Uncharted 4: Kres Złodzieja – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 10 maja 2016Nathan Drake to w świecie gier wideo postać wyjątkowa. Znają go nie tylko fani poprzednich odsłon serii Uncharted na konsole Sony, ale wszyscy gracze na całym świecie. Jego kariera złodzieja i podróżnika niestety dobiegła końca, ale ostatnią przygodę Drake'a zapamiętamy na zawsze.
Nathan Drake to w świecie gier wideo postać wyjątkowa. Znają go nie tylko fani poprzednich odsłon serii Uncharted na konsole Sony, ale wszyscy gracze na całym świecie. Jego kariera złodzieja i podróżnika niestety dobiegła końca, ale ostatnią przygodę Drake'a zapamiętamy na zawsze.
Ostatnie trzy lata upływają pod znakiem większych i mniejszych przepychanek pomiędzy obozem Sony i Microsoftu. Przed premierą nowej generacji konsol wydawało się, że to Microsoft jest liderem w wyścigu o portfele graczy, dziś jednak Sony niepodzielnie króluje na rynku i trudno się temu dziwić. Konsole nie sprzedają się same - potrzeba gier. Ekskluzywnych tytułów nie ma wiele, ale jeśli już się pojawiają, jest o nich głośno. Idealnym tego przykładem jest Uncharted 4: A Thief's End – gra w wielu aspektach wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
Graficzny orgazm
Grając w Uncharted 4: A Thief's End, zastanawiałem się, dlaczego inne gry na konsolę PlayStation 4 nie wyglądają tak jak dzieło Naughty Dog. Jestem świadom, że „niegrzeczne psiaki” to tak naprawdę dobrzy znajomi ludzi pracujących przy PS4. Znają triki i sztuczki, które są tajemnicą dla innych developerów. Jednak w Kresie Złodzieja jest coś urzekającego, coś, czego jeszcze nasze konsole nie widziały. Trudno słowami opisać, z jak wielką dbałością o każdy szczegół stworzono ostatnie przygody Nathana Drake’a.
Oprawa graficzna czwartego Uncharted powala na kolana - i nie chodzi tutaj tylko o techniczne aspekty typu tekstury, cienie czy efekty świetlne. Ogrom lokacji połączony z ich niesamowitym zróżnicowaniem i ciągle zmieniającą się paletą barw jest rozkoszą dla oczu. Dlatego dziś pytam: po co nam PlayStation 4K/Neo, skoro taką grafikę można stworzyć na PlayStation 4? Odpowiedzi na to pytanie zapewne nie poznam nigdy, tak jak nie do końca rozumiem praw rynku i chęci wyrzucenia do kosza obecnej generacji konsol. Wiem za to, że gry nie warto oceniać tylko po tym, jak wygląda, bez względu na to, jak mocno oprawa wizualna omamiła moje zmysły. Jaki jest więc czwarty Uncharted?
Ta ostatnia wyprawa
Nathan Drake jest szczęśliwy, a przynajmniej tak może nam się wydawać, gdy oglądamy fragmenty gry rozgrywające się w teraźniejszości. Na początku twórcy serwują nam kilka retrospekcji i zarysowują historię. Jednak to „życiowe” etapy z Nathanem w pracy oraz w domu ukazują prawdę o tym, kim naprawdę jest Drake. To również okazja do umieszczenia w grze wielu smaczków i easter eggów, tak jak wizyta na poddaszu domu Nate’a czy też możliwość zagrania w Crasha Bandicoota (aż się łezka w oku kręci).
Sielankowy nastrój opowieści przerywa Sam – brat Nate’a do niedawna uznany za zmarłego, którego mogliśmy poznać już we wcześniejszych etapach. Od tego momentu zaczyna się prawdziwa zabawa - wielka tajemnica, poszukiwanie pirackiego skarbu i zwiedzanie lokacji od Włoch przez Szkocję po Madagaskar, z jednym dużym fabularnym twistem w środku oraz satysfakcjonującym zakończeniem. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, bo przecież fabuła w produkcji Naughty Dog jest kluczowa.
Grając w Uncharted 4: A Thief's End (a przejście gry zajęło mi ponad 13 godzin), dość szybko wyczułem, że atmosfera, głównie dzięki ciekawie zarysowanej postaci Sama, jest znacznie bardziej gęsta niż w poprzednich częściach. Co prawda nie był to poziom The Last of Us, ale łatwo było odczuć, że Kres Złodzieja znacznie bardziej nastawiony jest na emocje i uczucia. Cieszy też, że Naughty Dog wzorem TLOU nie wysłało Nathana na kolejną wielką wyprawę samemu. Obecność Sama, a w dalszej części gry Eleny doprowadziła do masy znakomitych dialogów i wielu – rewelacyjnych z punktu widzenia odbiorcy – interakcji. Oczywiście po drodze nie brakowało kilku fabularnych uproszczeń, ale z perspektywy gracza, a jednocześnie widza (w Kres Złodzieja gra się tak samo dobrze, jak się go ogląda) jestem w stanie przymknąć na to oko.
Skok i strzał
Mechanika gry nie zmieniła się znacznie w stosunku do poprzednich odsłon. Naughty Dog poprawiło kilka elementów, takich jak możliwość chowania się za osłonami, jednak i tak nie działa ona na tyle płynnie, jak byśmy sobie tego życzyli. Świetnym uzupełnieniem ekwipunku Nate’a jest linka z hakiem, która pozwala dostać się do miejsc wcześniej niedostępnych. Wspinaczka pozostaje jednym z mocniejszych punktów produkcji, a twórcy zaimplementowali sporo nowych animacji.
Osobiście zachwyciły mnie etapy, w których możemy prowadzić jeepa. Nie dość, że fizyka jazdy jest bardzo przyjemna, to możliwość korzystania z wyciągarki dodaje sporo uroku i realizmu. Cieszy fakt, że Naughty Dog zrezygnowało z tworzenia zamkniętych tunelowych lokacji na rzecz terenu znacznie bardziej otwartego. Nie oszukujmy się jednak – nadal do celu prowadzi jedna lub dwie drogi, ale dzięki prostemu zabiegowi możemy poczuć ogrom świata, po którym się poruszamy, a jednocześnie gigantyczną pracę developera.
Są jednak w Uncharted 4 rzeczy, które nie do końca podeszły mi do gustu. Po pierwsze – zagadki. Przyznaję, że w poprzednich odsłonach miałem spory problem z rozwiązaniem przynajmniej kilku łamigłówek. W „czwórce” nie dość, że jest ich mało, to jednocześnie nie stanowią one żadnego wyzwania. Niewielka liczba zagadek jest odczuwalna szczególnie pod koniec gry. Przez ostatnie 5-6 rozdziałów ten element nie występuje praktycznie w ogóle.
Druga sprawa to tzw. killroomy – niby obowiązkowy element każdego Uncharted, ale w Kresie Złodzieja są one rozstawione dość nierównomiernie. Ich nawarstwienie ma miejsce oczywiście pod koniec gry, a w pewnym momencie szczególnie na wysokich poziomach trudności przeciwników jest zbyt wielu lub są po prostu zbyt mocni. Mało tego – z przeciwnikami Nate i tak musi sobie radzić samodzielnie. Sam i Elena korzystają niemal wyłącznie z pistoletów i nie są w stanie ustrzelić żadnego przeciwnika.
Emocjonalny koniec
Jestem za to zachwycony tym, w jaki sposób Naughty Dog zakończyło całą serię Uncharted. I nie chodzi mi tylko o epilog (o nim za chwilę), ale też o ostatnie rozdziały. Bardzo bałem się, że ostatnia walka będzie kolejnym pojedynkiem z kuloodpornym nadprzyrodzonym bossem, którego Nate będzie musiał obrzucić kilkunastoma granatami. Nic bardziej mylnego. Twórcy zaserwowali graczom o wiele bardziej kameralny pojedynek z sekwencjami QTE, ale jakże satysfakcjonujący w całej tej przygodzie. Cieszy też fakt, że darowano sobie elementy nadprzyrodzone, które w poprzednich częściach nie do końca trafiały w mój gust.
Z kolei epilog to po prostu mistrzowskie zakończenie całej serii. Nostalgiczne, emocjonalne, ale też zabawne, ciepłe i przyjemne. Nie zdradzając zbyt wiele, napiszę tylko, że właśnie w taki sposób powinno się kończyć kultowe serie gier, mające miliony fanów na całym świecie.
Warto też wspomnieć o trybie wieloosobowym. Testy multiplayera przeprowadzone kilka miesięcy temu zupełnie mnie nie porwały, jednak już w samej grze tryb wieloosobowy wypada nieco lepiej. Rozgrywka jest szybka, dynamiczna, ale po mapie w zdecydowanej większości biegają klony bohaterów znanych z serii Uncharted, co czasem wygląda dość zabawnie. Tryb multi należy traktować jednak tylko i wyłącznie jako dodatek, który zapewni kilka dodatkowych godzin na obcowanie z tytułem. Mnie do siebie nie przekonał.
Najpiękniejsza gra w historii, ale czy najlepsza?
Uncharted 4: A Thief's End to najpiękniejsza gra, w jaką możecie zagrać na nowych konsolach. Do absolutnego ideału brakuje jej bardzo niewiele. Urzeka od pierwszych chwil, wciąga pod względem fabularnym i zmusza do refleksji. Pożegnanie z Nathanem Drakiem jest tylko pozorne, bo warto przypomnieć, że Naughty Dog pracuje nad fabularnymi dodatkami do Kresu Złodzieja. Nie zmienia to jednak faktu, że wraz z czwartym Uncharted coś w branży gier wideo bezpowrotnie się kończy i trudno przechodzić obok tego obojętnie.
PLUSY:
+ niesamowita oprawa graficzna,
+ projekty i rozmiar lokacji,
+ gra jak film - rewelacyjna fabuła i postacie,
+ satysfakcjonujące zakończenie i epilog,
+ dbałość o najmniejsze szczegóły,
+ przyjemna mechanika wspinania się i strzelania.
MINUSY:
- mało zagadek,
- multiplayer nie do końca spełnia oczekiwania.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1964, kończy 60 lat