fot. Hulu
Po znakomitym Paradise z początku 2025 roku ze Sterlingiem K. Brownem w roli głównej, przyszła kolej na kolejną serialową produkcję od Hulu, w której pojawia się ten aktor pełniący też funkcję producenta wykonawczego. Washington Black to adaptacja popularnej książki autorstwa Esi Edugyan z 2018 roku o tym samym tytule. W roli głównej występuje Ernest Kingsley Jr. w kreacji „starszego” protagonisty, a w jego młodszą wersję wciela się w retrospekcjach Eddie Karanja. Pierwszy odcinek został wyreżyserowany przez Wanuri Kahiu i Maurice'a Marable'a.
Washington Black opowiada o młodym, czarnoskórym mężczyźnie o imieniu George Washington Black, który jest błyskotliwym i pojętnym młodzieńcem, marzycielem. Jest też niewolnikiem na plantacji trzciny u niejakiego Erasmusa Wilde'a (Julian Rhind-Tutt). Życie w tych okolicznościach nie jest łatwe, a wielu niewolników woli popełnić samobójstwo niż dalej żyć w katorżniczych warunkach. Życie młodego Washingtona zmienia się w chwili poznania Titcha Wilde'a, czyli jednego z braci. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa podchodzi on z szacunkiem do pozostałych, a przy okazji jest wynalazcą, którego marzeniem jest stworzenie maszyny latającej. Titch wybiera Washa na swojego pomocnika i z czasem okazuje się, że chłopak ma w głowie więcej oleju niż niektóre z maszyn wynalazcy.
To oczywiście tylko fragment tego, co prezentuje 1. odcinek, który jest przeładowany treścią po brzegi bardziej od statków wypływających z cukrem do Londynu. To tylko jedna z dwóch płaszczyzn fabularnych, ponieważ poznajemy też doroślejszego Washa żyjącego w innym miejscu. Nie wiadomo, co się stało z jego mentorem i pozostałymi osobami, ale dowiadujemy się, że Black jest poszukiwany listem gończym i ukrywa swoją tożsamość.
fot. HuluO wiele ciekawsza wydała mi się historia młodego Washingtona. To głównie zasługa postaci pobocznych i dynamiki pomiędzy nimi, a prym tu wiedzie Tom Ellis w roli Titcha Wilde'a. Aktor jest fantastyczny i w pełni odcina się od wizerunku Lucyfera, z którego to roli go zapamiętałem. Emanuje od niego ciepło, zrozumienie, ale też typowe szaleństwo i euforia odkrywcy. Jego relacja z Washem jest urocza i dobrze się ją ogląda. To działa podwójnie dobrze z racji kontrastu – serial nie boi się pokazać pomiatania niewolnikami przez ich panów i nierówności rasowych charakterystycznych dla tamtych czasów. Postać Titcha wnosi konieczne i niezbędne przy tak trudnej tematyce chwile na złapanie oddechu i uśmiech.
Tu jednak pojawia się mój największy szkopuł. O ile ciekawe jest połączenie typowej przygody z trudniejszymi wątkami pełnymi rasizmu i nierówności, to chwilami się to gryzie i odrzuca. Trudno jest się skupić na jednym czy na drugim. W jednej chwili widzimy człowieka, który wolał popełnić samobójstwo niż pozwalać na dalszą katorgę, a z drugiej mamy duet żywiołowych odkrywców majsterkujących przy rozmaitych maszynach. Taki rozdźwięk tematyczny nie działa na plus tej produkcji, która zyskałaby na skupieniu na jednym z tych motywów. Wadą jest również wątek teraźniejszy, który na razie nie otrzymał żadnego rozwinięcia. Wash ukrywa się pod innym imieniem, ktoś go poszukuje, a ten przy okazji zakochuje się w kobiecie, która jest poza jego zasięgiem z racji rasy. Wątku „romantycznego” nie będę na razie krytykować, bo uczucia dopiero się wykluwają w obojgu, a poza tym sceny z udziałem Tanny i Washa były całkiem urocze. Podoba mi się, że bohaterkę już teraz pokazano w innym świetle. To typowe, żeby dystyngowana, młoda dama próbowała się buntować, ale Tanna ma dobry ku temu powód, który bezpośrednio łączy się z jej pochodzeniem, naturą, dzieciństwem. Mały detal, który na pewno zostanie rozwinięty i cieszy. Nie mogłem się też oprzeć wrażeniu, że wcielająca się w nią Iola Evans czerpała inspirację z kreacji Rachel McAdams z ikonicznego Pamiętnika. Są nawet do siebie całkiem podobne!
fot. HuluFenomenalna jest za to oprawa audiowizualna. Widać, że wiele zdjęć kręcono w plenerze i budowano naprawdę bogate scenografie. W trakcie seansu można poczuć żar tropików na czole i obawiać się, że za moment ugryzie nas komar. Kostiumy zostały przygotowane z pieczołowitością i przyłożeniem się do detali, podobnie do wnętrz. Świetnie też wypadają rozmaite maszyny i wynalazki Titcha. Szczególnie przypadł mi do gustu jego „samochód” na parę. Wszystko to wygląda namacalnie, prawdziwie. Widzimy mnóstwo śrubek, przegubów. Jest to dość prowizoryczne i adekwatne do czasów, ale robi wrażenie swoją złożonością. Scenografowie się tutaj popisali.
Fabuła jest dość przewidywalna. Od razu można się spodziewać zalążków relacji romantycznej Tanny i Washa czy tego, że jeden z braci Wilde będzie próbował mu zrobić krzywdę. Dość typowy jest też motyw ucieczki i zmiany nazwiska oraz ukrywania swojej tożsamości. Washington Black ma jednak w sobie dość intrygi, żeby być w stanie zaciekawić; szczególnie, że 1. odcinek kończy się typowym cliffhangerem i zachęca do sprawdzenia dalszego ciągu. Serial ogląda się nieźle, ale byłby zdecydowanie lepszy w odbiorze, gdyby nie stał w tak szerokim rozkroku pomiędzy wesołą przygoda pełną odkryć i wynalazków a mroczną opowieścią o kolonialnym życiu i nierównościach rasowych.
Dodam też dla fanów Sterlinga K. Browna, że póki co jego rola jest dość znikoma, ale niewykluczone, że w przyszłych odcinkach ulegnie to zmianie. Na razie prym wiedzie główny bohater, a także jego sympatyczny mentor z kradnącym każdą scenę swoim urokiem Tomem Ellisem.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal