaka i ustawia go po kątach. Jej władczość nie tylko objawia się w lepszym ukazaniu postaci, niż w Pamiętnikach wampirów, ale też dobrze współgra z chemią, jaką aktorka ma z Josephem Morganem. To sprawia, że ich zwyczajna rozmowa staje się przyjemnością o dość zaskakującej jakości.
Obok tego mamy przeciętnej jakości wątek Freiy, który jest pustym romansem, oraz wątek Marcela i Rebeki, który jest zbyt oczywisty i przewidywalny. W drugim przypadku plusem jest raczej fakt, że twórcy nie chcą iść drogą Pamiętników wampirów i wyraźnie odchodzą od wątków miłosnych. A to wróży dobrze na kolejne odcinki, które być może nie zejdą na nieodpowiednie tory. Nawet pomimo słabego wątku nowej miłości szefowej wilkołaków. Najciekawiej jest w kwestii Hayley, która znika w tajemniczych okolicznościach. Jako że nie mógł być to demon z poprzedniej serii, motyw zmusza do zadawania wielu pytań odnośnie tego, kto będzie antagonistą sezonu. Ciekawość dobrze pobudzona.
The Originals zaczyna się spokojnie, przedstawiając nam całkiem solidnie pionki na planszy prowadzącej do finału. Trzyma to poprawny poziom, ale za mało tutaj informacji i emocji, by ocenić to wyżej. Ma momenty potrzebne, by ukształtować ten sezon, więc jednocześnie nie można ten odcinek krytykować za wolne tempo, bo jest ważny. Oby w kolejnych odcinkach pojawiło się lepsze tempo i więcej informacji.
Źródło: zdjęcie główne: Annette Brown/The CW
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat