Wicked – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 6 grudnia 2024Wicked to kultowy musical, który teraz ma szansę podbić kina. Czy tak się stanie? Sprawdzamy.
Wicked to kultowy musical, który teraz ma szansę podbić kina. Czy tak się stanie? Sprawdzamy.
W 1995 roku na rynek trafiła powieść Gregory'ego Maguire'a zatytułowana Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu, która nawiązywała do dziecięcego opowiadania z 1900 roku – Czarownika z krainy Oz. Tym razem poznawaliśmy wydarzenia nie z perspektywy małej Dorotki, lecz Złej Czarownicy z Zachodu. Powieść cieszyła się dużym zainteresowaniem, ale prawdziwym hitem stała się wówczas, gdy Stephen Schwartz postanowił zrobić z niej musical. Wicked podbiło serca publiczności i jest grane na Broadwayu nieprzerwanie od października 2003 roku. Ludzie pokochali opowieść o Elfabie i jej koleżance Galindzie. Nic więc dziwnego, że twórcy postanowili przenieść ten tytuł na duży ekran. Zadania podjął się reżyser Jon M. Chu, który wcześniej pracował przy serii Step Up. Wyreżyserował także Iluzję 2 oraz nielubiany przez fanów i krytyków tytuł G.I. Joe: Odwet.
Wicked zaczyna się, gdy wiadomość o śmierci Złej Czarownicy z Zachodu rozchodzi się po krainie Oz. Ludzie się cieszą i wiwatują. Czują, że zło zostało pokonane. Nareszcie są wolni i nie muszą się bać. Jedną z osób przybyłych na miejsce zdarzenia jest wróżka Galinda (Ariana Grande), która dobrze znała Złą Czarownicę – w szkole nawet się z nią przyjaźniła. Bohaterka postanawia przybliżyć historię Elfaby (Cynthia Erivo) i opowiedzieć o tym, co dokładnie wydarzyło się w jej życiu. To próba ukazania, że czarne charaktery nie zawsze są jednoznacznie złe. Nie istnieją tylko po to, by sprawiać innym ból i cierpienie. Mają jakiś cel i przekonania, które nimi kierują. W ich życiu mogło się wydarzyć coś drastycznego – coś, co zepchnęło ich na mroczną drogę. Elfaba nie miała łatwo. Była owocem romansu żony Manczkińskiego Gubernatora i tajemniczego mężczyzny, który przed stosunkiem spożył tajemniczy zielony eliksir. To właśnie dlatego dziecko miało zielony kolor skóry oraz dziwne moce. Gubernator nigdy nie pogodził się z faktem, że jego pierworodna jest inna. Całą swoją miłość przelał na młodszą córkę – tak się o nią bał, że gdy szła do szkoły, postanowił wysłać za nią Elfabę, by się nią opiekowała.
Materiał źródłowy nie był łatwy do podzielenia. Pierwszy akt to prezentacja licznych bohaterów, ich motywacji, problemów i waśni. Do tego dochodzą konflikty, które targają krainą coraz bardziej pogrążającą się w mroku. Jest tego sporo. Jon M. Chu sprawnie to wszystko łączy w pierwszej części, choć nie obyło się bez problemów. Film trwa bowiem 166 minut, co mocno daje się we znaki. Są momenty, podczas których widz zacznie ziewać i wiercić się na fotelu. Należy pamiętać, że Wicked było inspiracją dla wielu filmów i seriali, przez co niektóre wątki wydają się znajome – zarówno pod względem treści, jak i strony wizualnej. Pokój, który Galinda i Elfaba dzielą wbrew swojej woli, przywodzi na myśl miejscówkę Wednesday z serialu Tima Burtona.
Wicked to tradycyjna opowieść o nietolerancji, nienawiści, przebaczeniu i przyjaźni. Wszystko opowiedziane w bajkowej scenerii ze wspaniałą muzyką i mnóstwem piosenek. Nie są to jednak hity, które będziecie nucić pod nosem po seansie. O większości bardzo szybko zapomnicie. W pamięć zapada jedynie Popular, choć też nie na długo.
Produkcja prezentuje się świetnie pod względem aktorskim i wizualnym. Oz wygląda fenomenalnie! Na pochwałę zasługują kostiumy bohaterów, budynki i efekty specjalne magicznych zwierząt. Widać, że to wszystko było przemyślane i zrealizowane z ogromnym wyczuciem. Ten świat ma baśniowy urok, ale też mroczne oblicze. Twórcom udało się zachować klimat dzieła Victora Fleminga z 1939 roku. Nie ulegli pokusie, by tę krainę formować na nowo, ale ją unowocześnili.
Niekwestionowanymi gwiazdami produkcji są oczywiście Cynthia Erivo i Ariana Grande. Ich bohaterki znakomicie się uzupełniają. Pierwsza jest bardzo racjonalna i do wszystkiego podchodzi z chłodną kalkulacją. Druga – nadekspresyjna, szuka uwagi i żyje w przekonaniu, że świat kręci się wokół niej. Elfabie brakuje pewności siebie, przez co nie potrafi sięgnąć po to, czego pragnie. Galinda za to nie ma żadnych hamulców i często wystawia się na pośmiewisko. Wokół nich orbitują inni bohaterowie, ale pojawiają się jedynie po to, by podbić emocje, na których reżyserowi w danym momencie zależy. Galinda przyciąga znajomych, którzy podążają za nią jak cień i ciągle jej przytakują. Jednak tak szybko, jak się pojawiają, tak szybko też znikają na szkolnych korytarzach. Podobnie jest z postacią księcia Fiyero granego przez niezwykle charyzmatycznego Jonathana Bailey'a. Szkoda, że poza kilkoma scenami nie miał on więcej do zagrania w pierwszym akcie. Ten aktor kradnie uwagę widzów, gdy tylko się pojawia na ekranie.
Zdziwiłem się, że rolę Madame Morrible powierzono Michelle Yeoh, gdyż ta kompletnie nie potrafi śpiewać. Szybko się o tym przekonujemy, gdy sama musi wykonać jeden z utworów. Idealnie pasuje do postaci mentorki głównej bohaterki, ale zmuszanie jej do śpiewania było błędem.
W filmie zobaczymy także Jeffa Goldbluma jako Czarnoksiężnika. Nie da się na razie powiedzieć wiele o jego kreacji, ponieważ pojawia się dopiero pod koniec filmu. Jak rozumiem, odegra większą rolę w drugiej części. W tej produkcji miał się jedynie zaprezentować i pokazać, kto tu pociąga za sznurki.
Miło, że twórcy znaleźli role, choć niewielkie, dla odtwórczyń broadwayowskiej wersji Wicked, czyli Kristin Chenoweth i Idiny Menzel. Artystki mogły powrócić do tego świata i wykonać jeden utwór. Nie zdradzę Wam, o który chodzi, by nie zepsuć zabawy. Widać, że panie dobrze się bawiły, naśmiewając się trochę z rywalizacji zagranych wcześniej postaci. Mała rzecz, ale wywołała u mnie uśmiech.
Wicked to dobrze napisany, zagrany i nakręcony musical, który cieszy oko. Jest trochę za długi, ale wydaje mi się, że miłośnikom tego gatunku nie będzie to przeszkadzać. Polski dystrybutor, odpowiadając na potrzeby widzów, wpuścił do kin dwie wersje: z napisami i z dubbingiem, co jest moim zdaniem świetnym rozwiązaniem. Jestem przekonany, że wiele osób będzie chciało się na niego wybrać ze swoimi pociechami. Zastanawiam się jedynie, czy sukces tej produkcji – który jest bardziej niż pewny! – zachęci filmowców do dalszej eksploracji krainy Oz. Jak dotąd nie miała ona szczęścia, bo większość pokazujących ją produkcji okazywała się finansowymi klapami.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat