Utrata równowagi - recenzja filmu [GDYNIA 2024]
Data premiery w Polsce: 23 września 2024Współczesna droga do szaleństwa Lady Makbet według Korka Bojanowskiego, czyli Utrata równowagi.
Współczesna droga do szaleństwa Lady Makbet według Korka Bojanowskiego, czyli Utrata równowagi.
Debiutancki film Korka Bojanowskiego Utrata równowagi porusza wiele istotnych wątków. Co ważne, dostajemy też doskonale zagraną główną bohaterkę, Maję (Nel Kaczmarek), która tak jak Lady Makbet powoli zatraca się w szaleństwie. Nie jest to jednak film, który możemy ocenić od razu – trzeba się z nim przespać.
Utrata równowagi jest filmem dobrym i nic dziwnego, że konkursowym. Pozostawia jednak bardzo dużo niedopowiedzeń, a oskarżenia, jakie możemy mieć względem jednej z głównych postaci, musimy zatrzymać na końcu języka. Bo wszystko, co się w tym obszarze dzieje, jest tylko sugestywne, włącznie z cytatem na samym początku. Końcówka pozostawia nas z satysfakcją, ale również pewnego rodzaju niedosytem. Skończony seans zostawia nas z wieloma pytaniami i wątpliwościami. Najgłośniejszą z nich jest to, czy reżyser przekazał wszystko, co chciał? Tak jasno i dosadnie, jak chciał? Czy film nie stał się nagle o wszystkim, więc o niczym? Odpowiedzi przychodzą dopiero na drugi dzień po obejrzeniu dzieła. Produkcja jest dokładnie taka, jaka powinna być. Budzi emocje, które z każdą myślą o nim pączkują i rozkwitają.
Na konkretnym przykładzie zostało poruszone całe spektrum problemów, z którymi borykają się nie tylko studenci aktorstwa. Chociaż to z myślą o nich i głośnych w ostatnich latach aferach powstał ten film. Przedstawia on nam postać owianą pewną legendą, tajemnicą, prestiżem. Postać wręcz nietykalną, która zdecydowanie za bardzo chce dotykać innych, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Znakomicie zagrany Jacek (Tomasz Schuchardt) wciąga nas w pajęczynę kłamstw i manipulacji, które służą... no właśnie, czemu? Połączeniu prawdziwych, silnych emocji ze sztuką? Podkopaniu pewności siebie studentów, aby na pewno żadne z nich nie stało się lepsze od mistrza? Własnej chorej zabawie? Czy w ogóle samej satysfakcji? Gaslighting dzięki niemu dostał twarz i zawód. Chapeau bas.
Doskonale poradzili sobie również młodsi aktorzy. Role były wymagające na przeróżne sposoby. Wszystko musiało być przemyślane od A do Z, od scenariusza do ostatecznego wybrzmienia słowa i gestu. Zadaniu podołali, dostaliśmy kompleksowych bohaterów. Zachowywali się i rozmawiali tak, jak prawdziwi ludzie. Na luzie, bez cringe’u. A dobrze wiemy, że niestety nie jest to tak oczywiste. Wnieśli świeży powiew do polskiego świata filmów o młodych ludziach. Każde z nich urzekło mnie swoją autentycznością i oddaniem roli.
Maja (Nel Kaczmarek) odhaczyła chyba wszystkie punkty realności świata przedstawionego. Niesamowite jest to, z jaką pasją i zacięciem przychodzi jej się mierzyć. A radzi sobie z tym obłędnie. Dla kontrastu mamy Kubę (Mikolaj Matczak), który jest zdolny, ale leniwy. Chyba każdy miał na studiach takiego kolegę (lub sam taki kim), który potencjał miał ogromny, ale najpierw musiałby przestać się wszędzie spóźniać. Ale można było na niego liczyć w każdej sytuacji. Paradoksalnie przedstawienie takiej postaci bardzo łatwo zawalić, a tu? Jest znajomo. Ogromnego opanowania wymagają za to dwie twarze Anki (Angelika Smyrgała). Divę i obrazę majestatu może i potrafiłby odegrać każdy, ale nie tak autentycznie jak ona. A to, jak momentami pokazuje swoje prawdziwe oblicze i ludzkie emocje, jest nie do podrobienia. Natomiast postacią odegraną tak realistycznie, że aż mi niedobrze, jest Piotrek (Oskar Rybaczek). Powstrzymam się w tym miejscu od dalszego komentarza na ten temat. Dodam tylko, że robota została wykonana solidnie. Film warto obejrzeć nawet dla samej integracji, jaką stworzyli aktorzy pierwszo- i drugoplanowi.
Opowiedziana historia jest jak cebula – ma wiele warstw, a z każdą kolejną chce nam się coraz bardziej płakać. Bo jak daleko ze swojej strefy komfortu możemy dać się wypchnąć? Dostajemy cztery pokrzywdzone postacie, które nie radzą sobie z tym, co ich spotkało. A jedna z nich została wyprowadzona poza granice swoich możliwości. Czy naprawdę w imię sztuki,"wyższego" celu jesteśmy w stanie poświęcić wszystko? Czy nasze granice powinny przestać mieć wtedy znaczenie? Czy powinniśmy pozwolić na ich przekraczanie? Na przekraczanie własnej przestrzeni osobistej? I czemu nikt nie reaguje, kiedy za zamkniętymi drzwiami dzieje się krzywda? Nie każdy przecież tak jak Maja pójdzie po trupach do celu. A przecież widzimy, że kosztowało ją to absolutnie wszystko. Jednak innej drogi jakby nie było. Czy obecnie, aby dotknęła kogoś ciężka ręka sprawiedliwości, musimy ją sobie sami obciąć? No i czy można mówić o sprawiedliwości, jeśli w ustach czujemy słodki smak zemsty? Dlaczego? Dlaczego nikt nie reaguje, kiedy jeszcze jest czas? Brak reakcji jest przyzwoleniem. A złość zostaje w nas na długo.
Film jest naprawdę dobrze zrobiony. Sceny, które wydawały mi się niepotrzebne czy po prostu nudne, po przemyśleniu okazywały się bardzo na miejscu. Kadry, chociaż mnie nie porwały, to oddały wszystko dokładnie tak, jak powinny. Muzyka, jeśli spojrzy się na nią pod kątem niekoniecznie filmowym, a teatralnym, makbetowym, również pasuje jak ulał. Zdecydowanie nie jest to prosty film. Podczas pisania tego tekstu towarzyszyły mi przeróżne emocje, bo im dłużej myśli się o tej produkcji, tym więcej rzeczy wpada na swoje miejsce, ale niestety wcale nie w przyjemny sposób. Jest to kwestia trudnej i smutnej rzeczywistości, w jakiej żyjemy – i to uczucie potwierdza, że film oddał ją właściwie.
Poznaj recenzenta
Talia KurasińskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
Co o tym sądzisz?