Vinci 2 - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 lipca 2025Juliusz Machulski kontynuacją swojego wielkiego hitu chce pożegnać się z publicznością. Czy reżyserowi udało się odtworzyć klimat kultowej produkcji? Sprawdzamy.
Juliusz Machulski kontynuacją swojego wielkiego hitu chce pożegnać się z publicznością. Czy reżyserowi udało się odtworzyć klimat kultowej produkcji? Sprawdzamy.

21 lat temu Juliusz Machulski podbił nasze serca historią złodzieja antyków – Cumy (Robert Więckiewicz), który dostaje zlecenie kradzieży obrazu Leonarda da Vinci Dama z łasiczką. Aby tego dokonać, musi zebrać odpowiednią ekipę, a pomaga mu w tym dawny kumpel, Szerszeń (Borys Szyc). Dwie dekady później reżyser postanowił kontynuacją właśnie tej opowieści pożegnać się z kinową publicznością. W napisaniu scenariusza pomógł mu tym razem Robert Więckiewicz. Panowie w ten sposób chcą zamknąć pewien rozdział.
Punkt wyjścia do historii jest ciekawy. Cuma, który na ostatnim skoku nieźle się obłowił, od 21 lat prowadzi spokojne życie w Hiszpanii. Gotuje, popija wino i wpatruje się w oczy swojej pięknej partnerki, zastanawiając się, czy wzbogacić życie o szczeniaka, czy nie. Rutyna i nuda. Aż pewnego dnia w jego drzwiach staje Chudy z propozycją nowego, skomplikowanego skoku w rodzinnym Krakowie. Jest już nawet zorganizowana grupa młodych wilków, ale brakuje im kogoś z doświadczeniem Cumy. To ma być ten jeden, ostatni skok – taki, który ustawi ich wszystkich do końca życia. Dla byłego złodzieja kuszące, bo w życiu zaczyna mu brakować adrenaliny. Problem w tym, że po przyjeździe do Krakowa okazuje się, że nic nie jest tak, jak zapowiadano. Cuma musi szybko przeprowadzić korektę planów.
Na papierze wygląda to bardzo dobrze. Gorzej, gdy już siedzimy na seansie – okazuje się, że akcja jest powolna, a przez większość filmu towarzyszymy Cumie, który włóczy się po uliczkach Krakowa, odwiedzając starych znajomych i dowiadując się, co działo się u nich przez te 21 lat. W pewnym momencie pojawia się mnóstwo nic niewnoszących rozmów. W pierwszym Vincim to właśnie skok był głównym motorem napędowym – planowanie, problemy, ciekawe postacie – wszystko to czyniło film angażującym spektaklem sukcesów i porażek. W Vincim 2 tego zupełnie brakuje. Jakby Juliusz Machulski, który potrafił pisać inteligentne i – co najważniejsze – zabawne dialogi, zatracił ten talent. Nie ma tu ani jednego dialogu, który zapadłby w pamięć czy choćby wywołał krótki śmiech – nie mówiąc już o salwie.
Akcja jest w dużej mierze przewidywalna i pozbawiona twistów. Wszystko dzieje się wolno i liniowo. Nawet finałowy skok nie ma pazura znanego z pierwszej części. Gdy w końcu dochodzi do jego realizacji, widz najpierw ziewa, a potem przeciera oczy ze zdziwienia, jaką marną intrygę zaproponował reżyser. Rozczarowanie jest tym większe, że pierwsza część ma status kultowej i do dziś świetnie się ją ogląda – choćby scenę z furgonetką wpadającą do kanału. W Vinci 2 nie ma takich momentów. Są za to zwykłe fajerwerki. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że Vinci wyglądało wizualnie lepiej niż jego kontynuacja.
Jak już wspomniałem – przez ekran przewija się sporo znanych postaci. Problem w tym, że na większość z nich zabrakło pomysłu. Szerszeń jest tu zupełnie zbędny – jego rolę mógłby zagrać przypadkowy statysta i efekt byłby taki sam. Podobnie z policjantami granymi przez Łukasza Simlata i Marcina Dorocińskiego. Choć ten drugi przynajmniej stara się grać agenta FBI, który wrócił z wizytą na stare śmieci, to scenariusz ich nie angażuje. Pojawiają się, powęszą i tyle. Nie ma śledztwa, napięcia, żadnej gry wywiadów jak w pierwszej części.
To nie znaczy, że nie ma tu postaci ciekawych. Jedną z nich jest Kornelia – córka Werbusa, specjalistka od materiałów wybuchowych, która nie rozpoznaje twarzy. Grająca ją Zofia Jastrzebska wyciąga z tej roli maksimum – dodaje coś od siebie, sprawiając, że widz ją zapamięta. Niestety, to jedyna tak udana postać.
Duet młodych gangsterów – Ducha i Cienkiego – grany przez Piotra Witkowskiego i Jędrzeja Hycnara, nie został odpowiednio rozwinięty. Mieli być nowym pokoleniem złodziei radzących sobie z trudnymi skokami, ale scenariusz nie daje im na to szansy. Wszystko tonie w niedopowiedzeniach, a obaj wypadają jak zadufani w sobie goście, którzy nie tylko nie budzą sympatii, ale wręcz nas nie obchodzą. A szkoda – potencjał był.
Ciekawostka: w filmie pojawiają się wnuki Machulskiego. Jeden zagrał Teodora – syna Szerszenia, a wnuczka wcieliła się w dziewczynkę w warsztacie kaletnika, do którego z zamówieniem trafia Cuma.
Vinci 2 naszpikowane jest odniesieniami do poprzednich filmów Machulskiego – Seksmisji, Kilera, Kilerów dwóch czy pierwszego Vinciego. Niestety, nie wszystkie te nawiązania mają sens. Przebicie czwartej ściany w materiale z TVN24, gdzie na pasku pojawia się informacja o trwających zdjęciach do Vinci 2, jest po prostu słabe. Podobnie jak ograny żart z komendantem odpalającym broń w gabinecie.
Ostatni film kinowy Juliusza Machulskiego to niestety ogromne rozczarowanie. Nie ma w nim niczego, czego oczekiwalibyśmy po tym twórcy. Bardzo szkoda. Na szczęście zostają nam jego wcześniejsze dzieła, które na trwałe zapisały się w naszej kulturze. O tym filmie raczej szybko zapomnimy.
Poznaj recenzenta
Dawid Muszyński



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1945, kończy 80 lat
ur. 1959, kończy 66 lat
ur. 1964, kończy 61 lat

