Wikingowie: sezon 4, odcinek 19 – recenzja
Słowem kluczem 4. sezonu serialu Wikingowie jest przeciąganie. Przedostatni odcinek sezonu wpisuje się w to idealnie.
Słowem kluczem 4. sezonu serialu Wikingowie jest przeciąganie. Przedostatni odcinek sezonu wpisuje się w to idealnie.
Wszystko, co rozgrywa się w obozie Wielkiej Armii, jest niepotrzebnym zapychaczem. Począwszy od wątku uciekającej dziewczynki i obsesji Helgi w połączeniu z poirytowanym Flokim. Nie wnikam, dlaczego Helga mając nowe dziecko, zdecydowała się je zabrać na wyprawę, bo to nie ma kompletnie sensu. Co ten wątek wnosi do odcinka? Zajmuje czas i nie ma żadnego znaczenia. Ani w kontekście fabularnym, ani w kwestii rozwoju bohaterów. Jeszcze gorzej jest z nagłym wprowadzeniem wątku romantycznego Haralda, który zajmuje za dużą część odcinka. Ta postać nie jest bohaterem serialu, nie wiem, czy kogokolwiek interesują jego niepotrzebne problemy sercowe. Jedynie zajmuje ekranowy czas, który desperacko twórcy potrzebują do rozwoju centralnych postaci. Zamiast jednak pozwolić lepiej poznawać Ivara i spółkę, poświęcają czas jemu. Po co? Jasne, wątek jest utrzymany w solidnym klimacie serialu, ale nie ma on żadnego znaczenia i jest jedynie przeciąganiem odcinka.
Czytaj także: Kogo Jonathan Rhys Meyers gra w 5. sezonie Wikingów?
Wielu widzów było rozczarowanych zeszłotygodniowym odcinkiem, chcieliśmy bowiem oglądać bitwę i jej nie dostaliśmy. Ten odcinek miał to nadrobić i... niestety też rozczarowuje. Cała walka o Kattegat to absurd poganiający absurd i marne wykonanie. Przez kilka odcinków pokazywano widzom, jak to Lagertha dba o obronę miasta, a... w tak banalny sposób zostawia port, gdzie mogli ich zaatakować od tyłu? Przecież to nie ma kompletnie sensu. Nadpływającą łódź wypatrzono by z dalekiej odległości i nie wierzę, że bohaterka mogłaby o czymś takim nie pomyśleć, bo jest to sprzeczne i naciągane. Brak pomysłu na bitwę aż boli. Tu nie chodzi o rozmach, akcję, sceny walk i rozlew krwi, ale o realizację. Brak dynamiki, napięcia i klimatu są aż nadto widoczne. To nie jest poziom bitew z poprzednich sezonów, gdzie oglądało się je z przyjemnością i serial zostawiał w tyle marne próby Gry o tron.
Przez wiele błędów odcinka nie poświęcono zbyt wiele czasu na rozwój bohaterów i całego braterskiego kolektywu. Dostajemy kilka scen dość nierównych. W jednym momencie Ivar jest irytującym, bezmyślnym dzieciakiem patrzącym z groźną miną, by w drugim stać się inteligentnym strategiem zmieniającym sposób walki wikingów. Pozostali tak naprawdę są w tle i nie mają żadnego znaczenia. Liczy się tylko Ivar i Bjorn. A to nadal jest problem, bo wciąż mamy ledwo jednego dobrego bohatera (Bjorn) i grono nowych, które odstaje poziomem, i trudno mieć nadzieję, że są w stanie pociągnąć ten serial. A już na pewno obecnie przedstawiony Ivar tego nie ma szans zrobić.
Mam też problem z bitwą z armią Wessex. Niby wszystko gra, jest ciekawie przedstawione i robienie z Aethelwulfa głupca daje jakąś satysfakcję, ale koniec końców twórcy popełniają kardynalny błąd. Zrobili to samo, co podczas ataku Lagerthy na Kattegat, czyli ucinają walkę w kluczowym momencie, w którym nie powinni czegoś takiego zrobić. Tak nie tworzy się cliffhangerów, które wywołują emocję i pozwalają z niecierpliwością czekać na kontynuację. Tak jedynie zniechęca się widzów. Bardzo nieudane i tanie zagranie, które nie daje satysfakcji.
Vikings dają zaledwie solidny odcinek z wieloma niedopracowaniami, błędami i nieciekawymi zagraniami. Przeciąganie jest aż nadto widoczne, a satysfakcja z oglądania coraz mniejsza. Smutno patrzy się na niegdyś wielki serial.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat