The Walking Dead - sezon 11, odcinek 5 - recenzja
Piąty odcinek The Walking Dead był wielowątkowy, dzięki czemu się nie dłużył. Część bohaterów walczyła o przetrwanie, a inni trafili do Wspólnoty, której wątek podąża śladem komiksu. Oceniam.
Piąty odcinek The Walking Dead był wielowątkowy, dzięki czemu się nie dłużył. Część bohaterów walczyła o przetrwanie, a inni trafili do Wspólnoty, której wątek podąża śladem komiksu. Oceniam.
Najciekawsze wydarzenia w nowym odcinku The Walking Dead rozgrywały się we Wspólnocie, do której w końcu trafiła grupa Eugene’a. To nowe miejsce i społeczność, dlatego interesowało to jak ono wygląda i jak się tam żyje. Zanim bohaterowie ruszyli w miasto, obejrzeli film powitalny, w którym Lance Hornsby przedstawiał Wspólnotę. W komiksie ten bohater bezpośrednio zajmował się wywiadem i decyzją o wprowadzeniu nowych osób do społeczności. Taka zmiana w serialu jest w porządku, bo bardziej podkreśla, że Lance jest kimś ważnym, poważanym i znanym. Wybór Josha Hamiltona do tej roli jest trafny. Samo nagranie, które miało znamiona propagandy, wyjaśniało, że mamy do czynienia z bardzo ułożonym i zaludnionym miejscem (50 tys. mieszkańców!), którego gubernatorką jest Pamela Milton. Sama Wspólnota prezentowała się bardzo komiksowo, co cieszy.
Wątek Yumiko podąża śladami historii Michonne z powieści graficznej. Bohaterka w serialu odnalazła brata, który pracował w cukierni, a na widok siostry upuścił tort. Zupełnie, jak przy spotkaniu Michonne ze swoją córką w komiksie, tylko z tą różnicą, że obyło się bez łez. Wcześniej Yumiko powiedziała, że nie była blisko z Tomim, ale mimo to brakowało większych emocji w tym pojednaniu. Ta zmiana nie zagrała dobrze w serialu, ale na pewno warto zwrócić uwagę na to, że bohater woli pracować w cukierni niż jako chirurg. To jest zastanawiające i jest pierwszą oznaką, że Wspólnota nie musi być takim wspaniałym miejscem, jakim go przedstawiał Lance w swoim filmie.
Eugene spędził trochę czasu ze Stephanie, zajadając lody, co stanowiło niesamowity kontrast do pozostałych wątków, w których bohaterowie martwili się o zapasy żywności. Natomiast postać pomogła w skontaktowaniu się z Alexandrią przez radio. Po chwili Eugene i pozostali zostali aresztowani, ponieważ złamali prawo. Ten wątek rozwija się dość dziwnie. Niezdarność w prowadzeniu historii rozczarowuje. Jednocześnie jest to na tyle podejrzane, że można sądzić, że jest to celowe działanie. Może tu się rozgrywać coś więcej, niż to widać na pierwszy rzut oka. Weźmy chociażby pod uwagę ciemnoskórą bohaterkę, która odebrała lody dla gubernatorki i nie odezwała się słowem do przyjaznego Eugene’a, co jest nie bez znaczenia. A także to, że interwencja Mercera była niemal natychmiastowa. Księżniczka próbowała opóźnić jego działania w zabawnej scenie, gdzie również podziękowała za zwrot banknotu. Wszystkie te z pozoru nieistotne, ale na swój sposób ciekawe dla odcinka niuanse powinny zaprocentować w dalszej części sezonu.
Epizod poświęcił sporo uwagi Aaronowi. Rozpoczął się od jego koszmaru, co nie było trudne do odgadnięcia. Ale dobrze podkreślał nastrój, w jakim się znalazł bohater, który podobnie jak Maggie zrobi wszystko dla swojego dziecka. Nawet będzie torturować Szeptacza, który był śmiertelnie wystraszony. To nie był przyjemny widok, szczególnie że Aaron to prawy bohater, który zawsze wykazywał się empatią w stosunku do innych ludzi. Nawet Lydia współczuła Keithowi, co podkreślało, że Alexandryjczycy źle postępują, dlatego wywoływało to sporo emocji. Ostatecznie Carol powstrzymała Aarona od przekroczenia kolejnej granicy, której później by żałował. Ten wątek nie był ekscytujący, a niektórzy mogą posądzić twórców o zapychanie fabuły niezbyt ważnymi wydarzeniami. Ale tak naprawdę jest on wartościowy z kilku powodów. Po pierwsze wykorzystuje historię z poprzedniego sezonu. Carol nie zapomniała o swoich czynach w związku z Alphą, a Aaron w taki sposób odreagowuje stres związany ze starciem z Szeptaczami oraz spotkaniem z Maysem. Wydarzenia wpływają na bohaterów, rozwijając je. The Walking Dead to wciąż historia ludzi walczących o przetrwanie, podejmujących trudne decyzje z powodu przykrych wydarzeń, których doświadczyli. Twórcy o tym nie zapominają nawet po tylu sezonach, co trzeba docenić.
Po drugie bohaterowie powrócili na Wzgórze, co nie było dla nich łatwe. Panowała atmosfera zrezygnowania, ponieważ wielu jego mieszkańców okazało się martwych lub przemienionych w szwendaczy (jak zwykle makabryczny widok). Widzowie mogli w końcu przekonać się, że zniszczenia w tym schronieniu są rozległe, a sytuacja nie jest do pozazdroszczenia. Jednak najważniejsze jest to, że Keith wyjawił informację, że Connie żyje. Co oznacza, że wyprawa nie okazała się bezowocna, a także pozwoli posunąć fabułę naprzód i zaproponować atrakcyjne rozwiązania do historii.
Z kolei w Alexandrii doszło do wyłomu, przez który przedarły się szwendacze. Chwila grozy została szybko zażegnana, a także odhaczono obowiązkowy punkt odcinka z atakiem zombie. Twórcy skupili się na Judith, która uczyła inne dzieci walki z martwymi. Później dręczyły ją nastolatki. Cailey Fleming jest naprawdę świetna, bo potrafi pokazać całą paletę emocji, nie tracąc przy tym swojego uroku. Scena Judith z Rositą chwytała za serce właśnie za sprawą młodej aktorki. A żeby jeszcze zwiększyć emocjonalną stronę tej rozmowy o bliskich twórcy wykorzystali pamiętne odciski dłoni Carla i jego siostry na deskach, które zostały zniszczone. Ten wątek nie był potrzebny, ale warto było znowu skorzystać z talentu Fleming, dzięki której serial zyskuje też inną perspektywę i jest bardziej ludzki.
Co ciekawe, najmniej angażującym wątkiem w odcinku był ten związany z Maggie i Neganem. Mają swoje odmienne spojrzenia na sytuację, w której się znaleźli. Wrogość i brak zaufania doprowadziły do zaostrzenia się konflikt między nimi, ponieważ doszło niemal do rękoczynów. Spór został przerwany przez Gabriela i Elijah, którzy zgłosili się do miejsca zbiórki. Te sceny nie wniosły niczego nowego do historii czy napiętych relacji między Maggie a Neganem. Jednak, dzięki temu widzowie są na bieżąco z tym, jak sobie bohaterowie radzą po ataku Żniwiarzy. To dobry punkt wyjścia do dalszej części walki z tymi złoczyńcami.
Piąty odcinek The Walking Dead nie był ekscytujący, bo raczej nie pozostanie na długo w pamięci. Ale odznaczył się solidnością pod względem fabuły. Dzięki kilku wątkom epizod się nie dłużył, jak ten z poprzedniego tygodnia. Ciekawiła Wspólnota i nowi bohaterowie. Nie zabrakło w epizodzie szwendaczy, a także drobnych emocji. Twórcy wykazali się dbałością o swoje postacie, dobrze wykorzystując czas tego przejściowego odcinka, który zbudował grunt pod kolejne wydarzenia. Oby okazały się bardziej dynamiczne i emocjonujące!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat