The Surge: Danse macabre w przyszłości – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 16 maja 2017Deck 13 wyciąga wnioski z Lords of the Fallen i rozwija gatunek soulslike, wyznaczając nowe trendy. Niemniej The Surge nie jest grą wolną od błędów.
Deck 13 wyciąga wnioski z Lords of the Fallen i rozwija gatunek soulslike, wyznaczając nowe trendy. Niemniej The Surge nie jest grą wolną od błędów.
Na The Surge spoglądałem przychylnym okiem od pierwszych jej zapowiedzi. Suolslike'owy feeling gry i futurystyczne klimaty w jednym to coś nowego, świeżego i zapowiadającego wielogodzinne zmagania z wymagającymi przeciwnikami. Jednak już podczas instalacji gry, spoglądając na rozmiar pliku, który waży poniżej 6 Gb danych, podczas gdy inne potrafią ważyć nawet 10 razy tyle, zapaliła się lampka ostrzegawcza. Tak mała gra nie może być dobrą produkcją. To po prostu niemożliwe, żeby wiele dobra upchnąć na tak małej powierzchni dyskowej. Moje obawy częściowo się potwierdziły, budżetowy charakter produkcji jest niestety wyczuwalny.
Jak kopiować, to od najlepszych!
Deck 13 tworząc Lords of the Fallen dla CI Games, pokazało, że umie wbić się w gatunek, który wyznaczyły produkcje From Software. Rozbrat z polskim wydawcą i próba wykonania czegoś na własną rękę to ryzykowne zagranie, zważywszy, że Niemcy, nie mają wielkiego dorobku w tym gatunku, a chcieli go jeszcze rozwijać. Projekt The Surge się udał, dostarczył miłośnikom gatunku nowe doznania, jednocześnie zachowując stare i lubiane, do których na przestrzeni lat zdołaliśmy się już przyzwyczaić. Gra kopiuje od Soulsów i powiela schematy znane z poprzedniej produkcji studia odpowiedzialnego za recenzowany tytuł, ale stara się kreować też swój własny kierunek. Ta kreacja okazała się bardzo udana. Mowa tutaj o charakterystycznej mechanice walki, dzięki której to gracz ma zasadniczy wpływ na to, gdzie posłać cios. Sami wybieramy miejsce, w które chcemy zadawać uderzenia. Mamy do wyboru głowę, korpus, oraz odnóża górne i dolne. Niektóre z nich są odsłonięte inne chronione pancernymi płytami egzoszkieletu. Gdzie uderzymy, zależy wyłącznie od nas. Wbrew pozorom wybór ma zasadnicze znaczenie, ale do tego jeszcze wrócę.
Produkcje tego typów nauczyły nas, że świat gry naszpikowany jest niebezpieczeństwami. W The Surge jest identycznie. Wszędzie czai się przeciwnik, który chce nas posłać do piachu. Zwykle 2-3 przyjęte na siebie ciosy kończą naszą zabawę, więc o śmierć jest łatwo. Soulsowi wyjadacze poczują się, jak u siebie. Tej gry trzeba się uczyć. Na każdej z plansz trzeba spędzić kilka godzin, poznając swoich przeciwników, ich ruchy, słabe i mocne strony. Nauka ta rodzi się w bólach, bo niestety odbywa się metodą prób i błędów. Błędów jest jednak więcej, a za nie trzeba płacić. Ponosić najsurowszą z kar – oglądać ekran informujący nas o zgonie postaci. Pal licho, jeśli do śmierci bohatera doszło niedaleko punktu medycznego, czyli miejsca, które zastępuje ognisko z Dark Souls, albo jeśli przed tym zdołaliśmy odblokować skrót. Jeśli nie, to niestety, ale czeka nas mozolne przechodzenie tych samych pomieszczeń danej lokacji i pokonywanie raz jeszcze ubitych wcześniej wrogów. Ci odradzają się przy każdej wizycie w punktach medycznych.
Podążać tą ścieżką, jest warto. Pokonując przeciwników, zyskujemy złom potrzebny do rozwoju naszego bohatera, a po dotarciu na miejsce kaźni Warrena, możemy podnieść utracony po jego wcześniejszej śmierci złom. Tutaj dochodzi także element presji. Podobnie jak w LotF, tak i tutaj, spotykamy się z licznikiem czasu, który pokazuje nam, ile jeszcze minut pozostało nam na podebranie zguby, zanim ona wyparuje.
Złom, złom, złom
Złom w grze odgrywa istotną rolę. Tak samo, jak istotną rolę odgrywa wspomina wcześniej mechanika. W punktach medycznych złom wymieniamy na ulepszanie naszej postaci oraz sprzętu, który aktualnie nosimy na swoich ramionach. Z kolei mechanika, dzięki której możemy odciąć wybraną kończynę, sprawia, że możemy zyskać nowe użyteczne przedmioty począwszy od broni, a skończywszy na wyposażeniu egzoszkieletu. I tutaj dochodzimy do wyboru: atakować przeciwnika, wybierając nieosłonięte elementy, czy może pokusić się o trudniejszą walkę, ale celować w pancerz? Wybór jest trudny, bo stoimy przed decyzją, czy łatwiej pokonać wroga i zapomnieć o loocie, czy się pomęczyć, by wyszarpnąć np. schemat na lepszy oręż? Każdy pozyskany w ten sposób sprzęt jest jednak zniszczony i naprawić go możemy tylko w punktach medycznych. Czasami wystarczy odpowiednia ilość złomu, ale znacznie częściej będziemy musieli posiadać także inne przedmioty, które wypadają znacznie rzadziej niż skrawki metalu.
The Surge pozwala na dużą swobodę w dozbrajaniu swej postaci jak ingerencji w jego egzoszkielet. Naturalnie, mając cały set z danego wyposażenia, daje dodatkowe profity, ale nie ma konieczności przechodzić grę w pełnym jednym wyposażeniu. W dowolnej chwili możemy dokonać podmianki wybranego elementu na taki, jaki chcemy. Inaczej sprawy mają się z implantami. Te wymieniamy tylko w punktach medycznych. Liczba slotów jest rzecz jasna ograniczona, a zwiększamy ją, wydając złom na ulepszenie postaci. Zatem jak widzicie, wszystko sprowadza się do kupy żelastwa, która wypada z pokonanych przeciwników.
Historia szyta grubymi nićmi
Fabularnie The Surge opowiada historię Warrena, człowieka na wózku inwalidzkim, który dostaje zatrudnienie w organizacji CERO. Dzięki stałemu połączeniu z egzoszkieletem Warren znów może poruszać się w pozycji wyprostowanej. Przystaje więc na propozycję pracy. Ma być szeregowym pracownikiem fizycznym, przed którym zadanie walki z zanieczyszczeniami, do jakich na przestrzeni wieków doszło na Ziemi. Zanim jednak Warren uda się na swoją szychtę, dochodzi od katastrofy, z której niewielu uchodzi z życiem. Niedobitków spotkamy na swej drodze w trakcie poznawania opowieści. Będziemy mogli dla nich wykonać także misje poboczne.
Wątek fabularny jest miałki, nieciekawy i nie zawiera żadnych większych sekretów, które by nas zaskoczyły. Niemal od początku mamy swoje przypuszczenia co się stało, tylko nie wiemy, kto za to odpowiada. Historia przedstawiona w grze nie jest jej mocną stroną.
Mechaniczni bossowie
O ile w FotF czy serii Souls bossowie potrafili zaskoczyć, nie tylko rozmiarem i wyglądem, to w nowej produkcji niemieckiego studia zawodzą na każdym z pól. Przede wszystkim jest ich mało, a i nie są szczególnie wymagającymi przeciwnikami. Ukłon w stronę niedzielnych graczy? Być może, niemniej każdego z nich trzeba pokonać, aby dostać się do kolejnej lokacji świata gry. Przy potyczkach z tymi wielgachnymi maszynami, które bądź co bądź wyglądają jak przerośnięte maszyny budowlane, występował nader często problem z detekcją ciosów. Podobnie jak przy walkach ze zwykłymi przeciwnikami, tak i bossowie mają miejsca, które możemy wybrać i atakować, osłabiając dany element przeciwnika. Nie zawsze jednak działało to tak, jak powinno.
Eksploracja kompleksu jest duża, lokacje, których jest kilka, pozwalają spędzić w grze około 40 godzin. To sporo, patrząc na gatunek, jaki należy przypisać The Surge. W każdej z części fabryki są sekrety, do których możemy wrócić po tym, jak Warren będzie miał wyższy poziom doświadczenia i lepszy sprzęt. Tu ujawnia się budżetowy charakter produkcji. Chociaż z graficznego punktu widzenia tytuł wyprodukowany za Odrą prezentuje się całkiem przyzwoicie na podstawowej wersji PlayStation 4, to konstrukcja lokacji ujawnia braki i niedociągnięcia. W wielu miejscach widać monotonię i powielanie elementów, które mijaliśmy wcześniej. To tłumaczy niewielki rozmiar gry. W późniejszych etapach produkcji uwidacznia się również frustrujący element zbyt daleko od siebie rozłożonych punktów medycznych. Po śmierci Warrena nagle okazuje się, że do nadgonienia macie kilkadziesiąt minut, a nie kilkanaście.
Grą The Surge niemieckie studio Deck 13 udowadnia, że na tworzeniu soulslike'owych grach się zna i wyciąga wnioski z błędów popełnionych przy poprzednim tytule. Jeśli studio dalej będzie podążało wytyczoną ścieżką, to nie ma żadnych przeszkód, aby stawiać ją na równi z From Software. Jeszcze trochę im do tego brakuje, ale niewiele. Zaś sama gra jest w większości spełnieniem oczekiwań każdego miłośnika trudnych i wymagających produkcji, w których śmierć bohatera nie jest rzadkim widokiem.
PLUSY:
+ świetny system walki,
+ długość rozgrywki,
+ doskonały klimat sci-fi,
+ dość wymagający poziom trudności,
MINUSY:
– nieciekawa fabuła,
– budżetowa otoczka,
– nieciekawi bossowie,
– brak kooperacji, PvP,
– problemy z detekcją kolizji.
Źródło: fot. Focus Home Entertainment
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat