Układanka: sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 4 marca 2022Układanka z Toni Collette i Bellą Heathcote to serial dostępny na platformie Netflix. Historia zamknięta w zaledwie ośmiu odcinkach okazuje się prawdziwym wyzwaniem dla widza - dłuży się, nuży i pełna jest trudnych do zniesienia absurdów.
Układanka z Toni Collette i Bellą Heathcote to serial dostępny na platformie Netflix. Historia zamknięta w zaledwie ośmiu odcinkach okazuje się prawdziwym wyzwaniem dla widza - dłuży się, nuży i pełna jest trudnych do zniesienia absurdów.
Układanka to nowy miniserial Netflixa, który skupia się na niełatwej relacji matki, Laury (Toni Collette) i jej trzydziestoletniej córki, Andrei (Bella Heathcote). Główna akcja zawiązuje się w momencie, w którym panie stają się świadkami strzelaniny w barze - w świetle zagrożenia, gdy adrenalina bierze górę, Laura zachowuje zimną krew i przerażający profesjonalizm, co skłania zaskoczoną Andy do przypuszczeń, że jej matka coś ukrywa. Kolejne wydarzenia następują po sobie coraz gwałtowniej, a Andrea zostaje wciągnięta w skrzętnie ukrywaną, pełną tajemnic i mroku przeszłość swojej matki, co może wywrócić jej świat do góry nogami.
Nowa produkcja, jak sama nazwa wskazuje, proponuje widzom historię pełną zagadek, opowiadaną w pewnym sensie od końca, po nitce do kłębka. Jako widzowie przyjmujemy perspektywę Andrei, która od pierwszego epizodu stara się rozwikłać rodzinne sekrety i dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest jej matka. Od czasu do czasu uwaga poświęcona jest również samej Laurze, a więc możemy śledzić historię na dwóch jednoczesnych płaszczyznach - co nasila się zwłaszcza wtedy, gdy kobiety się rozdzielają. Twórcy serialu planowali zapewne zbudować wielowątkową, wielowarstwową opowieść, która z każdym kolejnym epizodem tylko zachęcałaby do zagłębiania się w tę zagadkę. W praktyce wyszło jednak zupełnie inaczej - Układanka nijak się nie układa, a seans tej produkcji po prostu straszliwie męczy.
Serial zbudowany jest tylko z ośmiu odcinków i (mimo furtki do ewentualnej kontynuacji) proponuje nam opowieść kompletną, zamkniętą. Okazuje się jednak, że te osiem epizodów to za dużo, by utrzymać widza w pełnym skupieniu. Owszem, początkowe odcinki są jeszcze akceptowalne - dopiero poznajemy w nich formułę opowieści, oswajamy się z bohaterkami i wprowadzaną do fabuły tajemnicą. Słowem: mamy jeszcze nadzieję, że będzie z tego coś fajnego. Kiedy jednak z trzecim, czwartym czy piątym odcinkiem nie następuje żaden przełom czy punkt kulminacyjny, zaczyna się po prostu robić nudno. Serial toczy się powoli i ociężale, wplatane w epizody sceny akcji czy "twisty" nie wzbudzają większych emocji, a kolejne wydarzenia z łatwością da się przewidzieć.
Przykro to mówić, ale główną przyczyną nijakości tej opowieści są moim zdaniem płascy i pozbawieni rozumu bohaterowie, na czele których stoi Andrea - choć już na starcie podkreśla się, że kobieta ma 30 lat, w jej działaniach nie widać absolutnie żadnej dojrzałości. Andy snuje się jak dziecko we mgle, a podejmowane przez nią kroki są momentami tak niedorzeczne, że aż trudno uwierzyć - kwintesencją absurdu jest dla mnie scena, w której Andrea wybiera się incognito do zakładu karnego, by podstępem wydobyć od więźniarki informacje o Laurze, a następnie - zapytana o to, kim jest kobieta na zdjęciu - jak gdyby nigdy nic przyznaje, że jej matką. Takich smaczków jest dużo więcej - praktycznie w każdym odcinku bohaterka zaskakuje, a opisanie tego wszystkiego zaowocowałoby pokaźnych rozmiarów rozprawką, na którą oczywiście nie ma tu miejsca. Trudno dać wiarę, że mamy do czynienia z osobą dorosłą - ubolewam nad tym, że twórcy nie zaplanowali tej roli dla nastolatki, bo być może wtedy miałoby to nieco więcej sensu. Bohaterka jest okropnie infantylna, fatalnie napisana i zupełnie nieautentyczna, a sama Heathcote wypada na ekranie co najwyżej przeciętnie - aktorka w każdym odcinku ma tę samą zdziwioną minę, w pewnym momencie naprawdę źle się już na to patrzy.
Laura natomiast prezentuje się już lepiej - być może dzięki nieporównywalnie lepszej grze aktorskiej Toni Collette, a być może dzięki temu, że twórcy trzymają ją nieco na uboczu i nie męczą widza jej rozterkami. Ta postać, w przeciwieństwie do Andrei, nie jest otwartą książką, zatem już sam sekret, jaki w sobie skrywa, sprawia, że chce się ją śledzić. Sceny z Collette mają w sobie przynajmniej jakieś emocje - aktorka potrafi pokazać zarówno poważne oblicze Laury, jak i sytuację, w której jej maska opada i odsłania wrażliwą, przestraszoną osobę. Collette, choć nie ma do zagrania tyle, by w pełni zaprezentować swój potencjał, dzielnie dźwiga tę rolę, stając się tym samym jedynym wyrazistym elementem produkcji, otoczonym przez byle jakie postacie drugoplanowe - naprawdę, nie ma tu dla niej żadnej aktorskiej konkurencji. Jedyną bolączką jest jej wcielenie z przeszłości - w młodą bohaterkę w retrospekcjach wciela się Jessica Barden, której gra pozbawiona jest ekspresji. Ba, momentami wypada zupełnie nieprofesjonalnie i widać, jak śmieje się pod nosem, co rujnuje jakikolwiek dramatyzm. Dodatkowym pogorszeniem sprawy jest fakt, że Barden ani trochę nie przypomina Collette - trzeba się bardzo wysilić, by uwierzyć, że patrzymy na tę samą postać.
Z każdym kolejnym epizodem akcja produkcji zaczyna się coraz bardziej komplikować - być może miało to budować napięcie, jednak w rzeczywistości nic takiego nie następuje. Otrzymujemy raczej rozciągnięte, niepotrzebne, albo - co gorsza - pozbawione jakiejkolwiek logiki i wiarygodności sceny, mające za zadanie chyba tylko wypełnić czas ekranowy. To, co dzieje się na ekranie, bywa tak niedorzeczne, że widzowi pozostaje tylko wywrócić oczami lub złapać się za głowę - bo cóż innego możemy zrobić w sytuacji, gdy Andrea skrada się do bagażnika samochodu wroga, a ten nie widzi jej, nawet gdy przed tym samym bagażnikiem akurat stoi? Co nam pozostaje, gdy widzimy, jak agenci specjalni zostają przyłapani przez trzydziestolatkę, bo nie zamknęli drzwi do pokoju i odtwarzali podsłuchane rozmowy telefoniczne na pełną głośność w domu, który z nią dzielą? Takich - i wielu innych - rzeczy nie da się brać na poważnie; tym samym nie da się poważnie traktować tego serialu.
Układanka jest produkcją po prostu słabą. Scenariusz jest źle napisany, bohaterowie zupełnie odklejeni od rzeczywistości, a budowanie napięcia rozpada się gdzieś w połowie sezonu. Mimo prób wprowadzenia jakichś elementów zaskakujących fabuła jest bardzo przewidywalna - nie trzeba wiele wysiłku, by domyślić się, do czego to wszystko zmierza i jak rozegrają się kolejne wydarzenia. Może i na początku wydawało się, że będzie to coś więcej; być może sam pomysł na historię (oparty zresztą na powieści Karin Slaughter pod tym samym tytułem) miał potencjał - ale ostatecznie otrzymaliśmy produkt, który ani się niczym nie wyróżnia, ani niczym nie zaskakuje. Decydując się na seans, musicie przygotować się na lawinę pozbawionych logiki scen, męczące dialogi i ciężkostrawne postacie - trzeba dużo cierpliwości, by przez coś takiego przebrnąć. Plus za warstwę techniczną, ścieżkę dźwiękową i samą Toni Collette.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat