Wikingowie: Walhalla: sezon 3 (koniec serialu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 11 lipca 2024Twórcy serialu Wikingowie: Walhalla po fatalnym 2. sezonie przeszli samych siebie. 3. seria to festiwal marnowania potencjału i złych decyzji fabularnych.
Twórcy serialu Wikingowie: Walhalla po fatalnym 2. sezonie przeszli samych siebie. 3. seria to festiwal marnowania potencjału i złych decyzji fabularnych.
Początkowo najciekawszym wątkiem finałowego sezonu serialu Wikingowie: Walhalla są przygody Haralda i Leifa podczas ich pracy dla imperium Bizancjum. Jest interesująco, niezły plan ataku na miasto Syrakuzy, a wykonanie na ekranie całkiem przyzwoite. Gdy potem jeszcze Harald zostaje nagrodzony, aż chce się pomyśleć, że w końcu wróci i zacznie walczyć o tron Norwegii. Nawet pojawił się Marcin Dorociński jako jego wuj, by dodatkowo go zmotywować. Co na to twórcy? Wprowadzili tak bardzo głupi, banalnie i karygodnie prowadzony wątek romansu i zdrady, że woła to o pomstę do nieba. Wszystko oparte na pustej przewidywalności, zaprzeczeniu w pełni temu, kim Harald jest i co mówi, oraz na sztucznym konflikcie, który na siłę jest przeciągany praktycznie aż do końca. Tym samym przez cały sezon Harald zamiast dojrzewać do bycia tym, kim powinien być, mota się bez pomysłu po ekranie, ciągle mówiąc, że nie zapomniał o swoich celach, a i tak robiąc wszystko na ich przekór. To jest popisowy wątek twórców trzeciego sezonu, który wydaje się idealnie pokazywać ich totalny brak pomysłu na ten serial.
Zresztą pozostałe historie wcale nie są lepsze. Twórcy przez cały czas wydają się wręcz iść na rekord w liczbie nieprawdopodobnych niedorzeczności, jakie Michael Hirst pokazywał w ostatnich sezonach Wikingów. Przez to wątki są przepełnione bzdurami, głupotami i wszechobecną nudą. Akcja? Jest jej tyle co nic w tym sezonie, bo najwyraźniej łatwiej było się skupić na tym, co nieciekawe, niż na walce o władzę czy na bitwach mających przeważyć los królestw. Nawet polityczne wątki są strumieniem wyświechtanych rozwiązań, które ani nie są ciekawe, ani nie wywołują emocji, ani nie są w stanie jakoś zaangażować. Wizyta Knuta w Watykanie zasadniczo zbyteczna i nic nie wnosząca do fabuły, a jego dywagacje na temat wybrania następcy pozbawione wyrazu oraz celu, bo nagle światły król i wojownik zachowuje się jak głupiec, nie wiedząc, co będzie po jego śmierci. To też świadczy najgorzej o twórcach, którzy ogłupiają swoich bohaterów, wrzucając ich na bagno oczywistości, w którym popełniają absurdalne błędy i zachowują się wbrew charakterowi.
Pomimo charyzmy aktorki grającei Freydis cały jej wątek wypada najsłabiej. Dużo pustych przemów o starej wierze, chrześcijanach chcących wszystkich zabić i szukaniu nowej Ziemi, z czego nic nie wynika. Rywalizacja z Magnusem miała potencjał, ale znów stała się banałem pozbawionym pazura, a kolejne wydarzenia i decyzje pogłębiają nudę, niedopracowania scenariusza i idiotyczne decyzje, które są w niego wpisywane. Do tego kwestia Grenlandii i konfliktu Freydis z ojcem to oklepany do granic możliwości stereotyp, którego przewidywalność jest tak okrutna, że nic nie jest w stanie zaangażować w tę historię. Doskonale wiemy, do czego ona doprowadzi i jak to się zakończy. W to idealnie wpisuje się też Leif, jego poszukiwanie złotej krainy, która w domyśle ma być Ameryką Północną, z czego – znów – nic nie wynika i nawet nie zasugerowano, czy tam dotarł, więc jaki sens ma ciągnięcie wątku przez cały sezon bez jego kulminacji i konkluzji? Twórcy też doskonale przypominają na przykładzie Leifa, że ich podejście do przemiany postaci jest jedną z najbardziej prostackich rzeczy, jakie możemy zobaczyć na ekranie. W jego przypadku to działa na zasadzie: jedna osoba mówi mu: „To twoja wina”, a zasadniczo on na to: „Ok”, więc będzie rozpaczać, zachowywać się irracjonalnie i irytująco aż do finału serialu, który nie daje nawet krzty satysfakcji.
To zakończenie serialu Wikingowie: Walhalla to wręcz popis zrobienia czegoś po łebkach. Bez kreatywności, sensu i jakiegoś podbudowania fabularnego. Czasem to wygląda tak, jakby twórcy w trakcie dowiedzieli się, że zrobili tak zły serial, że nie ma szans na czwarty sezon, więc naprędce mają zamknąć tę fabułę, ale zbyt wielu możliwości nie mieli, by zrobić to dobrze. Dlatego ten moment, gdy Harald zmienia się w historycznego Haralda Hadradę to największe rozczarowanie, bo zrobiono to totalnie od czapy, byle było – choć cały sezon nie wskazywał nic na jego przemianę, dojrzewanie, bo wydarzenia w Konstantynopolu były pasmem absurdu pogłębiającym problem postaci.
Najgorsze jest to, że poza wizualnymi rzeczami nie ma absolutnie nic pozytywnego do wyróżnienia w serialu Wikingowie: Walhalla. Trzeci sezon to koniec fatalnego serialu, który choć zaczął się przeciętnie, miał szansę być ponad Wikingami, a ostatecznie poszedł kompletnie tymi samym szlakiem, dając jedynie marną jakość i marnowanie potencjału.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat