Wikingowie: sezon 4, odcinek 5, 6 i 7 – recenzja
Wikingowie trzymają dobry poziom, a klimat pięknie angażuje w tę opowieść. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że nie wszystko tutaj gra dobrze.
Wikingowie trzymają dobry poziom, a klimat pięknie angażuje w tę opowieść. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że nie wszystko tutaj gra dobrze.
Michaelowi Hirstowi udało się zrobić coś, co nie sądziłem, że jest w ogóle możliwe. W tych trzech odcinkach zrobił wszystko należycie, by widz po prostu miał serdecznie dość Ragnara. Jego zachowanie, relacja z Chinką i zażywanie dziwnych specyfików jest nudne, nieciekawe i nie wnosi nic interesującego w tę opowieść. Ba, nawet nie rozwija Ragnara w atrakcyjną stronę, jedynie pogłębiając jego upadek rozpoczęty w poprzednim sezonie, gdzie jego obsesja na punkcie Athelstana i religii zaczęła być mocno irytująca. Tutaj Ragnar zachowuje się strasznie - trudno w nim rozpoznać kogoś, z kim przeżywało się przygody przez trzy sezony. Niepotrzebne i okropnie denerwujące. W tym tylko pojedyncze momenty mogą się podobać - np. wizja Ragnara, gdy płynął łódką. Ładna i klimatyczna. Wygląda to tak, jakby twórca chciał go zniszczyć, nim go zabije. Problem w tym, że jeśli teraz ostatecznie postać zginie, nie potraktuję tego emocjonalnie, bo po tych odcinkach mam serdecznie dość Ragnara-ćpuna, który psuje klimat.
Trochę szkoda, że w tym sezonie wątek Wessex jest kompletnie odcięty od wydarzeń związanych z Ragnarem i spółką. Nie mogę jednak powiedzieć, że to złe i niepotrzebne. Król Egbert jest postacią, którą ogląda się z największą przyjemnością. Jego przemowy, często patetyczne, są zawsze dwuznaczne; cały czas realizuje on plan, by zaspokoić prywatne ambicje. Oglądamy kogoś, kto jest mistrzem manipulacji i prawdopodobnie wszystko, co mówi, jest kłamstwem. Świetnie rozegrano kwestię konkurencji ze strony jego syna, który mu zaczął zawadzać. Motyw z wysłaniem go na pielgrzymkę z synem nagle kompletnie zmienia sytuację. W tej chwili tak naprawę nic nie stoi na przeszkodzie, by Mercia należała do Egberta. Każdy kolejny etap jest świetne egzekwowany, a rozmowa w grobowcu ładnie to podsumowuje. Tak naprawdę całe przejmowanie Mercji jest puentą wydarzeń z tych odcinków. Dobrze to działa, ale przydałoby się mimo wszystko trochę rozruszać sytuację i połączyć to z wikingami, bo w tym przypadku brak bezpośredniego spoiwa wygląda co najmniej dziwnie. Ten związek zawsze był większy.
Lagertha znów pokazuje pazur. To, jak okrutnie pozbywa się Kalfa, jest wręcz idealne. Doskonałe spełnienie obietnicy, które pokazują nam, dlaczego jest to najtwardsza i prawdopodobnie najbardziej bezwzględna postać kobieca współczesnej telewizji. Jej rozwój w tych odcinkach pokazuje też fajną relację z Ragnarem, która wyraźnie uległa zmianie. Jest to w sumie też trochę dziwnie, bo nagle Ragnar pokazuje, że zależy mu na Lagerthcie, czego nie robił tak bezpośredniego w poprzednich sezonach. Rozumiem, że jest ona w ciąży, ale trochę to zgrzyta i jakby nie pasuje do osobowości Ragnara, którą budowano do tej pory. Prawdopodobnie jest obecnie rozchwiany emocjonalnie i sam nie wie, co robi przez ten specyfik, który zażywa. Tak czy inaczej, Lagertha wychodzi z tego obronną ręką - jest twarda, niezależna i pewna siebie. Można by ją ganić za to, że idzie na bitwę, będąc w ciąży, ale mimo wszystko jej argumentacja i przemyślenia pasują do tej postaci, więc można to zrozumieć.
Odcinki te budują też relacje. Nowa postać króla Haralda okazuje się fajnym, ciekawym i wartościowym dodatkiem do Vikings. Na razie jest sojusznikiem, dość skrytym, ale czuć jego charyzmę. Jest w nim też trochę barbarzyństwa i szaleństwa, co pokazuje scena z paleniem żołnierzy Paryża. Rozumiem, że to miało wyraźnie podkreślić, jak bardzo Harald różni się od Ragnara - i w tym przypadku się sprawdziło. Dobrze to działa, bo jednocześnie widać, że jest to człowiek ambitny i niebezpieczny. Zawsze, gdy patrzy na szalonego Ragnara, czuć trochę w tym pogardę i jakby wrogość. Przypuszczam, że choć na razie są sojusznikami i jakoś to działa, do końca sezonu to może się jeszcze zmienić.
W siódmym odcinku powraca jeszcze Habard, którego obecność nie wnosi naprawdę nic ciekawego do serialu. Z jednej strony wciąż wygląda to dwuznacznie i można się zastanawiać, czy on jest zwykłym człowiekiem, czy może samym Odynem, z drugiej jednak jego relacja z Aslaug i innymi mieszkańcami Kattegat nie jest zbyt ciekawa, a opieranie tego wątku na seksie jest czymś, co po prostu nie pasuje do tego serialu. Weźmy tę dziwaczną scenę z Flokim i Habardem, którzy jednocześnie uprawiają seks z Aslaug. Miała być to pewnie symboliczna wizja, ale co ona ma oznaczać? Co to wprowadza do serialu? Pewnie odpowiedź zostanie zasugerowana w kolejnym odcinku, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że te sceny były wymuszone i wciśnięte na siłę, bo ktoś stwierdził, że trzeba tutaj więcej seksu. W tym sezonie jest go więcej niż w poprzednich trzech razem wziętych i nie podoba mi się to.
W tym wszystkim najlepiej działa siódmy odcinek i bynajmniej nie dlatego, że jest w nim trochę akcji. Chodzi o to, jak dobrze opowiadana jest ta historia, gdy do niej dochodzi. Świetna, wysoka dawka napięcia i emocje, gdy Ragnar i spółka widzą Rollo po przeciwnej stronie barykady. Kwestia nieudanego ataku Lagerthy i masakry przy łańcuchu rozgrywana jest znakomicie. Wiemy, że w tym momencie wikingowie są zagubieni i zdezorientowani, więc tak wydawałoby się prosta jatka nabiera na wiarygodności. Mam jednak problem cały czas z jedną kwestią: za nami siedem odcinków, a twórcy nie są w stanie jasno i klarownie pokazać widzom, co kieruje Rollo. Zero dylematu, przemyśleń czy powodów - ot, po prostu nagle stwierdził, że po raz drugi zdradzi brata. To wydaje się nie tylko naciągane, ale i niedopracowane, bo poprzednio doskonale wiedzieliśmy, dlaczego Rollo stanął po drugiej stronie barykady. Teraz możemy jedynie sobie dopowiadać, a to nie na tym powinno polegać.
Gdyby nie bardzo słaby wątek uzależnionego Ragnara, który wydaje się wymuszony i niepotrzebny, oceniłbym bardzo wysoko te trzy odcinki, bo rozrywka stoi na dobrym poziomie. Pomimo tego niedopracowania nadal mają wyjątkowy klimat i ogląda się je fantastycznie, jednak czuć, że zostały podjęte pewne decyzje w tym sezonie, których efektem jest zbyt dużo niepotrzebnych motywów i scen.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat