„Tyrant”: Gdy budzą się demony – recenzja
Bliski Wschód, fikcyjne małe państwo i mnóstwo przemocy. Tak w skrócie można opisać fabułę pilota nowego serialu stacji FX. Tyrant to studium budzących się demonów przeszłości. Pełne agresji, scen przemocy i ogromnej władzy. Jednocześnie jest to tytuł niezwykle trudny do ocenienia.
Bliski Wschód, fikcyjne małe państwo i mnóstwo przemocy. Tak w skrócie można opisać fabułę pilota nowego serialu stacji FX. Tyrant to studium budzących się demonów przeszłości. Pełne agresji, scen przemocy i ogromnej władzy. Jednocześnie jest to tytuł niezwykle trudny do ocenienia.
Bassam Al Fayeed ma wszystko, o czym może marzyć - wspaniałe, choć nieco zbuntowane dzieci, piękną żonę i spełnienie zawodowe. Jako lekarz jest powszechnie szanowany i niemal niezastąpiony. Codziennie rano biega, potem je śniadanie, idzie do pracy, całuje ukochaną - żyć nie umierać. Jednocześnie Bassam skrywa pewną wielką tajemnicę, a oprócz tego jest synem dyktatora i jako dziecko opuścił swój rodzinny kraj, żeby wyjechać do Stanów. Asymilacja na całego. Gorzej, że musi wrócić w rodzinne strony, gdzie ślub bierze syn jego brata, Jamala, następcy tronu. Tym sposobem wszystko się komplikuje.
Tyrant to tylko pozornie prosta historia. Pełno tutaj dualizmów, ale tylko na pierwszy rzut oka. Niemal każda osoba ma swoje grzechy na sumieniu i nie jest jednoznaczna. Jeden z głównych bohaterów, Jamal, dzięki retrospekcjom wyrasta na przykład na postać tragiczną - przez trudne dzieciństwo i znęcanie się na nim przez ojca stał się właśnie tym, kim jest teraz. Potworem, gwałcicielem, mającym za nim innych ludzi. Sam ojciec, wieloletni dyktator, wcale nie jest lepszy.
W tej nowej rzeczywistości Bliskiego Wschodu musi się odnaleźć Bassam. Jego dzieci są zachwycone, wszak traktowani są jak książęta. Egzotyczny kraj, nowi ludzie, wszystko tutaj wydaje się pociągające. Pod fasadą pokoju, pięknych krajobrazów, budynków i pozornego bogactwa budzą się jednak demony. Ludzie są zaszczuci, przerażeni, a cały kraj jest na skraju niemal wojny domowej, a pokój okupiony jest wystrzałami z karabinów. Jak twierdzi w jednej ze scen ambasador - nie ma wystrzałów, nie ma zabijania, są jedynie fajerwerki. I to jest piękne. Oczywiście Bassam wie, jak sprawa wygląda w rzeczywistości, czyli nie za dobrze.
[video-browser playlist="634713" suggest=""]
Pilot bardzo szybko wprowadza widza w przedstawioną rzeczywistość. Dyktator umiera, brat ma wypadek, a Bassam zdając sobie sprawę z toksycznego środowiska w jakim się znalazł, postanawia wrócić do Stanów. Wola ojca jest jednak zupełnie inna. Tuż przed śmiercią dociera do niego, że popełnił błąd i to młodszy syn powinien być jego następcą. Jednak czy Barry nadaje się do tej roli? Patrząc na sugestywne wspomnienia - tak.
Tyrant to studium tkwiącej w nas demoniczności. Młody Al Fayeed nie jest tym, kim się wydaje, a ze śmiercią stykał się od dziecka. Czy to zło jest w nim ciągle, czy zostało skutecznie zagłuszone? Czy będzie musiał rządzić jak ojciec, czy może będzie chciał coś zmienić? Problemy będą na każdym kroku, bo nawet idealna, na pozór, rodzina, ma swoje tajemnice. Chociażby syn, Sammy, który ma homoseksualne skłonności.
Czemu więc ocenienie tego serialu jest tak niezwykle trudne? Bo pomimo całych tych okrutności, całego studium zezwierzęcenia, orgii przemocy i gwałtów, jest to obraz przerysowany. Historia syna dyktatora, który spędził niemal całe swoje życie w Stanach Zjednoczonych, jest na swój sposób przesadzona. Czy prawdopodobna? Pewnie w jakimś stopniu tak, ale na pewno nie należy do codzienności. Jeżeli jednak przymkniemy oczy na te wszystkie nieścisłości, dostaniemy produkcję odważną i dość bezkompromisową. Tylko od twórców zależy, czy serial pójdzie w odpowiednim kierunku. Na razie warto dać jej szansę. Na razie jest okrutnie, a przy tym pociągająco.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat