Wikingowie: sezon 5, odcinek 3 – recenzja
Po obiecującym, ale spokojnym odcinku Wikingowie nabierają wiatru w żagle. Zdecydowanie robi się ciekawie.
Po obiecującym, ale spokojnym odcinku Wikingowie nabierają wiatru w żagle. Zdecydowanie robi się ciekawie.
Bitwy były nieodłączną częścią serialu Vikings. Twórcy wraz z kolejnymi sezonami uczyli się je robić, by miały więcej emocji, większy rozmach i nie brakowało w nich brutalności. Co prawda cały 4. sezon rozczarował także w tym aspekcie, 5. seria jest powrotem do szczytnych tradycji serialu. Bitwa o York jest inna, niż te, które oglądaliśmy, bo jej celem jest ukazanie nam strategicznego zmysłu Ivara. I ten element prezentuje nader obiecująco: wciągnięcie wrogów w pułapkę jest przemyślane i wiarygodne, a wszelkie starcia w zwarciu dają oczekiwany poziom rozrywki. Czuć w tym zwiększony poziom brutalności (np. strzała w oko), co wpływa na odpowiednie dopełnienie tego, jak bitwa powinna wyglądać. Z uwagi na to, że to znaczna część odcinka, wpływa to pozytywnie na jakość i dostarcza emocji.
Jednym z problemów bitwy jest Ivar i scena mająca na celu podkreślić jego szaleństwo. Ten moment, gdy bezbronny siedzi i krzyczy szaleńczo do sporego oddziału nieprzyjaciół, wychodzi... kiczowato. Ponownie Ivar nie jest groźny, a wręcz karykaturalnie śmieszny. Jego okrzyki pełne opętania nie straszą, nie czuć tej grozy w tej postaci, a przez to wiarygodność sceny trochę siada. To miał być ważny moment z uwagi na budowę legendy Ivara oraz poparcia jakie armia wikingów mu powinna udzielić, by został otwarcie jej wodzem. A udaje się to połowicznie, gdzie najważniejszy aspekt nie wywołuje potrzebnych emocji. Ten moment powinien być nasycony wyjątkowym klimatem, zaskakujący, mocny, a jest... wręcz banalnym, tanim trikiem, na jaki twórcy nie powinni byli pozwolić.
Dobrze natomiast podkreślono rywalizację pomiędzy braćmi. To raczkowało przez wiele odcinków i czuć było, że twórcy do końca nie czują, co i jak chcą to osiągnąć. To się tutaj zmienia. Czuć określony kierunek i postawienie kroku w tę stronę. Pomijając kwestię dlaczego armia wikingów popiera Ivara, całość ma wiele sensu, jest dobrze rozegrana i wywołuje emocje. Ubbe przez swój absurdalny, aczkolwiek odpowiednio wyjaśniony błąd, dał Ivarowi armię na talerzu. Umówmy się, konflikt zawsze był pomiędzy Ivarem a Ubbe. Hvitserk był pomiędzy i nie miał jakiegoś znaczenia. W tych scenach widać bardzo ciekawy ruch: Ubbe jest niezwykle podobny do Ragnara: w zachowaniu, spojrzeniu, gestach. Kapitalnie to odtworzono w tej postaci. Jest to jakby symbol tego wszystkiego, co było dobre w Ragnarze. Natomiast Ivar to personifikacja jego geniuszu, szaleństwa i nieprzewidywalności, która jest potęgowana kilkakrotnie przez indywidualny charakter wikinga. Tworzy to ciekawą aurę wokół tego konfliktu, która miejmy nadzieję zaowocuje emocjami w dalszych odcinkach. Szczególnie, że rola Heahmunda (nadal świetny Jonathan Rhys-Meyers) idzie w kierunku intrygującego konfliktu z Ivarem. Dobrze go zaakcentowano i obiecano wiele emocji. Dobrze, że Alfred na razie jest w tle, bo postać jest nijaka, a padają już sugestie o rozwinięciu jego roli.
Najbardziej mieszane odczucia może wywołać wątek Flokiego. Na pierwszy rzut oka jest to zapychacz, który nic nie wnosi do serialu. Twórcy bawią się tutaj na pograniczu z fantasy, dając do zrozumienia coś, co w ogóle może nie mieć miejsca. Rozumiem chęć stworzenia duchowej podróży Flokiego, ale na razie poza ładnymi krajobrazami to ona nic widzom nie daje. Nie ma za bardzo w tym celu i kompletne odseparowanie tego wątku od reszty mu nie służy. Za wiele też nie można powiedzieć o wątku króla Haralda oraz Bjorna, które na razie wypełniają czas, czekając na to, by móc rozwinąć się w kolejnym odcinku. Na razie jedynie wywołują obojętność.
Pomimo pewnych niedociągnięć 5. sezon Wikingów na razie pozostawia z pozytywnymi odczuciami. Nie jest idealnie, ale zdecydowanie czuć poprawę po słabym 4. sezonie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat