Upadek królestwa: sezon 3 – recenzja
Upadek królestwa to jeden z najlepszych seriali, jakie powstały w ostatnich latach. Trzeci sezon, produkowany już przez Netflixa, udowadnia, że moje słowa są całkowicie zgodne z rzeczywistością.
Upadek królestwa to jeden z najlepszych seriali, jakie powstały w ostatnich latach. Trzeci sezon, produkowany już przez Netflixa, udowadnia, że moje słowa są całkowicie zgodne z rzeczywistością.
The Last Kingdom to serial, który kapitalnie miesza fikcję z historycznymi wydarzeniami i przekonującym oddaniem realiów epoki. Po dwóch sezonach można by pomyśleć, że twórcy mogą wpaść w monotonnie, pójść na łatwiznę, ale nic bardziej mylnego. Długie oczekiwanie na kolejne odcinki pokazuje, że cała ekipa podchodzi do serialu w rolach perfekcjonistów. Tak naprawdę wszystko jest tutaj dopracowane, przemyślane i prowadzi do oczekiwanej i satysfakcjonującej kulminacji. W tym sezonie nie ma scen czy wątków, które byłyby zbyteczne, nie miały znaczenia czy sprawiałyby wrażenie zapychacza. Całość potęgowana przez muzykę buduje klimat wręcz hipnotyzujący. Taki, który sprawia, że te dziesięć odcinków (dwa więcej niż w poprzednich seriach) mija jak z bicza strzelił. Trudno się oderwać.
Prowadzenie historii to aspekt 3. sezonu, który wzbudza zachwyt. Dzieje się wiele, ale twórcy nie zapominają, że to Uhtred jest centralną postacią i jego perypetie są tu najważniejsze. Twórcy snują opowieść w dobrym tempie, dając kilka zwrotów akcji, solidne wątki poboczne oraz jeden główny, który doprowadza do kulminacji wywołującej szalenie smaczną satysfakcję. W dużej mierze ten sezon to ostatecznie dojrzewanie Uhtreda do tego, by wybrać stronę, z którą będzie na zawsze. To poszukiwanie własnej tożsamości, o którą przecież zabiegał od samego początku. Czy jest Saksonem? A może Wikingiem? Doprowadzenie do sytuacji, w której Uhtred nie jest ani jednym, ani drugim pozwala pokazać bohatera jeszcze bardziej jako człowieka szukającego swojego miejsca w świecie. Człowieka z reputacją wojownika, którego strategiczne myślenie i waleczność decydują o losach wojen i koronacjach królów. Twórcy podejmują różne decyzje, które nadają tej postaci większego wyrazu, rozwijają ją i pozwalają nabierać mu ważnej dojrzałości. Wiele scen pokazuje to idealnie na czele z finalną rozmową z Alfredem, która jest perfekcją w każdym calu. To taka kulminacja emocjonalna, która została przemyślana, dopracowana i idealnie odegrana przez obu aktorów. Szczerość płynąca z ich słów pozwoliła zrozumieć różne decyzje i tę dziwaczną relację często popadającą w skrajności. To właśnie w tym miejscu mamy cementowanie nowego Uhtreda z Wessex, który przestaje być rozdarty pomiędzy Duńczykami a Saksonami. Taki, który doskonale wie, co chce dalej robić i jest świadomy swojego wpływu na rzeczywistość. To sprawia, że ten 3. sezon w kwestii samego Uhtreda staje się czymś wyjątkowym. Takim przykładem dla wielu, jak prowadzić historię bohatera, by poruszała emocje, angażowała bez reszty i na długo zapadała w pamięć. Tak, by chciało się od razu poznać jego dalsze losy.
Nie wszystkie wątki przekonały mnie w całości i nie zaoferowały oczekiwanej satysfakcji. Chodzi mi mianowicie o zbudowanie konfliktu Uhtreda z Alfredem, który doprowadza do banicji bohatera. Po raz kolejny tego typu sceny pokazują nierozwagę króla, który po tym wszystkim, co Uhtred dla niego i dla Wessex zrobił, nadal nie jest w stanie stanąć po jego stronie. Jestem świadomy, że jest to usprawiedliwione w serialu, bo nawet sam Alfred koniec końców to tłumaczy w niezwykle poruszającej scenie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że zabieg jest ciut wymuszony fabularnie. Sensowny, ale przez cały sezon czułem, że może nie do końca dobrze przeprowadzony. Choć dopiero z perspektywy wiemy, dlaczego Alfred wielokrotnie zachowywał się wobec Uhtreda tak, a nie inaczej, do końca nie jestem w stanie kupić tego, w jaki sposób to zostało ukazane. Na tym etapie niepotrzebną komplikacją wydaje się też sugestia romansu Uhtreda z Ethelfledą. Niby ma ona sens i byłoby to naturalnym następstwem bliskiej relacji tych dwojga i wyraźnie jest to szykowane na kolejny sezon, ale nie mogę się do tego przekonać. Być może przyszłe odcinki to zmienią.
Upadek królestwa porusza się w bardzo podobnym klimacie jak Vikings. A nawet niektóre postacie są w obu produkcjach. Nie sposób więc nie pokusić się o małej porównanie 3. sezonu na tle tego, co prezentuje serial o synach Ragnara Lothbrooka. Historia Uhtreda ma tak wiele scen ocierających się o geniusz i wyrazistych postaci, których się ogląda z zainteresowaniem, że to jest aż zadziwiające. Jedna z takich sekwencji, czy to batalistycznych (w 3. sezonie mamy dwie większe bitwy), emocjonalnych czy dialogowych (choćby wspomniana rozmowa Alfreda z Uhtredem), sprawia, że ostatnie dwa sezony Wikingów prezentują się jak pusta, nic nie znacząca wydmuszka bez serca, duszy i klimatu. Spójrzmy choćby na nowe postacie w 3. sezonie - czarownica czy choćby dwaj wodzowie wikingów - każdy jest jakiś, ma jakąś osobowość, charyzmę i swoje pięć minut, by zabłysnąć. I to pomimo tego, że pod wieloma względami mówimy o postaciach zwyczajnych, wręcz stereotypowych, na tle takiego Ivara z Wikingów wyglądają kapitalnie. Na początku Upadek królestwa można było nazwać serialem, który chciał być jak Wikingowie. Obecnie jest to produkcja lepsza niż jakikolwiek sezon Wikingów.
Nie brak w 3. sezonie niespodzianek, zwrotów akcji czy czarnych charakterów, którzy wzbudzają niezwykła antypatię. Uznaję, że jeśli w każdej scenie postać wywołuje u mnie reakcje zdenerwowania i wręcz skrajnej niechęci, to jest naprawdę dobrze. A tak mam z Aelswith (żona Alfreda) oraz z Aethelwoldem. Oboje są postaciami świadomie wywołującymi negatywne emocje widzów. Z jednej strony mamy poczciwą kobietę, na sercu której leży dobro królestwa, a której skrajna niechęć do Uhtreda często wywołuje bardzo różne reakcje. Z drugiej strony Aethelwold to typowy złotousty wąż, który sączy jad słowami, mając określony cel. Trudno traktować tę postać pozytywnie i nie życzyć mu najgorzej. Szczególnie po twiście związanym z Ragnarem . Być może dlatego wielka kulminacja jego wątku jest tak dobra i satysfakcjonująca? Ta nienawiść do złoczyńcy rosła z każdym odcinkiem, więc gdy przychodzi co do czego, to procentuje. A nie zapomnijmy też o wesołym władcy Mercji, którego śmierć w przyszłym sezonie przyjmę z oklaskami.
Wiele postaci dostaje w tym sezonie swoje wątki poboczne, które wzbudzają wielkie emocje. Córka Alfreda, Brida, wojownicy Uhtreda i przede wszystkim Beocca, którego wątek porusza najbardziej. Jego finał potrafi złamać serce, a zarazem pokazać okrutność tego świata. To właśnie jest jedną z najważniejszych zalet Upadku królestwa - to tak naprawdę nie jest tylko historia Uhtreda. Twórcy podejmują działania, by każda postać miała swój czas, by się jakoś rozwijała i miała znaczenie. Dzięki temu nawet najbardziej marginalni bohaterowie, jak choćby rosły dowódca żołnierzy z Wessex, mają sceny, w których stają się ludźmi z krwi i kości. To pokazuje, że Upadek królestwa jest zamieszkały przez różnorodne, żyjące postacie, a nie tylko puste stereotypy. W każdym calu jest to dobrze dopracowane.
Realizacyjnie wszystko tu gra, jak trzeba. Przyznaję, że gdy Netflix wszedł jako współproducent tego sezonu, liczyłem na trochę większy rozmach, ale... w sumie nic się nie zmieniło. Może to i dobrze? Być może większy budżet na bitwy sprawiłby, że ten serial straciłby swoje serce? To nie zmienia jednak faktu, że pod tym względem jest naprawdę dobrze, emocjonująco i krwawo. Twórcy pokazują podejście, w którym sprawiają, że walki stają się atrakcją, a nie przymusem, który nic nie wnosi. Stają się istotnym elementem i integralną częścią serialu, a nie piątym kołem u wozu (tak, nawiązuje tu do Wikingów!). Dzięki temu wartość rozrywkowa 3. sezonu ciągle rośnie. Kiedy trzeba, są emocje, dobre dialogi i rozwój postaci, kiedy trzeba, krew się leje.
Upadek królestwa to serial wyjątkowy. Nie boję się nawet powiedzieć, że wybitny. Od dawna nie miałem takiego dylematu, czy przyznać ocenę 10/10. Jednak jest ona zarezerwowana dla rzeczy rzadko spotykanych, wielkich i na długo zapadających w pamięci. Chociaż wiele momentów tego sezonu ociera się o geniusz, ostatecznie stawiam na 9/10. Nie wszystkie rozwiązania fabularne mnie przekonały i usatysfakcjonowały. Nic to jednak tak naprawdę nie oznacza. Upadek królestwa to serial, który trzeba obejrzeć. I mieć nadzieję, że 4. sezon będzie jeszcze lepszy. Ten zdecydowanie jest, jak dotąd, najlepszy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat