Timeless: sezon 2, odcinek 9 i 10 (finał sezonu) – recenzja
Koniec 2. sezonu Timeless jest poprawny. Zaprezentowane niespodzianki nie są w stanie jakoś szczególnie wywołać emocji.
Koniec 2. sezonu Timeless jest poprawny. Zaprezentowane niespodzianki nie są w stanie jakoś szczególnie wywołać emocji.
9. odcinek jest typową przygodą w stylu Timeless, do której twórcy przyzwyczaili w tym sezonie. Znowu sięgają po mniej znaną postać z amerykańskiej historii, podkreślając walory edukacyjne serialu. W tym aspekcie rozrywka jest przednia, acz prosta i momentami dość przewidywalna, jak cały ten serial, który niespodzianek nie serwuje nam zbyt wielkich. Przyjemna przygoda postaci, których trudno nie lubić i wątki stworzone z dużą dozą kreatywności sprawiają, że całość nabiera kształtu. W motywie osadzonym w czasach wojny secesyjnej trochę scenariusz kuleje, nie brak dziur (jak przekonali żołnierzy, by wrócili?) i trochę to naciągane. Bardziej niż większość historii tego serialu.
Ważna w obu odcinkach jest Jiya i jej moc przewidywania przyszłości. Do tej pory sądziliśmy, że to efekt uboczny wypadku ze skokiem w czasie z pierwszego sezonu. Jednak kwestia kobiety z przeszłości, która mówiła, że w wizji widziała Rufusa wychodzącego z metalowej kuli, pokazuje, że tutaj jest coś więcej na rzeczy. Czy to oznacza, że ten dar rozdaje jakaś siła wyższa? W gruncie rzeczy ta kwestia nie jest konieczna do wyjaśnienia, bo nic to nie zmieni, a nawet jest ryzyko popsucia. Dobrze wypada spotkanie Jiyi ze swoim poprzednikiem oraz nowe informacje o tym, czym tak naprawdę są te wizje. Podróże w czasie bez wehikułu to pomysł intrygujący, choć jak na razie zaledwie zarysowany. Warty rozwoju w przyszłości, jeśli serial dostanie 3. sezon.
Jessica jest agentką Rittenhouse. Szok i niedowierzanie! Twórcy spaprali ten wątek, jak tylko mogli. Brak dobrego zbijania widza z tropu i odwracania uwagi sprawił, że w momencie odkrycia jej zdjęć, wiedzieliśmy już, jaka jest prawda. Informacja o ciąży i bracie Jessiki to tylko kropka nad i, która wszystko potwierdza. Niby wprowadza to jakiś dylemat warty rozwoju, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że całość to banalna i przewidywalna klisza. Coś, co stworzono po linii najmniejszego oporu. Bez krzty kreatywności.
Finałowy odcinek potrafi zaskoczyć pozytywnie tylko jedną kwestią. Zabicia matki i dziadka Lucy jest czymś nieoczekiwanym, a zarazem rozczarowującym. Emma jest stereotypowym czarnym charakterem bez historii, z miałkimi motywacjami i irytującą manierą. Ona ma tworzyć duet z Jessicą, który miałby napędzać 3. sezon? Nie czuję w tym żadnego potencjału i cały zamysł wielkości Rittenhouse w tym momencie traci swój sens. Ten bunt, który teoretycznie był sugerowany kilka odcinków temu, jest mało ciekawym zabiegiem fabularnym i przeciętnym pomysłem.
Biorąc pod uwagę formułę tworzenia Timeless, jakoś nie jestem zdziwiony śmiercią Rufusa. Nie czuję w tym emocji, bo w przypadku serialu opartego na podróżach w czasie, trudno akceptować to jako permanentną śmierć. Dlatego koniec końców to, co miało być sercem finału, wywołuje jedynie obojętność. A szkoda, bo to akurat był motyw z potencjałem na więcej. A tak przez cały wątek Rufus stał się postacią często irytującą, bo jego zachowanie było sztuczne i przegięte.
Problemem 2. sezonu był mdły i zbyteczny trójkąt miłosny Wyatt-Jessica-Lucy. Teraz, gdy on jest zakończony, twórcy serwują nam kolejny. Coś, co kompletnie im nie wychodzi i jest w tym serialu totalnie niepotrzebne, najwyraźniej dla scenarzystów jest ważne. A trójkąt Flynn-Lucy-Wyatt nie ma w sobie żadnego potencjału i na wstępie wywołuje obojętność.
Cliffhanger z pojawieniem się Lucy i Wyatta z o wiele dalszej przyszłości to pomysł z potencjałem i zarazem rozczarowujący. Z jednej strony kapitalny, bo zmieniają reguły gry z tym, że nie mogą skoczyć do momentu, w którym już byli. Z drugiej potwierdzenie tego, że próba uratowania Rufusa będzie ważna dla tego serialu. A to koniec końców doprowadza do wniosku, że całość nie idzie torem atrakcyjnym i ciekawym. Cały wątek z Rittenhouse i walki o uratowanie czasu jest przyjemny, a skupienie się na Rufusie jest błędem, który nie pozwala emocjonować się finałem. Gdzieś podświadomie towarzyszy pewność, że on wróci. I nie jestem pewien, czy tego chcę, bo choć serial jest przyjemny, to twórcy zbyt często marnują jego potencjał. To mogłoby i powinno być coś lepszego.
Źródło: zdjęcie główne: Ron Batzdorff/NBC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat