"Lords of the Fallen" to pełne wyzwań Action-RPG w klimacie dark fantasy. Walka z potężnymi Lordami dowodzącymi armią Upadłego Boga stanowi główny element rozgrywki. "Lords of the Fallen" nagradza oddanych fanów gatunku za zdolności i wytrwałość. System walki łączy wiele złożonych umiejętności obejmujących zarówno władanie bronią, jak i ponadnaturalne zdolności, z wieloma typami uzbrojenia, pancerzy i ulepszeń. Eksploracja licznych sekretnych lokacji pozwala odnaleźć szeroki wachlarz przedmiotów.
[opis dystrybutora]
Najnowsza recenzja redakcji
Harkyn – zakapior – typ spod ciemnej gwiazdy, którego raczej nie chciałbyś spotkać na swojej drodze. Potężnie zbudowany gość, który za swoje występki został wygnany i znienawidzony przez społeczeństwo, w którym egzystował. Teraz ci sami ludzie, którzy go napiętnowali, proszą go o pomoc. Bo tylko taki despota może stanąć na równi z innym tyranem siejącym postrach pośród miejscowych. Dla samego bohatera to również szansa na odkupienie swoich win, z której zamierza skorzystać. Tak prezentuje się wstępny zarys fabularny Lords of the Fallen. Grę trudno nazwać rasowym przedstawicielem gatunku RPG, bliżej jej do God of War III, ale z bardzo rozbudowanymi dialogami i interesującym rozwojem postaci.
[video-browser playlist="629409" suggest=""]
Często Lords of the Fallen porównywane jest do tytułów z serii "Souls" od From Software. Nie będę Wam ściemniał, nie zjadłem zębów na Dark Souls czy Dark Souls II, ale zbliżone do nich Bloodborne wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Nie skończyłem żadnej z wymienionych wyżej gier, bo nie ukrywajmy – poziomem trudności potrafią one zagiąć nawet największego hardkorowego gracza. Lords of the Fallen pod tym względem jest podobne do serii wydanej przez From Software, ale tylko odrobinę, bo chociaż gra i tak ma wysoki poziom trudności, to przeciwników ubija się w niej łatwiej niż w "Soulsach". Czy zatem Lords of the Fallen to gra dla każdego? Skądże znowu, to pozycja dla wyselekcjonowanego odbiorcy, który czuje miętę do tytułów japońskiego studia - ten też gracz z miejsca odnajdzie się w nowej produkcji CI Games.
Zobacz także: "Wiedźmin 3" z darmowymi dodatkami
Pierwsze godziny spędzone z grą Tomka Gopa, w zasadzie cała rozgrywka, to uczenie się na pamięć tego, co w jej świecie się znajduje. Cóż z tego, że Harkyn straszy już samym widokiem - maszkary Upadłego Boga nic sobie z tego nie robią i kilka uderzeń wystarczy, żeby zakapior pożegnał się z żywotem. Wcale nie potrzeba do tego bossa, wystarczy pierwszy lepszy wróg. Śmierć bohatera oznacza respawn w ostatnim punkcie zapisu, z którego skorzystaliście, ale nie jest to zwykły powrót do świata gry. Gracz wskutek śmierci postaci traci całe doświadczenie zdobyte od czasu poprzedniego zgonu. Są dwie drogi, by utracone punkty odbudować. Pierwsza polega na szybkim przedostaniu się do miejsca śmierci i zebraniu "ducha", jaki się tam unosi. Druga metoda polega na wyrżnięciu w pień wszystkiego, co się rusza, i nabicia w ten sposób XP na nowo. Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest szybkie przedostanie się do miejsca zgonu, a następnie cofnięcie się i wybicie ominiętych przeciwników. Dzięki temu odzyskujemy doświadczenie i nabijamy nowe. System ten uczy pokory i dokładnego badania nowych pomieszczeń - nieraz zdarzyło się, że wpadłem do komnaty, a tam wyskoczył mi zza pleców wróg, którego nie zauważyłem uprzednio. I co? Zgon bohatera, a zabawę zaczynamy od nowa.
Skoro już oswoiliśmy się z systemem ciągłych śmierci i narodzin (nie łudźcie się, że nie zgniecie, przechodząc Lords of the Fallen), to przyjrzyjmy się światu nas otaczającemu. Surowy, mroźny klimat utrzymany w demonicznym nastroju. Wszędzie walają się ciała śmiałków, którzy przed Harkynem próbowali stawić czoła armii Upadłego. Czasami można napotkać kogoś jeszcze żywego i zamienić z nim kilka słów, pomóc mu czy zwyczajnie pozostawić go na pastwę losu. Stwarza to dodatkowe możliwości i zachęca do ponownego przejścia gry tylko po to, aby samemu przekonać się, co się stanie, jeśli temu czy owemu odetnę/pozostawię rękę lub mu pomogę albo nie.
[video-browser playlist="632931" suggest=""]
Lords of the Fallen stawia na zamknięty teren. Częściej spotkać tu można komnaty czy "wąskie gardła" niż olbrzymie przestrzenie, które można zwiedzać. Korytarzowe lokacje bardzo często posiadają jednak odnogi, a te kolejne odnogi, a więc miejsca do eksploracji jest mnóstwo. Warto poznawać świat Lords of the Fallen, gdyż jest on pełen skarbów, ale również niebezpieczeństw, bo jak śpiewał Popek: "Kto nie ryzykuje, szampana nie pije".
Odnajdywane dobrodziejstwa nie zawsze się przydają, a na początku gry prawie wcale nie skorzystacie z run, które na okrągło pojawiają się w skrzyniach. Częściej przydatne są przedmioty z ekwipunku. Broń, pancerz, tarcze – to pierwsza linia obrony i natarcia. Ekwipunek Hakryna jest nieskończony, a sam bohater przez to nie jest przeciążony jak w Wiedźminach. Raz znalezionego przedmiotu nie da się pozbyć z "plecaka" czy to poprzez wyrzucenie, czy sprzedaż. W Lords of the Fallen coś takiego nie istnieje. Za to bacznie trzeba obserwować wskaźnik odpowiedzialny za wagę używanego sprzętu. Uzupełnia się on błyskawicznie i jest zależny od tego, co akurat bohater gry wykorzystuje. Każda z części pancerza opisana jest parametrami, jak w innych grach tego gatunku, a dobór odpowiedniej ochrony ma wpływ na szybkość ruchów Harkyna. Im bohater jest lżej ubrany, tym szybciej się porusza, szybciej wyprowadza ciosy i łatwiej robi uniki. Sprawa wygląda zupełnie odwrotnie, kiedy bohater dźwiga na sobie za dużo żelastwa. Różnica jest dostrzegalna natychmiast.
Zobacz także: Trwają prace nad dodatkiem do "Lords of the Fallen"
Pancerze są ciekawie zaprojektowane i wyglądają bardzo interesująco. Zresztą podobnie jest z wszelką bronią dostępną w grze. Warto przed wyposażeniem się w którąś z nich dokładnie przeczytać jej opis. Zdarzyć się może, że traficie na oręż, który zadaje niewielkie obrażenia przy pierwszym trafionym ciosie, ale przy kolejnych siła ataku mnożona jest kilku- czy kilkunastokrotnie.
Od walki w Lords of the Fallen nie należy stronić. Każdy pojedynek to dodatkowe punkty doświadczenia, które możemy rozdysponować pomiędzy różne atrybuty, takie jak: siła, zwinność, wiara, wytrzymałość, witalność i szczęście. Te z kolei odpowiadają za wzmocnienie ataku, liczbę punktów życia, energii, many czy szans na odnalezienie bardziej interesujących przedmiotów. Są także zaklęcia, które wybieramy z trzech dostępnych na początku gry klas magii. Zróżnicowanie jest duże, a więc mamy tutaj do czynienia z kolejną opcją zachęcającą do następnego przejścia gry.
[video-browser playlist="632933" suggest=""]
Wizualnie Lords of the Fallen nie zawodzi. To jedna z ładniejszych gier ostatnich miesięcy i bez wątpienia najładniejsza produkcja CI Games. Pieczołowicie dopracowane modele postaci, niezłe tekstury, a nawet efekty pogodowe - to wszystko sprowadza się do twardego dowodu, który mówi o tym, że gra wygląda ładnie.
Lords of the Fallen sprawia wrażenie najlepszego tytułu CI Games, ale do wspomnianych wcześniej "Soulsów" jeszcze sporo mu brakuje. Odpowiedzialny za produkcję Tomasz Gop wraz z Deck 13 i rodzimym wydawcą są na dobrej drodze, aby doprowadzić do tego, by już kontynuacja taką znakomitą grą jak seria "Souls" była.
Pierwsze problemy natury technicznej w Lords of the Fallen napotykamy już na samym początku gry. Mimika ewidentnie kuleje - może nie jest to największy problem, ale lubię, kiedy w cinematicach usta bohaterów poruszają się w sposób naturalny. Na ten błąd jeszcze można przymknąć oko, ale za prowadzenie fabuły ktoś powinien stracić głowę. Ostatni raz taką poszatkowaną i nietrzymającą się kupy historię widziałem w Destiny. Sposób jej przekazywania, ten dosłowny, który obserwujemy na ekranie TV czy monitora, jest dość zdawkowy. Wiele kwestii pozostaje niewyjaśnionych (jak np. to, co zdarzyło się w filmie otwierającym grę – możemy się tylko domyślać, o co chodzi), wiele wątków pozostaje otwartych i stwarza możliwości do własnych przemyśleń. Z jednej strony jest to plus, bo dzięki temu gra w określonych grupach będzie żyła jeszcze długo po tym, jak wszyscy o niej zapomną, i jak grzyby po deszczu będą pojawiały się tematy w stylu: "A tam po… to chodzi o to, żeby…". Mnie to nie do końca odpowiada. Chciałbym uczestniczyć w zamkniętej historii i poczuć ją w pełni.
Zobacz także: Zobacz początek z gry "Dragon Age: Inkwizycja"
Poza głównym nurtem fabularnym opowieść przekazywana jest za pośrednictwem porozrzucanych po świecie gry zwojów, które uruchamiają się z automatu, gdy tylko je zbierzemy. Podobny mechanizm miał zastosowanie w Diablo III i sprawdza się równie wyśmienicie.
Kto na upartego będzie szukał wad i zalet, ten z pewnością znajdzie ich więcej, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, aby dobrze się bawić, a w Lords of the Fallen frajda jest przednia. Giniemy często, ale bawimy się znakomicie. Jeśli Dark Souls było zbyt trudne i szybko się zniechęciliście, to Lords of the Fallen jest produkcją w sam raz dla Was. To gra trudna, ale nie aż tak. Wymagająca – owszem.
PLUSY:
+ mnogość opcji rozwoju,
+ New Game +,
+ wymagająca i zachęcająca,
+ ładnie się prezentuje,
+ interesujący design bossów i walki z nimi.
MINUSY:
- krótka jak na przedstawiciela gatunku RPG,
- słabo poprowadzona fabuła,
- drobne usterki, o których mowa w tekście.