Wierzę w ciebie - recenzja filmu
Bracia Erwin wracają z kolejnym filmem o wierze. Czy Wierzę w ciebie jest produkcją godną uwagi?
Bracia Erwin wracają z kolejnym filmem o wierze. Czy Wierzę w ciebie jest produkcją godną uwagi?
Nigdy nie słyszałem o gwieździe chrześcijańskiego rocka, jaką jest Jeremy Camp. Nie słyszałem też nigdy historii, na której Wierzę w ciebie zostało oparte. Film opowiada o tym jak Jeremy (K.J. Apa) podczas studiów w Kalifornii poznaje miłość swojego życia – Melissę (Britt Robertson). On marzy o tym, by zostać muzykiem i jest bardzo skupiony na celu. Zaprzyjaźnia się nawet z wschodzącą gwiazdą chrześcijańskiego rocka, Jean Luciem (Nathan Dean) by ten wprowadził go w tajniki biznesu muzycznego i stał się jego mentorem. Tak właśnie nasz bohater poznaje Melissę. Dziewczynę będącą natchnieniem dla jego przyjaciela. Szybko staje się ona obiektem westchnień także Jeremy’ego, który postanawia podbić jej serce. Sielankę przerywa wiadomość, że Melissa choruje na raka. Szybko okazuje się, że jest on w zaawansowanym stadium, a by dziewczyna wyzdrowiała, potrzebny jest cud.
Wierzę w ciebie wpisuje się w coraz popularniejszy ostatnio trend filmów o wierze. Nie tak dawno w naszych kinach mogliśmy oglądać Dotknij nieba z Dennisem Quaidem, Bóg nie umarł: Światło w ciemności czy Przypływ wiary z Mikem Colterem. Filmy te pokazują jak wiara staje się filarem, na którym można się oprzeć w chwili próby, przetrwać najcięższe sytuacje, czerpiąc z nich to, co pozostało dobre. Czy jak w tym wypadku, poradzić sobie z diagnozą, a także pogodzić się ze stratą kogoś bliskiego. Film ten jest też próbą zrozumienia, czemu życie młodej, dobrej osoby jest nagle przerwane przez paskudną chorobę. Pojawiające się wtedy słowa pocieszenia jak „Bóg miał dla niej inny plan” dla osób bliskich brzmią jak policzek. No bo jak zadanie takiego cierpienia ludziom może być planem istoty, która podobno wszystkich kocha tak samo. Bracia Erwin starają się odpowiedzieć na to pytanie, ale idzie im to bardzo nieudolnie. Mam wrażenie, że swój film kierują do ludzi już i tak przekonanych o tym, że Bóg wszystkich kocha. Nie stawiających żadnych pytań, tylko poddających się jego woli. Widzowie bardziej sceptyczni lub niewierzący będą czuli wielki dyskomfort podczas seansu. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, stawiając na to, że owe braki przykryją historią romantyczną. I muszę przyznać, że po części im się to udaje, ale nie dlatego, że są tak sprawnymi scenarzystami czy reżyserami, a dlatego, że pomiędzy K.J. Apą i Britt Robertson jest niezwykła chemia. Z miejsca kupujemy to, że są parą. Czujemy ich ból. Kibicujemy do samego końca, by ich historia miała jednak happy end. Bez tego film szybko by się rozleciał i nie został w pamięci widza. Jest jednak inaczej. W kilku scenach jestem pewien, że część widowni się wzruszy. Apa jest także bardzo dobrym muzykiem ze świetnym wokalem, co udowodnił już nieraz w Riverdale, więc nie ma żadnego problemu, by przekonać nas o tym, że chce zostać gwiazdą.
Ciekawie też wypada drugi plan w postaci rodziców Jeremy’ego, których grają Shania Twain i Gary Sinise. Nie dostają w tej historii za dużo czasu ekranowego, ale każda scena z nimi jest przepełniona ciepłem i taką miłością, jaką każdy rodzic powinien obdarzać swoje dziecko.
Film dużo traci głównie przez to, że jego główny dramatyczny punkt jest już widzom zdradzany w zwiastunie. Rozumiem, że może Campe w Stanach Zjednoczonych jest na tyle dużą gwiazdą, że wszyscy znają jego historię, ale wydaje mi się, że widzowie mieszkający w innych krajach jej nie znają i chcieliby być zaskoczeni. A są tej możliwości automatycznie pozbawiani.
Wierzę w ciebie nie jest skierowana do cyników czy osób niewierzących w wyższą siłę sprawczą. Film jest bowiem wypełniony dialogami i scenami, które dla osób niewierzących będą po prostu puste i banalne. Jeśli potraktujecie jednak tę produkcję jako historię o wielkiej miłości pomiędzy dwojgiem ludzi i odetniecie teologiczną część, którą tak nieudolnie reżyserzy starali się tu przedstawić, to istnieje szansa, że się wzruszycie i coś w waszej pamięci po tym filmie zostanie. Jeśli nie, to będzie to czas bezpowrotnie stracony.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat