The Sinner: sezon 1, odcinek 2-4 – recenzja
The Sinner okazuje się najlepszym serialem tego lata. Kolejne odcinki trzymają w napięciu, wciągają bez reszty i wywołują spore emocje.
The Sinner okazuje się najlepszym serialem tego lata. Kolejne odcinki trzymają w napięciu, wciągają bez reszty i wywołują spore emocje.
Historia przygotowana na serial The Sinner to doskonały pokaz, jak dobrze rozpisać trzymający w napięciu thriller. W tym przypadku mamy od razu zbrodnie, którą widzieliśmy w pilocie, a teraz staramy się dowiedzieć, dlaczego to się stało. To złamanie schematu jest zaledwie punktem wyjścia dla historii, która z każdym odcinku rozwija się w dobrym, równym tempie. Cały czas dostajemy kolejne elementy układanki, które sprawiają, że chcemy więcej. Napięcie i emocje to największa zaleta tego serialu, bo pozwalają wczuć się w fabułę i śledzić ją z wielkim zainteresowaniem.
Rozwój śledztwa jest stopniowy, a każdy nowy element układanki zmuszą do myślenia. Tak powinien działać dobry kryminał, który rzuca okruszki, a widz ciągle analizuje, myśli i zastanawia się. To sprawia, że jest to rozrywka wymagającą aktywności, nie bierności podczas oglądania. A tym samym jest to rozrywka wyższej jakości. Najlepsze jednak jest to, że to, co twórcy nam serwują wcale nie musi okazać się prawdą. Dobrym przykładem są wydarzenia z 2. odcinka, gdzie Cora po raz pierwszy wyjawia informacje o tym, że zna Frankie'ego (sugerowano to w końcówce pilota), ale już w kolejnym odcinku widzimy, że jej wspomnienia tworzą dziwną mieszankę prawdy i iluzji. Nie są rzetelne, a przez to też stają się coraz ciekawsze. Bo skoro to nie był Frankie, to z kim się spotkała? Dlaczego nie pamięta dwóch miesięcy swojego życia? Ciągle pojawiają się pytania... a gdy dochodzimy do sceny odtwarzania muzyki podczas przesłuchania, wkracza nowy element z powtarzaniem schematu zabójstwa. I tak jest ciągle w tym serialu, gdzie dostajemy coś, co wzbudza zainteresowanie, czasem nawet wielkie zaskoczenie, ale i duże emocje.
Ważnym elementem okazuje się terapia z 4. odcinka, która ma pomóc odzyskać wspomnienia bohaterki. I takim sposobem nowy motyw wkracza w grę, napędzając fabułę i kierując ją w coraz to bardziej atrakcyjną stronę. Każde kolejne odkrycie jest ciekawym pomysłem popartym sprawną, a czasem nawet wyjątkową realizacją. Twórcy cały czas dawkują temat dość delikatnie, co sprawia, że dostajemy tyle, by czuć ciekawość, zastanowić się lub zaskoczyć, ale nie tak dużo, by wysnuć klarowne wnioski i nie chcieć więcej. Jest to rozgrywane wręcz perfekcyjnie.
Ważnym aspektem mają być retrospekcje z młodości Cory, która była wychowywana w bardzo bogobojnej rodzinie. Tak naprawdę są one największą zagadką, bo pokazują, co ukształtowało bohaterkę, dlaczego jest, jaka jest na poziomie emocjonalnym, światopoglądowym i po prostu ludzkim. Tylko same w sobie retrospekcje nie dolewają oliwy do ognia. Pokazują jej trudną młodość, która naturalnie miała wpływ na wykrzywienie psychiki, ale na razie nie czuć większego związku ze sprawą oraz tym, co się potem z Corą stało. Wiemy, że jej dzieciństwo doprowadziło do ucieczki i spotkania J.D. Reszty na razie możemy się domyśleć. Nie powiem, że sceny retrospekcji wydają się zbędne, bo byłaby to ocena dość krzywdząca. Mają one swoją atmosferę i na pewno mają też znaczenie, które na razie jest stopniowo wyjawiane i znajduje się w tle. To może się zmienić, a dzięki temu retrospekcje nabiorą większego znaczenia.
The Sinner jest fantastyczny aktorsko. Jessica Biel udowadnia wszystkim niedowiarkom, że nie jest to tylko ładna buzia, czy sympatyczna dziewczyna z Siódmego nieba. Jej postać jest wyrazista, kipi emocjami, a Biel nadaje jej każdej cechy potrzebnej w danej sytuacji. Jej kreacja zasługuje na największą pochwałę, bo to właśnie ona sprawia, że możemy jej współczuć, sympatyzować, zachwycać się i zastanawiać się nad jej losem. Jessica tworzy kobietę z bardzo wyraźnie zaznaczoną osobowością, z pogłębionymi traumami emocjonalnymi i pochodzeniem, które tworzy burzliwą mieszankę. Coś spektakularnego i zachwycającego. Wiele dobrego mogę rzec o Billu Pullmanie. Jego detektyw jest bardzo dwuznaczny, a kwestie jego życia prywatnego dobrze rozwijają jego charakter. Może i cały motyw z seksualnymi uciechami bazowanymi na sadystyczno-masochistyczno pobudkach wydaje się momentami zbędny, ale koniec końców jest on jednym z elementów kształtujących tego bohatera. Dzięki temu jest on "jakiś", bo te różne prywatne sytuacje pokazują jego charakter osobowość i ludzką stronę.
Cała wizja na The Sinner to majstersztyk. Począwszy od kształtowania i rozwijania historii ciągle pobudzającej ciekawość, poprzez budowę intrygującego klimatu, który momentalnie hipnotyzuje i nie pozwala się oderwać, skończywszy na doborze aktorów tworzących wyjątkowe kreacje. I koniec końców serial nie jest bardzo trudny w odbiorze, ale jednocześnie wymaga wiele od widza. Stworzono coś pomiędzy.
Podobne emocje wcześniej miałem przy 1. sezonie Broadchurch, ale choć podobieństwo w opowiadaniu historii i angażowaniu widza jest, to nadal The Sinner ma swoje własne, unikalne atuty nadające mu tożsamość.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicanaEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1968, kończy 57 lat