The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 3, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 6 października 2025Piąty odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon na pewno podzieli fanów. Łączy w sobie klimat spaghetti westernu z Mad Maxem, ale jednocześnie stanowi filler. Mimo wszystko epizod dostarcza sporo rozrywki, choć jest ona dość specyficzna.

Odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon zaczął się od mocnego akcentu, bo bohaterowie w ostatniej chwili uratowali Roberta, którego zbiry z El Alcázar pobiły i powiesiły na moście. Emocji scenom dodawało ich okrucieństwo, a także dobierające się do chłopaka szwendacze. Później młody bohater, który cierpiał z powodu zadanych ran, wyjawił ojcu, Carol i Darylowi, że Justina wcale nie zgłosiła się na ochotniczkę za Albę. Zagroziła wyjawieniem prawdy, próbując zmusić wujka do rezygnacji z La Ofrendy. Od początku to poświęcenie nie pasowało do sytuacji, a teraz jej zachowanie ma więcej sensu. Jak na kilka pierwszych minut epizodu naprawdę sporo się wydarzyło.
Potem tempo wydarzeń nieco spadło, bo główni bohaterowie się rozdzielili. Carol pozostała w Solaz, aby doglądać Roberta i jego ojca. W miasteczku niewiele się działo, a z rozmowy z Fede nic nie wynikało. Za to rozwijał się romantyczny wątek między Carol i Antoniem. Niespodziewanie kobieta zaproponowała mu, żeby popłynął z nimi do Ameryki. Trochę za szybko padła ta propozycja. Do tego nie ma między nimi chemii, a uczucia są tu forsowane na siłę. W tym odcinku wątek z Solaz zszedł na drugi plan, bo ciekawsze wydarzenia rozgrywały się przy Darylu, który ruszył do Barcelony, aby odbić Justinę.

Twórcy postanowili wykorzystać piękne, pustynne krajobrazy Hiszpanii. Dlatego podróż Daryla na motocyklu oglądało się z zapartym tchem. Ale po drodze napotkał na pewne osobliwe przeszkody. Wymizerowany mężczyzna z wyłupanymi oczami, którego spotkał Daryl, trochę przerażał. Dalej było jeszcze dziwniej, gdy zobaczyliśmy jak pociąg ciągnęło stado szwendaczy, przed którymi na koniu jechał człowiek grający na gitarze. Widok był niezwykły i zaskakujący. Trzeba przyznać, że sam pomysł na przemieszczanie się w ten sposób był genialny. "Lokatorzy" tego pociągu też byli nietuzinkowi – szczególnie lider, który kochał swoją iguanę, karmiąc ją gałkami ocznymi... Wszystko to było groteskowe i komiksowe – taka historia mogłaby powstać w powieści graficznej pod szyldem The Walking Dead.
Akcję zdynamizowała motocyklowa pogoń zbirów z pociągu za Darylem. Dostaliśmy kilka fajnych ujęć, a same wydarzenia prezentowały się efektownie, gdy tak nacierali na siebie motocyklami przy pełnej prędkości. Jasne, że jest to wszystko bardzo wymyślne, ale nie można zaprzeczyć, że emocjonowało i świetnie się to oglądało. Szczególnie bawił moment, gdy bohater przeładowywał broń niczym Terminator.
Potem Daryl trafił do wioski trędowatych. Zdewastowana miejscówka imponowała. Ten wątek nieco się ciągnął, ale wybronił się dobrą grą aktorów. Na pochwały zasługuje Luis Bondia jako trędowaty Mateo. Grupa budziła współczucie, a najbardziej dziewczynka dotknięta chorobą. Ale nawiązała tu się wiarygodna więź między postaciami, więc decyzja Daryla, żeby im pomóc, wydawała się naturalna i słuszna. Starcie ze złoczyńcami na motocyklach zaskakiwało. Wpadli w pułapkę skrzętnie przygotowaną przez bohatera i trędowatych. Nie brakowało napięcia i kilku świetnych scen, maksymalnie wykorzystujących otoczenie. A westernowy pojedynek Daryl z tym szalonym i głośnym zbirem na motocyklu rodem z Mad Maxa wyglądał widowiskowo. Było to nieco przerysowane, ale nie można odmówić mu oryginalności.
Na koniec Daryl sam napadł na pociąg i pokonał złoczyńców. Nie zabrakło znakomitych ujęć, gdy walczył na dachu wagonu. Z kolei walka z liderem miała dość kuriozalny przebieg, bo rozbawiała przerwa na odpoczynek w jej trakcie. Ale tak dobrze rozegrano ten pojedynek, że nawet taka komiczna wstawka nie przeszkadzała. Ostatecznie i tak wygrała tu brutalność – Daryl zrobił swoje w „kozackim” stylu. A trędowaci mogli cieszyć się z odzyskanej wody, więc cały wątek zakończył się pozytywnie. To nieczęsto zdarza się w tym serialu.
Trzeba przyznać, że najnowszy odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon był specyficzny. Niektórzy nazwą go fillerem, bo fabuła nie posunęła się do przodu, ale to nic nie szkodzi. Jesteśmy w takim momencie sezonu, a zarazem uniwersum, że warto było pokombinować z konwencją serialu i pokazać piękne scenerie.
Połączenie spaghetti westernu z Mad Maxem wypadło naprawdę klimatycznie. Było dziwnie, ale pomysłowo, jakby zaczerpnięto historię z nigdy niewydanego komiksu. Do tego wydarzenia nakręcono profesjonalnie, aby prezentowały się efektownie. Takie próby antologicznej historii podejmował już Fear the Walking Dead, ale ten odcinek można zaliczyć do tych z lepszym skutkiem. Szkoda tylko, że to nie był epizod, w którym mogliśmy zobaczyć trochę więcej retrospekcji Daryla, bo moment był do tego odpowiedni. Twórcy postawili jednak na akcję, ale wyszło to na dobre. Ryzyko się opłaciło, bo był to naprawdę udany i oryginalny odcinek.
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1963, kończy 62 lat
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1963, kończy 62 lat
ur. 1986, kończy 39 lat

