Tokyo Vice: sezon 1, odcinki 5-8 (finał sezonu) - recenzja
Tokyo Vice w recenzowanych odcinkach bardzo dobrze rozwija wątki głównych bohaterów. Czekam na kolejny sezon!
Tokyo Vice w recenzowanych odcinkach bardzo dobrze rozwija wątki głównych bohaterów. Czekam na kolejny sezon!
Tokyo Vice w omawianych odcinkach udowadnia, że to produkcja, która stoi na postaciach i ich pojedynczych wątkach. Tak naprawdę każdy z głównych bohaterów, czyli Jake, Samantha i Sato, otrzymuje interesujący wątek solowy. I nie ma tak, że któryś z nich wybija się ponad innych. Scenarzyści postarali się, aby opowieści były dopracowane. Po prostu chce się oglądać każdą kolejną scenę, żeby zobaczyć, jak to wszystko się potoczy. Bałem się trochę, że scenarzyści z pozmienianych względem książki elementów zrobią narracyjną papkę. Jednak na szczęście tak się nie stało, a to, co twórcy dodali od siebie, tylko ubogaca produkcję.
Bardzo podobał mi się wątek Samanthy. Bohaterka, która w poprzednich odcinkach była mocnym punktem, ale nie miała wyrazistej historii, w omawianych epizodach nabrała głębi. Dobrze, że twórcy zdecydowali się ukazać genezę Samanthy, jej pochodzenie, koneksje rodzinne i działania z przeszłości. To sprawiło, że jej motywacje stały się zrozumiałe. Przy tym świetnie rozwinięto relacje bohaterki z innymi postaciami. Doskonale prezentowała się jej przyjacielska więź z Poliną. Ta nieposkromiona chęć odnalezienia przyjaciółki była po prostu szczera, bez żadnej nutki fałszu. To samo tyczy się relacji z Sato i Jakiem. W przypadku tego pierwszego Rachel Keller i Shô Kasamatsu zbudowali kawał ciekawej, toksycznej relacji. Ta druga wniosła sporo uroku i luzu do serialu, nawet w sekwencji z braniem narkotyków.
Twórcy świetnie pokazują żmudą pracę dziennikarską. Chodzenie od źródła do źródła, przepytywanie osób, wyciąganie informacji. To wszystko buduje ciekawy obraz tego trudnego zawodu. Ansel Elgort dobrze sprawdza się w roli Jake'a. W omawianych odcinkach postać przechodzi ciekawą metamorfozę. Nadal jest nieopierzonym dziennikarzem, ale swoją charyzmą potrafi przebić się w dziennikarskim świecie. Dodajmy do tego element związany z yakuzą, a dostaniemy wątek kompletny, pełen skrajności, mroczny, ale również pełen lekkości i nadziei. Historia Jake'a ma jeszcze ogromny potencjał na rozwój. Chciałbym zobaczyć jej kontynuację.
Cały czas fantastycznie sprawdza się wątek kryminalnego światka i postaci z nim związanych. Yakuza napędza narrację produkcji, uzupełnia węzeł przyczynowo-skutkowy pewnych historii. Jest prawdziwą siłą sprawczą w serialu. Dostrzegamy tu również pierwiastek ludzki, który objawia się w postaci Sato. Jest on dobrze napisanym bohaterem, z interesującymi rozterkami i drugim obliczem, które sprawia, że naprawdę mu kibicujemy. Twórcy sprawnie pokazali jego emocjonalną stronę za pomocą relacji z Samanthą oraz chłopakiem, którego zwerbował do organizacji. Dlatego mam nadzieję, że scenarzyści postanowią zachować go przy życiu. Świetnie prezentuje się również Katagiri. Ken Watanabe potrafi wykrzesać ze swojej kreacji ogromną moc, która wręcz emanuje z ekranu.
Omawiane epizody Tokyo Vice bardzo dobrze wykorzystują potencjał drzemiący w wątkach poszczególnych bohaterów. Budują przy tym ciekawy fundament pod dalszą opowieść. Polecam.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat