Wikingowie: sezon 5, odcinek 6 – recenzja
Wikingowie zwalniają trochę tempo, by rozstawić pionki przed walką o Kattegat. Wygląda to dobrze, ale jeden wątek wciąż wydaje się zbyteczny.
Wikingowie zwalniają trochę tempo, by rozstawić pionki przed walką o Kattegat. Wygląda to dobrze, ale jeden wątek wciąż wydaje się zbyteczny.
Jestem trochę rozczarowany wątkiem Bjorna. Twórcy zakończyli go na przyspieszonych obrotach. Raz, dwa, trzy, bohaterowie unikają śmierci z rąk Emira i uciekają. Cała historia w Afryce była powiewem świeżości w serialu Vikings i wielka szkoda, że twórcy przestają ją kontynuować. Można odnieść wrażenie, że ten wątek jest wręcz sztucznie ucięty po to, by Bjorn mógł wrócić do Kattegat, gdzie rozegrają się najważniejsze dla twórców wydarzenia. A na tym niestety cierpi trochę jakość, bo powrót Bjorna powinien odbyć się bardziej naturalnie, a tak odnoszę wrażenie zabiegu dość wymuszonego, bo atak Kassi na bohaterów jest nie za bardzo uzasadniony fabularnie.
Floki jest nadal nieporozumieniem tego sezonu. Co wnosi jego wątek do całej historii? Wydaje się on mdłym zapychaczem, który musi być, bo jest to postać będącą od początku serialu i nie można jej ot tak usunąć. Problem w tym, że cały ten wątek podkreśla brak pomysłu na Flokiego. Pogłębienie jego fanatyzmu religijnego, sprzeciwienie się Lagercie oraz sugestia, że ubiją go na tej Islandii, to motywy mało atrakcyjne. A biorąc pod uwagę fakt, że Floki zabiera czas ekranowy Bjornowi z o wiele ciekawszą historią, tym bardziej można poczuć niesmak. Jednocześnie nie jest to pomysł bardzo zły, psujący jakość serialu, a takowe mieliśmy w 3. i 4. sezonie. Ten jest po prostu nietrafiony, ale solidny.
Ivar zawierający sojusz z Haraldem to rzecz oczekiwana, a dwulicowość syna Ragnara dobrze wpisuje się w kształtowany charakter tej postaci. Szczególnie cieszy solidnie rozwijana relacja z Hrvitserkiem, który przy Ivarze wydaje się wciąż mało rozgarniętym dzieckiem szukającym swojej drogi. To jak uczy się dorosłości przy młodszym bracie, pokazuje ciekawą zależność i dojrzewanie drugiego syna Ragnara. Na razie Hvitserk nie jest postacią wyrazistą i ciekawą, ale jako uzupełnienie Ivara sprawdza się wyśmienicie. W tym odcinku twórcy pokazali nam coś wyjątkowego w kwestii Ivara. Po raz kolejny udowodnili, że jak odchodzą od jego karykaturalnego i często śmiesznego szaleństwa, nadając mu ludzkiego wymiaru, wówczas jakość wzrasta o klasę. Mówię w tym przypadku o jego rozmowie z Heahmundem, gdzie Ivar pokazuje to oblicze, swoją słabość i tym samym nawiązuje ciekawą i zupełnie nową relację z biskupem. Nie ma tu mowy o tej samej zależności, co w kwestii Ragnara i Athelstana. Jest to coś nowego z ogromnym potencjałem. Wspólne sceny tych dwóch postaci to najjaśniejszy punkt odcinka.
Mam mieszane odczucia względem wątku Astrid. Z jednej strony pokazano ją w końcu jako człowieka, który kocha, podejmuje ważne decyzje i poświęcić się, gdy trzeba. Dlatego wszelkie sceny z przekazaniem informacji i gwałtem na Astrid poruszają, wywołują emocje i zarazem wzbudzają sympatię do niej i jej poświęcenia. Z drugiej strony jednak zdradzenie na tym etapie, że Astrid jednak nadal kocha Lagerthę i robi wszystko dla niej, jest decyzją nie najlepszą z perspektywy dramaturgii. Ta lepiej by zadziałała, gdyby do końca nie było to wiadome, aż do punktu kulminacyjnego.
Vikings dobrze przygotowali fundamenty pod bitwę o Kattegat, gdzie mogą nas czekać niespodzianki. Parę wątków ma duży potencjał, ale jest kilka zbyt mocnych uproszczeń i błędnych decyzji. Frajda jest, a historia wciąga, więc trudno narzekać na to, co dostajemy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat