Twin Peaks: odcinek 7 – recenzja
W najnowszym odcinku Twin Peaks dostajemy kawał policyjnego śledztwa, które utwierdza w przekonaniu, że prezentowana historia wciąż potrafi zaintrygować.
W najnowszym odcinku Twin Peaks dostajemy kawał policyjnego śledztwa, które utwierdza w przekonaniu, że prezentowana historia wciąż potrafi zaintrygować.
Zagadka odnalezionych stron z pamiętnika Laury Palmer, tajemnica pozbawionego głowy ciała majora Briggsa i pełna niedopowiedzeń konfrontacja Diane ze złym Cooperem to najważniejsze elementy omawianego odcinka. Oprócz powyższych dostajemy również krótkie wstawki z zagadkowym dochodzeniem Andy’ego oraz wątek Bena Horne’a i jego enigmatycznej asystentki. Jak widać, słowa klucze w zarysie fabularnym omawianej odsłony to tajemnica, zagadka, sekret… Świetna wiadomość dla każdego fana serialu i dobry prognostyk na przyszłość.
Tym razem trochę więcej czasu spędziliśmy w Twin Peaks. Wreszcie udało się pokazać miasteczko według starszej estetyki. Paradoksalnie, bohaterem jednej z bardziej niepokojących i klimatycznych scen jak do tej pory był właśnie Andy, czekający w pobliżu jednej z opuszczonych dróg na spotkanie, do którego finalnie nie doszło. Skraj lasu, mgła i poczucie czającego się gdzieś niedaleko zagrożenia…Charakterystyczny motyw muzyczny autorstwa Angelo Badalamenti tylko spotęgował nastrój.
Cieszy, że tym razem występy starszej obsady można uznać za udane. Richard Beymer w roli Bena Horne’a daje radę, a jego brat Jerry jest w moim mniemaniu dużo zabawniejszy niż nowa wersja doktora Jackoby. Bardzo przyjemnie ogląda się również Robert Foster w roli Franka Trumana. Rozpoczynające się właśnie śledztwo w sprawie kart pamiętnika Laury Palmer będzie z pewnością ważnym elementem dalszych wydarzeń.
Jednym z najważniejszym motywów bieżącego odcinka jest z pewnością występ Diane. W przypadku tej postaci można mieć mieszane uczucia. Jak do tej pory nie zostało wyjaśnione skąd u tej pani tak agresywne nastawienie do otoczenia (szczególnie z FBI). Dialogi z Gordonem i Albertem są całkiem zabawne, ale maniera znudzonej femme fatale momentami może wydawać się zbyt pretensjonalna. Peruka, papieros, poza – pomysł na tę postać może sprawiać wrażenie lekko przerysowanej, jednak gdy przychodzi do spotkania ze złym Dale’em, klimat gęstnieje i tego typu drobnostki przestają mieć znaczenie. Między tą dwójką zapanowało coś nieokreślonego. Tajemnica pełna grozy, której rozwikłanie może stanowić świetny pomysł na ciekawy element fabularny. Nowe Twin Peaks jest najlepsze, kiedy idąc śladem swojego pierwowzoru, generuje kolejne enigmy pełne symboli, zagadek i niedopowiedzeń, a następnie, bardzo powoli, ujawnia ich mroczne szczegóły.
Tak było właśnie w tym odcinku. O Diane dowiedzieliśmy się na razie bardzo mało. Podobnie jak o złym Cooperze. Oglądamy już siódmy odcinek z jego udziałem, a wciąż praktycznie o nim nic nie wiemy. Nikomu to jednak nie przeszkadza. Tajemnice bywają fascynujące, a w przypadku tak intrygującej postaci jak Pan C. mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Cieszy więc fakt, że ten badass z prawdziwego zdarzenia wreszcie wydostał się z więzienia. Będziemy go zapewne teraz oglądać dużo częściej.
Przy tych wszystkich zajmujących i wciągających wątkach historia Douga Jonesa całkowicie niszczy klimat. To trwa już zdecydowanie za długo. Co gorsza wciąż nie widać końca tej opowieści. Ciężko się to ogląda. Dougie często się zawiesza, powtarza, naśladuje innych. Pojawiają się też dłużyzny, niekończące się momenty ciszy i skopiowane motywy. Zdecydowanie czas na zmianę. Lynch wprowadza w tym wątku elementy, które absolutnie nie mają znaczenia dla całości. Ani wizyta policji, ani spotkanie z kolegą z pracy nie wpływają na fabułę, a trwają bardzo długo. Nawet brutalny atak Spike’a nie wyszedł tym razem przekonująco. Cały wątek ratuje oczywiście fenomenalna Naomi Watts, która aktorsko jest chyba jak na razie numerem jeden, jednak na dłuższą metę i ona będzie musiała złożyć broń. David Lynch, czas odstawić starego dobrego Douga do lamusa. Czekamy na Coopera.
Omawiany odcinek potwierdza tezę, że na nowe Twin Peaks trzeba patrzeć całościowo i poszczególne odcinki oceniać jako element czegoś większego. Omawiany epizod nadrabia zaległości poprzedniego epizodu, z drugiej strony zabrakło w nim tak charakterystycznych motywów, jak koncert w Bang Bang czy krótkie wstawki muzyczne. Braki danego segmentu mogą zostać szybko nadrobione, więc nie do końca uczciwe jest ocenianie pojedynczego epizodu. Dlatego też 8/10 to ocena za dotychczasowy kierunek, który mimo pewnych słabizn (stanowiących niszę w przeciągu dotychczasowych siedmiu godzin) jest jak najbardziej właściwy. Co będzie dalej? Może w kolejnej odsłonie swojego osiemnastogodzinnego filmu Lynch zmieni estetykę o 180 stopni? Spodziewajmy się niespodziewanego. Czyż tego typu telewizja nie jest fascynująca?
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat