The Walking Dead: Dead City - sezon 1, odcinek 1 - recenzja
The Walking Dead w końcu doczekał się jakościowego i trzymającego w napięciu spin-offu, który skupia się na Maggie i Neganie. Bohaterowie wyruszają do klimatycznego Manhattanu, który budzi grozę, jakiej dawno nie odczuwaliśmy w tej franczyzie.
The Walking Dead w końcu doczekał się jakościowego i trzymającego w napięciu spin-offu, który skupia się na Maggie i Neganie. Bohaterowie wyruszają do klimatycznego Manhattanu, który budzi grozę, jakiej dawno nie odczuwaliśmy w tej franczyzie.
The Walking Dead nie ma szczęścia do spin-offów. Często okazywały się one stratą czasu (The Walking Dead: Nowy świat i Tales of the Walking Dead) albo tylko chwilami potrafiły wznieść się ponad przeciętność (jak Fear the Walking Dead). Ale wygląda na to, że The Walking Dead: Dead City w końcu spełni oczekiwania widzów. Receptą na sukces okazało się oparcie historii na znanych postaciach z flagowego serialu – dzielnej, ale porywczej Maggie oraz Neganie, czyli charyzmatycznym dawnym złoczyńcy. Trudno wyobrazić sobie mniej dopasowany duet pod względem ich dramatycznej przeszłości, ale to dobry grunt, aby rozbudzić emocje, rozdrapując stare rany i przeżywając koszmar na nowo.
Historia The Walking Dead: Dead City rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z oryginalnego serialu. Nastoletni syn Maggie został porwany przez psychopatycznego człowieka, który nazywany jest Chorwatem. Aby odzyskać Hershela, kobieta niechętnie postanawia zwrócić się o pomoc do Negana, który jest ścigany za pewne wykroczenia przez nieustępliwego stróża prawa – Perlie Armstronga. Bohaterowie udają się na odcięty od świata i pogrążony w ciemności Manhattan, który skrywa wiele tajemnic, niebezpieczeństw i grasujących zombie.
Jak pamiętamy z The Walking Dead, Negan przeszedł dużą przemianę na przestrzeni kilku sezonów. Ze złoczyńcy, który rozbijał ludziom głowy kijem bejsbolowym okręconym drutem kolczastym, stał się antybohaterem, który miał żonę i czekał na narodziny dziecka. Fanom niezbyt przypadła do gustu ta ewolucja, bo postać po prostu złagodniała i nie była już tak atrakcyjna fabularnie. Jednak teraz powinniśmy być zadowoleni – znowu mamy do czynienia z gadatliwym i bezpardonowym Neganem, który nie ma zamiaru płaszczyć się przed Maggie. Twórcy pozwalają mu przeklinać co jakiś czas, ale nie w takim stopniu, jak to było w komiksie. Powrót do tej ciekawszej wersji Negana jest miłą odmianą. Jeffrey Dean Morgan jak zwykle bezbłędnie kreuje swoją postać – widać, że najlepiej czuje się w scenach z domieszką charakterystycznego czarnego humoru.
Z kolei Maggie targają emocje związane z porwaniem syna. Jest wściekła, zdeterminowana i zdesperowana, co bardzo dobrze oddaje Lauren Cohan. Bohaterka jest wyrazista na tyle, że Negan jej nie przyćmiewa – są sobie równi, dlatego ich skomplikowana relacja znowu iskrzy. Trzeba jednak przyznać, że ta historia to trochę odgrzewany kotlet.
Maggie ma niezły powód, aby współpracować z Neganem, choć twórcy wymyślili go nieco na siłę. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak w dalszej części serialu zostanie przedstawiony główny złoczyńca, z którym bohaterowie są powiązani. Wciela się w niego Zeljko Ivanek, który w rolach czarnych charakterów nigdy nie zawodzi. Krótka scena ujawnia morderczą naturę Chorwata, ale czy już paru podobnych antagonistów nie widzieliśmy w tym uniwersum? Na razie prezentuje się obiecująco. Najważniejsze jest to, aby się wybronił fabularnie w kolejnych odcinkach. Nie można też zapomnieć o pozbawionym skrupułów Armstrongu, który nie cofnie się przed niczym, aby dopaść Negana poszukiwanego listem gończym. Gaius Charles gra solidnie, a jego postać (prawdopodobnie z intrygującą przeszłością) może namieszać w historii.
Dużą zaletą The Walking Dead: Dead City jest zmiana środowiska, w jakim rozgrywa się akcja. Lasy, opuszczone chatki, a nawet niska osiedlowa zabudowa stały się nudne i powtarzalne. Dlatego przenosiny do Manhattanu, w którym bohaterowie są otoczeni wieżowcami i innymi barykadami, działa odświeżająco. Aż przypomina się Atlanta z pierwszych odcinków The Walking Dead. Tylko tym razem wydarzenia dzieją się nocą. Okalająca postacie ciemność dodała klimatu temu budzącemu grozę miejscu. Dawno też nie odczuwało się w tej franczyzie takiego napięcia.
Pilotowy odcinek The Walking Dead: Dead City stanowi dobry start dla tego spin-offu. Zauważalna jest dbałość o szczegóły. Na pochwałę zasługuje także przyzwoite CGI. Nowe intro też może się podobać, bo jest w stylu oryginalnego serialu. Widać, że twórcy wykorzystują wieloletnie doświadczenie w pracy nad uniwersum – wiedzą, jak prowadzić akcję w dobrym tempie i rozbudzić emocje u widzów. Nawet jeśli bazujemy na ogranych koncepcjach, motywach, znanych postaciach i nieodzownych zombie, to poczucie wtórności nie jest aż tak bardzo odczuwalne. W końcu bohaterowie trafiają do nowego miejsca i znajdują się w zaskakujących sytuacjach.
Można mieć słuszne obawy co do tego, czy wątek Maggie i Negana nie został już całkowicie wyeksploatowany. Czy pozostało w nim coś jeszcze do opowiedzenia? Ciągłe warczenie Maggie na Negana i jej żądza zemsty szybko się znudzą. Ale to już problem kolejnych epizodów i tego, co historia zaoferuje widzom. Dopiero pod koniec sezonu będziemy mogli oceniać, czy warto było odkopywać ten topór wojenny – na tę chwilę wiele wskazuje na to, że tak.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat