„The Walking Dead”: sezon 5, odcinek 4 – recenzja
Wszystko, co dobre, kiedyś się musi skończyć. Po zaskakująco niezłym początku sezonu The Walking Dead wraca – chciałbym wierzyć, że tylko jednorazowo – do powielania swoich największych wad, które dobrze znamy z poprzednich serii.
Wszystko, co dobre, kiedyś się musi skończyć. Po zaskakująco niezłym początku sezonu The Walking Dead wraca – chciałbym wierzyć, że tylko jednorazowo – do powielania swoich największych wad, które dobrze znamy z poprzednich serii.
The Walking Dead powraca do wątku Beth i partaczy go niemal na całej linii. To na pewno po części wina grzechów scenarzystów popełnionych w drugiej części 4. sezonu. Wtedy to twórcy zatracili się w bagnie centrycznych epizodów, mając na nie tylko ogólny pomysł, kompletnie zawodząc w ich wykonaniu i sztucznie wydłużając akcję. Pozbywając się Beth pod koniec poprzedniej serii i nie zajmując się jej historią przez dłuższy okres, narazili się stworzeniem takiego, a nie innego odcinka, jakim jest "Slabtown", który skupia się tylko na losach dziewczyny. Cały czas zastanawiam się, ile razy lepsza byłaby produkcja AMC, gdyby zdecydowano się na przeplatanie wątków po rozdzielaniu bohaterów (nie tylko w zeszłym roku, ale i poprzednich) zamiast na bezpretensjonalne odkładanie ich na półkę na jakiś czas.
W mojej opinii motywy walki o przetrwanie i psychologicznego rozwoju bohaterów po apokalipsie zombie wypaliły się w serialu gdzieś w okolicach 3. serii. W pewnym momencie niektóre zabiegi zaczęły być tylko wtórnie powielane i zamieniły się w irytujące klisze. Dlatego tak pozytywnie zaskoczył mnie start 5. serii. W końcu zwarta, połączona grupa, jakiś cel, do którego wszyscy mogą dążyć, i więcej akcji kosztem osobistych dramatów. Wszystko niestety znów wraca do smutnej normy - ponownego rozproszenia i zapominania o pewnych postaciach na całe odcinki. Nie można tego w żadnym wypadku nazwać umiejętnym rotowaniem bohaterów. Dla mnie to ostentacyjne i wyrachowane dojenie krowy o imieniu The Walking Dead, które może i niszczy konkurencję pod względem oglądalności, ale niestety 16 odcinków na sezon to za dużo, co sprawia, że serial jest w ogólnym rozrachunku tylko średni.
[video-browser playlist="632957" suggest=""]
Wyemitowano prawie 60 epizodów i naprawdę o mniej niż połowie z nich można powiedzieć, że były naprawdę dobre. Te udane z rzędu pierwsze trzy to bez wątpienia anomalia, bo takie serie zdarzają się w przypadku hitu AMC bardzo rzadko. "Slabtown" obrazuje największe wady produkcji, która do perfekcji opanowała konstrukcję epizodu polegającą na 40 minutach smęcenia i końcowym zwrocie akcji, który ma zatrzeć negatywne wrażenie. Okazało się, że Beth wylądowała w wyjątkowo mało interesującym miejscu, gdzie ludzie dalej wierzą, że "ktoś po nich przybędzie", a lider "idzie na kompromisy", "wiele poświęca" i "robi wszystko dla dobra ogółu". Bardziej zwyczajnego i nieoryginalnego rozwinięcia tego wątku nie mogliśmy sobie wyśnić. Naczelny psychol też się znajdzie, chyba każda próbująca przetrwać społeczność takowego ma (scena z lizakiem, brrr…). Twist z Carol wypadł również słabo i jakkolwiek się rozwinie (czy kobieta będzie kolejnym "więźniem", czy przynętą w celu uratowania Beth), nie można go nazwać inaczej niż tylko przeciętnym zapychaczem, który skutecznie wydłuży kwestię dotarcia grupy Ricka do Waszyngtonu.
Czytaj również: "The Walking Dead" zyskuje widzów w niedzielę
The Walking Dead to serial, który nigdy nie będzie należeć do czołówki najlepszych telewizyjnych produkcji. Z której strony by nie analizować dotychczasowego rozwoju historii, można dojść do wniosku, że gra ona tu drugie skrzypce, a liczy się przede wszystkim sukces komercyjny. Recepta na poprawę sytuacji? Maksymalnie 10-odcinkowe sezony i umiejętne przeplatanie wątków. Jeśli wrócimy do schematu, w którym twórcy będą męczyli nas przez trzy odcinki fabułą, z której można skonstruować jeden porządny, to będzie to gwóźdź do trumny serialu. Chciałbym, aby "Slabtown" było tylko jednorazową wpadką nowego i ulepszonego The Walking Dead, ale po obejrzeniu ponad 4 serii mogę być nastawiony tylko sceptycznie.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat