W tę drugą stronę zachodzącego słońca
Najsłabszy sezon Czasu honoru dobiegł końca. Można by powiedzieć: nareszcie! Nie tak jednak chciałoby się mówić o finałowym odcinku kolejnej serii serialu, który kiedyś był naprawdę przyzwoitą produkcją.
Najsłabszy sezon Czasu honoru dobiegł końca. Można by powiedzieć: nareszcie! Nie tak jednak chciałoby się mówić o finałowym odcinku kolejnej serii serialu, który kiedyś był naprawdę przyzwoitą produkcją.
Scenarzystom nic w tym sezonie nie wyszło. Raz za razem podejmowali decyzje, które były całkowicie niezrozumiałe dla widzów, zmieniając charaktery wykreowanych postaci tak, jak im się podobało. Zamykano i otwierano wątki, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co będzie dalej; mało uwagi poświęcono temu, by fabuła była ciągła i logiczna. Niesamowita chaotyczność zupełnie odebrała radość oglądania, a finałowy odcinek niczym nie różnił się od reszty sezonu. Na sam koniec pozostało już tylko jedno - pójść na łatwiznę. Wygląda na to, że kiedy nie wie się, co zrobić z bohaterami, wystarczy... nie robić nic. Wysłać ich w stronę zachodzącego słońca. Tylko tą odwrotną.
Większość elementów odcinka totalnie nie miała sensu, a twórcy wyskakiwali z nimi, jak gdyby wyciągali kolejne asy z rękami. Tyle że to nie były żadne asy. Pierwsza rzecz z brzegu: wątek Otto. Rozpoczęty, prowadzony i zakończony w idiotyczny sposób. Budowano go tak, jakby miał niesamowite znaczenie, a rozwiązanie intrygi jest żadne. Otto wyjechał na Zachód, jeden bohater odhaczony. Dalej - perypetie szalonej Toli. Po to pół sezonu była biedną dziewczyną, której raz można było wierzyć, a raz nie, by teraz stać się badassem tej serii? Litości. Ale wątek Heleny, Wandy i nawet Zosi odhaczony. Można było pójść po linii jeszcze mniejszego oporu? Chyba nie. Jakieś emocje? Absolutnie. Poczucie, że to już było? Owszem, kilkakrotnie.
Największym problemem było uczynienie czegokolwiek z głównymi bohaterami serii. I uczyniono. Odebrano im te resztki inteligencji, które jeszcze mieli. Kto by się spodziewał zasadzki, kiedy porywa się córkę minister?! To tylko córka minister, ona na pewno ma w sobie wiele przebaczenia dla porywaczy jej dziecka. Zgodzi się na stawiane warunki i grzecznie ustąpi pola. Ignorancja scenarzystów nie zna granic, a traktowanie widza bez szacunku osiągnęło tu swoje apogeum.
Ostatnia scena jest z kolei tak przesadzona, że zamiast emocji wzbudza jedynie uśmiech politowania. Jeśli nasi dzielni bohaterowie powrócą po tych wydarzeniach żywi, to ja Czasu honoru oglądać już nie będę; jeśli zaś kolejny sezon będzie o Powstaniu Warszawskim, a losy postaci ostatecznie zamknął ten odcinek, to... To ja lepiej nic więcej nie powiem. Jedynie, że mi szkoda.
Żaden z bohaterów nie dostał należytego i przemyślanego zakończenia. Sezon rodził się w chaosie i w chaosie się zakończył. Wątki pozamykano naprędce i z zerowym poczuciem odpowiedzialności, a emocji... emocji nie było żadnych. To już koniec Czasu honoru, tu już nic nie może być dobrze. Szkoda, że twórcy nie wiedzieli, kiedy należy ze sceny zejść, bo po tym, co nam zaserwowali, to nawet do sezonów 1-3 nie będzie mi się chciało już wracać; nie ze świadomością tego, co uczyniono świetnym postaciom. A uczyniono największe zło, jakie można bohaterom serialu wyrządzić - pozbawiono ich tego, kim byli. Tylko imiona zostały te same.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat