The Walking Dead - sezon 10, odcinek 18 - recenzja
Nowy odcinek The Walking Dead skupia się na Darylu, który wspomina czas, gdy poszukiwał zaginionego Ricka. Retrospekcje zaskakują, przynosząc intymną i emocjonalną historię tego bohatera. W rezultacie wydarzenia rozwijały się powolnie, co zadziałało usypiająco.
Nowy odcinek The Walking Dead skupia się na Darylu, który wspomina czas, gdy poszukiwał zaginionego Ricka. Retrospekcje zaskakują, przynosząc intymną i emocjonalną historię tego bohatera. W rezultacie wydarzenia rozwijały się powolnie, co zadziałało usypiająco.
Drugi odcinek z dodatkowych epizodów 10. sezonu The Walking Dead przyniósł retrospekcję Daryla, która opowiada o jego poszukiwaniach Ricka i co działo się w jego życiu podczas pięcioletniego przeskoku czasowego w serialu. O ile poprzedni epizod pod względem fabuły stanowi dobry pomost do jedenastej serii, inicjując nowe wątki (Żniwiarze, relacje na linii Maggie-Negan) to najnowszy odcinek tylko uzupełnia dotychczasową historię. Wyjaśnia też niektóre zagadki związane z postacią Daryla, choć i tak nie wyjawiono, w jakich okolicznościach dorobił się blizny na twarzy. Zobaczyliśmy tylko świeżą ranę, więc fani mogą umiejscowić to zdarzenie w czasie, ale nie jego przyczynę, co trochę rozczarowuje. Natomiast retrospekcje tego głównego bohatera również zaskakują, ponieważ po 10-ciu latach serialu twórcy zdecydowali się stworzyć dla niego romantyczny wątek i znaleźć mu dziewczynę.
Osobą, którą Daryl obdarzył uczuciem była Leah, która prowadziła samotnicze życie w chatce w środku lasu. W 15 minut trudno jest stworzyć przekonującą miłosną historię, więc wkradło się w nią nieco niezręczności i sztuczności. Zabrakło w tym nutki romantyzmu i wrażliwości. To był najsłabszy element tego wątku. To już nawet pierwsze spotkanie Daryla z Psem miało w sobie więcej uczucia i prawdziwości, niż ta drętwa miłość. Miłośnicy tego zwierzaka mogą być zadowoleni, bo jego historia była prosta, ale znacząca. To on połączył Daryla z Leah, więc pojawienie się Psa w serialu ma teraz ciekawą i głębszą genezę oraz nie jest przypadkowe. To wciąż nic nadzwyczajnego, ale cieszy, że twórcy to tak zręcznie wytłumaczyli.
Warto wspomnieć też o Leah. Lynn Collins, która się w nią wciela zagrała bardzo dobrze. Dzięki niej smutna historia z przeszłości tej bohaterki angażowała emocjonalnie i skupiała uwagę. Jako postać jednak nie zyskała sympatii, a jej ewentualny powrót w bieżącym lub następnym sezonie jest w gruncie rzeczy obojętny. Ten gościnny występ raczej nie pozostanie w pamięci na długo.
Historia Daryla rozwijała się spokojnym tempem. Twórcy wiele uwagi poświęcili wizualnej stronie odcinka, która dodatkowo w retrospekcjach nabrała żywszych i cieplejszych kolorów. Z przyjemnością oglądało się te piękne ujęcia przyrody, lasu i rzeki. Dzięki takim widoczkom trochę mniej desperacko wyglądała samotna misja Daryla, który niestrudzenie poszukiwał Ricka. Jego przyjaciel został nawet przez niego nazwany bratem, co wzbudziło nostalgię za czasami, gdy razem walczyli o przetrwanie grupy. Poza tym nieźle też pokazano szalejącą burzę, ale mimo tych krajobrazowych i estetycznych walorów odcinek się dłużył.
Tak naprawdę to wątek związany z Carol i Darylem był najciekawszy w całym epizodzie. Ich podróż rozpoczęła się sympatycznie, co od razu kieruje myśli w stronę przyszłego spin-offa, który skupi się na tej dwójce bohaterów. Jest między aktorami fajna, przyjacielska chemia, co może zaprocentować w ich wspólnym serialu, który zapowiada się teraz obiecująco. Ten pomysł może się powieźć. Jednak pod koniec odcinka ich relacja się popsuła i padło kilka gorzkich słów. Wcale nie zapomniano o wojnie z Szeptaczami, a do tego Daryl zauważył kombinatorstwo Carol i jej ucieczkę przed odpowiedzialnością za swoje czyny. Znowu została przypomniana sytuacja z Connie, a zarzut Dixona był ciężkim ciosem zadanym bohaterce. Czyżby doszło do rozłamu w ich przyjaźni? Nie jest to wydarzenie, które widzowie będą przeżywać, ale wyznacza ciekawy kierunek fabuły. Ich kłótnia była najintensywniejszą sceną całego epizodu, co raczej o nim dobrze nie świadczy. Natomiast Norman Reedus i Melissa McBride pokazali się z dobrej strony.
Osiemnasty odcinek ma formę zapychacza, który niestety nudził. Romansowy wątek rozwijał się powolnie i nie wyzwalał właściwie żadnych emocji. Za krótko trwał, aby mógł opowiedzieć wartościową i jakościową historię. Epizod nie był zły, bo jednak miał pewien cel, aby skłócić bohaterów i wykorzystać to w dalszej części sezonu lub w finałowej serii. Wizualnie też prezentował się imponująco. Ale to za mało, aby zainteresować i usatysfakcjonować widzów.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat