Tomb Raider – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 6 kwietnia 2018Mało być to nowe otwarcie dla ekranizacji kultowej gry o przygodach pani archeolog, a czy się udało? To postanowiliśmy sprawdzić.
Mało być to nowe otwarcie dla ekranizacji kultowej gry o przygodach pani archeolog, a czy się udało? To postanowiliśmy sprawdzić.
Gdy w 2001 roku reżyser Simon West wprowadził do kin film Lara Croft: Tomb Raider Angelina Jolie w roli głównej fani byli mocno podzieleni. Jednym podobała się wizja Brytyjczyka, inny twierdzili, że w filmie nie ma ducha gry, na której twórca się oparł. Podobne odczucia wzbudziła kontynuacja, którą dwa lata później wyreżyserował Jan de Bont – Lara Croft Tomb Raider: The Cradle of Life. Gdy jednak po świecie rozeszła się informacja, że szykowana jest nowa wersja, bez Jolie w obsadzie, fani odetchnęli z ulgą. W końcu w grach Lara też dostała nowe origin story i inny wygląd. Nie jest już uzbrojoną w dwa pistolety seksowną panią archeolog z dużym biustem. Inspiracją dla reżysera Roar Uthaug była gra Tomb Raider 2013 będąca dla serii nowym otwarciem. Rozpoczęto gorączkowe poszukiwania aktorki, która swoim wyglądem przypominałaby Croft i padło na szwedkę Alicia Vikander. To znakomity wybór. Aktorka pasuje do postaci Lary zarówno pod względem fizycznym, jak i ruchowym. Niektóre sekwencje z jej udziałem wyglądają jak żywcem wyciągnięte z gier. Zwłaszcza te fragmenty, gdzie Alicia w widowiskowy sposób przeskakuje pomiędzy lokacjami.
Nowy Tomb Raider ma bardzo ciekawe otwarcie. Obserwujemy dziewczynę, która po zaginięciu ojca stara się jakoś przeżyć bez rodzinnej fortuny. Na co dzień pracuje jako kurier (rozwozi jedzenie), bierze też udział w nielegalnych wyścigach rowerowych po ulicach Londynu. Ta sekwencja wygląda świetnie na ekranie. Ma w sobie dużo świeżości i energii. Niestety, reżyser to wszystko błyskawicznie niweczy, wprowadzając ckliwy i do znudzenia powtarzany wątek rodzicielski. Ten ograny motyw miłości córki do ojca (Dominic West) i chęci odnalezienia go za wszelką cenę jest tutaj banalnie pokazany. Nie ma miejsca na zaskoczenie. Fabuła jest liniowa i nawet ci, którzy w grę nigdy nie grali są bez problemu w stanie przewidzieć, co się zaraz wydarzy na ekranie. Ja rozumiem, że to nowe otwarcie i widz musi dowiedzieć się, co się takiego wydarzyło w życiu Lary, że została żeńską wersją Indiany Jonesa... Czy jednak ten zabieg musi być tak mocno rozwleczony w czasie i przypominać melodramat?
Rola Mathiasa Vogela, czarnego charakteru, który lata po wyspie z pistoletem w ręce niczym kowboj w westernie, zawsze trafiając do celu, przypadła Walton Goggins Szkoda, że tak wyrazistemu aktorowi nie wręczono instrumentów, by mógł je wykorzystać. Główną motywacją jego bohatera nie jest chęć zysku czy też jakaś sadystyczna radość z zabijania. Jego złość jest podsycana jedynie chęcią powrotu do domu. Nie rozumiem więc czemu jako inteligentny gość, nie może się po prostu dogadać z głównymi bohaterami i razem z nimi powrócić do cywilizacji. A tak dostajemy dość nędzną kopię Raiders of the Lost Ark.
Roar Uthaug postawił na akcję, mniej uwagi poświęcając scenariuszowi. Tym samym na ekranie cały czas coś się dzieje, ale bohaterowie nie mają czasu na zbudowanie między sobą jakiejś więzi. W efekcie niektóre przyjaźni i przymierza pojawiają się nienaturalnie, właściwie po to jedynie, by jak najszybciej popchnąć fabułę do przodu. Nawet zagadki, które są integralną częścią tego tytułu nie są wyszukane. Poziomem trudności przypominają te znane nam z gier i nie wymagają fundamentalnej wiedzy historycznej. To raczej takie łamigłówki logiczne, które widz może rozwiązywać razem z główną bohaterką w czasie oglądania filmu.
Pod względem wizualnym film przypomina kopię gry. I to dosłownie. Niektóre sceny zostały przeniesione nawet w stosunku 1 do 1. Fani gry pewnie docenią ten zabieg. Niestety, w niektórych momentach natężenie CGI jest zbyt duże i psuje osiągnięty chwilę wcześniej niezły efekt.
Tomb Raider ma w założeniu być początkiem nowej serii. Sugeruje to otwarte zakończenie. Jednak jeśli następne części swoim poziomem mają przypominać tę, to ja dziękuję. Nie o takie ekranizacje gier walczyłem. Wersje z Jolie może nie były najlepsze, ale miały np. warstwę komediową w postaci lokaja Hillary’ego. W tej wersji miał ją prawdopodobnie spełniać Daniel Wu, ale chyba coś nie wyszło.
Oczekiwania były duże, a wyszło jak zawsze. Przeciętne widowisko, które fanów gier raczej nie zachwyci. Ot, kolejna przeciętna produkcja.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat