„Wrogie niebo”: sezon 5, odcinek 5 – recenzja
Po 4. odcinku spodziewałem się, że jakość serialu "Wrogie niebo" wyraźnie spadnie, ale nie oczekiwałem, że twórcy zaserwują widzom taki festiwal głupoty.
Po 4. odcinku spodziewałem się, że jakość serialu "Wrogie niebo" wyraźnie spadnie, ale nie oczekiwałem, że twórcy zaserwują widzom taki festiwal głupoty.
"Falling Skies" w poprzednim odcinku wróciło do tego, za co ten serial był krytykowany od początku, czyli do głupoty, błędnych decyzji i nieprawdopodobnych absurdów. Kiedy ogląda się serial science fiction i widzowie są atakowani tak irracjonalnymi zagraniami, to seans staje się mimowolnie komiczny, bo z czegoś, co prezentuje solidny poziom, robi się coś po prostu złego.
Zgodnie z oczekiwaniami mamy kontynuację wątku szaleństwa Pope'a, która jest przykładem braku jakiegokolwiek przemyślenia tego, co się pisze w scenariuszu. Nie zrozumcie mnie źle - nadal uważam, że szaleństwo Pope'a jest w jakiś sposób wytłumaczalne i zrozumiałe. Problem mam z tym, że do swojej absurdalnej krucjaty bez problemu zaprosił tyle osób - w tym przecież dawnego sojusznika Masona, który nagle stał się fanatycznie pracującym dla Pope'a robotem. Wybór przydatnych osób do grupy, bezwzględne zabijanie kogoś, kto może być brzemieniem, ekspresywne szaleństwo Pope'a - tego wszystkiego mamy tutaj pod dostatkiem, ale nie, nic nie zmienia postępowania papierowych postaci będących jego sojusznikami. Nikt nawet nie próbuje nadać temu wszystkiemu jakiegoś sensu.
[video-browser playlist="730367" suggest=""]
Im dalej w wątku Pope'a, tym gorzej. Jego przejawy szaleństwo są sztampowe i banalne, a zaufanie w stosunku do rzekomej pielęgniarki jest absurdalne. Wystarczyło jedno zdanie na temat motywów młodego Masona i od razu dał nowej osobie broń? Trochę to komiczne i kłóci się z całą otoczką tego, jak Pope ma dowodzić tą grupą. Najgorzej jednak jest na samym końcu, gdy dochodzi do konfrontacji, podczas której twórcy boleśnie na siłę starają się ocalić jego życie, choć w gruncie rzeczy nie powinien czegoś takiego przeżyć. Przez to te sceny są nieprawdopodobnie sztuczne, nieprzekonujące i wszystko jest niepotrzebnie rozciągane. Efekt? Bardzo słaby wątek będzie nadal kontynuowany.
Ciekawe jest w sumie to, że drugi przewodni wątek odcinka jest tak naprawdę jeszcze gorszy. Tutaj głupota pogania głupotę - aż można się za głowę złapać i zacząć się szaleńczo śmiać. Próba przekonania widza, że jeden człowiek jest w stanie zatrzymać cały oddział bohaterów, jest nieprawdopodobnym popisem głupoty. Nic tutaj nie ma nawet krzty wiarygodności, a oparcie całego wątku na rozpaczy ojca po stracie dzieci to banał i sztampa najgorszej marki. Weźmy jeszcze pod uwagę fakt, że ten wątek jest okropnie przedłużany; ze zwyczajnego faceta twórcy robią komandosa w stylu Rambo, a z bohaterów - nierozgarnięte dzieci, niewiedzące, co należy zrobić. Śmiesznie wygląda to, że w paszczę lwa ot tak wchodzą dwie osoby będące przywódcami całej grupy. Niedorzeczność, absurd i nieporozumienie.
Czytaj również: Koniec „Banshee”. Nie będzie 5. sezonu
"Falling Skies" w 2 najnowszych odcinkach stało się serialem, którego seans to wyzwanie. Nie spodziewałem się, że w sezonie, który zaczął się naprawdę nieźle, twórcy wrócą w tak złym stylu do głupot będących znakiem rozpoznawczym tej prodekcji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat