Tytan traci na sile
Początkowo Attack on Titan zapowiadał się na oryginalną i dojrzałą produkcję, niestety wraz z kolejnymi odcinkami serial zalicza spadek poziomu, pokazując, że wcale nie jest pozycją wybitną, a jedynie solidną i przyjemną rozrywką, która raczej nie przejdzie do klasyki gatunku.
Początkowo Attack on Titan zapowiadał się na oryginalną i dojrzałą produkcję, niestety wraz z kolejnymi odcinkami serial zalicza spadek poziomu, pokazując, że wcale nie jest pozycją wybitną, a jedynie solidną i przyjemną rozrywką, która raczej nie przejdzie do klasyki gatunku.
Seria zaczęła uskuteczniać to, co zawsze raziło mnie w niektórych anime, a mianowicie łopatologię. Nie lubię, kiedy twórcy mają widza za idiotę, który nie potrafi dodać dwa do dwóch i domyślić się pewnych rzeczy z zachowań bohaterów lub na podstawie konkretnych wydarzeń. Dlaczego oglądając produkcję przeznaczoną dla dorosłego odbiorcy muszę czuć się jak małe dziecko, któremu wszystko trzeba tłumaczyć? Chodzi mi o wewnętrzne monologi postaci, które przez 5 minut nawijają o tym, co w danej chwili czują i w jaki sposób odnajdują w sobie siłę, by zmierzyć się z przeciwnościami losu. Na co to komu, ja się pytam, skoro po grymasach twarzy jestem w stanie dopowiedzieć sobie, co mniej więcej przeżywa dana postać? Irytująca sprawa, która jest szczególnie widoczna w szóstym odcinku i psuje dość interesującą historię Mikasy.
Śmierć Erena była okazją do zwolnienia tempa i skupienia się na przeszłości bohaterów, a w szczególności dziewczyny. Dowiadujemy się, jak doszło do tego, że Mikasa zamieszkała z rodziną Jaegerów. Uczciwie przyznaję, że ten wątek jest naprawdę ciekawy i nie brakuje w nim mocnych akcentów, dlatego tym bardziej szkoda, że towarzyszące mu napięcie zostaje w tak bezmyślny sposób rozwodnione przez całkowicie zbędne wewnętrzne monologi.
Pod tym względem nieco lepiej prezentuje się siódmy epizod, głównie z uwagi na większą porcję akcji. Zauważyłem, że serialowi nie służą momenty przeznaczone na złapanie oddechu; najlepiej radzi sobie wówczas, gdy pojawiają się Tytani i rozpoczyna się walka o przeżycie oraz obrona miasta. Fragmenty obyczajowe to istna ruletka - raz wypadną dobrze, innym razem infantylnie, całkowicie odbiegając od poważnego tonu, który utrzymuje się przez większość czasu. W każdym razie siódmy odcinek kontynuuje wątek kolejnego ataku bezwzględnych istot, zapoczątkowany w piątym epizodzie. Z grupy Erena nie ostał się prawie nikt, a i pozostałe zespoły zostały niemal doszczętnie rozbite. Niedobitki, którym udało się uniknąć pożarcia żywcem, kombinują jak ujść z życiem z nieciekawego położenia, w którym się znaleźli. Sytuacja jest tym gorsza, że wszystkim kończy się gaz, który napędza ich urządzenia do szybkiego przemieszczania. Gdy ostatni płomyk nadziei wygasa, niespodziewanie pojawia się Tytan, który zaczyna masakrować swoich.
[image-browser playlist="590943" suggest=""]
©2013 MBS
O ile taki obrót spraw był nieoczekiwany, tak już tajemnicę stojącą za sprzymierzonym z ludzkością monstrum nietrudno było rozgryźć. Nasze podejrzenia szybko znajdują potwierdzenie w następnym odcinku. Pozostaje tylko pytanie, czy twórcy będą w stanie zaoferować nam teraz satysfakcjonujące wyjaśnienie takiego rozwoju wydarzeń. Osobiście odnoszę wrażenie, że za bardzo wzorowano się na "Neon Genesis Evangelion", z którego Attack on Titan coraz wyraźniej zdaje się czerpać, a za mało dano od siebie. Domyślam się, w jakim kierunku to wszystko zmierza i ta wizja średnio mi się podoba. Zapewne znowu otrzymamy opowieść o wybrańcu (wybrańcach), który jako jedyny będzie w stanie ocalić gatunek ludzki przed całkowitą zagładą.
Na plus natomiast ukazanie Armina jako osoby mającej umysł stratega, potrafiącej przewidywać i planować. Wiadomo, że pod względem sprawnościowym i fizycznym ustępuje on swoim kolegom i koleżankom, brakuje mu również odwagi, dlatego też w przyszłości zostanie najprawdopodobniej specjalistą od taktyki. Jeszcze gdyby tak przestał się na każdym kroku mazgaić...
Attack on Titan wciąż dostarcza rozrywki na niezłym poziomie, ale nie spełnia wysokich oczekiwań, jakie rozbudzone zostały po dwóch pierwszych odcinkach. Bywa dynamicznie i widowiskowo, ale zdarzają się również momenty nudne i zalatujące tandetą, które skutecznie obniżają wartość produkcji. Ogląda się dobrze, ale początkowa magia zaczyna powoli ulatywać i nic nie wskazuje na to, aby coś miało się zmienić.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat