Wybór - recenzja miniserialu
Netflix stawia w swoich produkcjach na ilość, nie na jakość. Zdarzają się wyjątki, ale miniserial Wybór zdecydowanie do nich nie należy. Brakuje w nim wszystkiego – dobrej podbudowy pomysłów, znajomości polityki, tempa oraz napięcia.

Już opis miniserialu Wybór od Netflixa mógł budzić pewne obawy. Mąż pani premier Wielkiej Brytanii zostaje porwany, a pani prezydent Francji otrzymuje pogróżki. Obie stają przed tytułowym wyborem. Wszystko, co mogło się nie udać, nie udało się. Zacznijmy od wydumanego problemu Wielkiej Brytanii. Czy ktoś może sobie wyobrazić, że supermocarstwo ma tak gigantyczne problemy z dostawami leków? Że półki w aptekach w całym kraju są puste? A Francja ma tych medykamentów pod dostatkiem i może zacząć je dostarczać? Czy to realne, że na terenie północnej części Ameryki Południowej działa zaledwie jeden brytyjski agent i to taki bardziej przypominający ochroniarza z porządnego dyskontu, a nie nowe wcielenie Jamesa Bonda? Jest jeszcze Gwatemala napadająca na Belize i mordująca cywili, a także absurdalna prośba, by na terenie Brytanii... rozlokować francuskie wojsko.
Przy snuciu fantastyki politycznej trzeba zachować jakiś umiar i mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, co ewentualnie mogłoby się wydarzyć, a co nie. Tło głównej historii jest nieakceptowalne – to niskiej jakości wymysł kogoś oderwanego od rzeczywistości. Ustawienie Zjednoczonego Królestwa w roli kraju może nie Trzeciego Świata, ale na pewno drugiej kategorii nie ma żadnego sensu. Nie ma w tym za grosz brytyjskiej duszy czy odwołań do rodziny królewskiej. Skoro ktoś bardzo chciał pokazać sytuację, w której najwyższy państwowy urzędnik musi dokonać wyboru między rodziną a krajem, można było wybrać jakieś inne środowisko. Wszystko w tym miniserialu jest małe i oszczędne. Mówimy o dwóch mocarstwach atomowych, a skala narracji jest przesadnie kameralna. Kwestia dostaw leków ma być załatwiona poprzez przyjęcie jednego statku z migrantami? Gdzie pojęcie o tym, jak funkcjonują światowe rządy?
Tło nie broni się niczym, a co z główną historią? Sztampa goni sztampę. Wróg pałający zemstą za dawne krzywdy, byli wojskowi, na których wypięło się państwo i tworzą organizację terrorystyczną. Typowa gra z zakładnikami i szantażem. Ta produkcja nie potrafi zaskoczyć. Brakuje świeżości, czegoś, co przełamałoby schemat, co sprawiłoby, że widz poczuje jakieś zainteresowanie. Scenariusz teoretycznie ma się skupiać na trudności wyboru między rodziną a powinnościami wobec społeczeństwa. A jednak nie mamy ani jednej sceny, w której główna bohaterka realnie czuła jakieś wewnętrzne rozdarcie. W ogóle mało emocji wylewa się z ekranu. Wszyscy zachowują się dość sztucznie. Dwie panie stojące na czele swoich rządów nie mają za grosz charyzmy potrzebnej do bycia liderem. To jakby organizmy obce w świecie wielkiej polityki. Próba nowoczesnego spojrzenia na porządek świata nie zdaje egzaminu. Trudno się to ogląda.

Nie ma w zasadzie żadnego punktu zaczepienia. Historia rodzinna jest miałka i nieangażująca – i to zarówno po stronie brytyjskiej, jak i francuskiej. Wojskowy zamach stanu to kpina z widza. Twórców przerosła wielkość przedsięwzięcia, które pokazują. Wygląda to jak wojna polityczna w Andorze albo San Marino, a nie w Wielkiej Brytanii. Scenarzyści usiłują w dziwny sposób ukazać jakieś nieprawdopodobne domino zdarzeń. Dwoje ludzi wznieca zamieszki na jednej z londyńskich ulic, a po chwili pani premier otrzymuje wotum nieufności. Nie da się tego obronić na żadnym logicznym poziomie. Z kolei pani prezydent Francji, która na początku wydaje się odbiciem Marine Le Pen, okazuje się totalnie nijaka, nie wiadomo, po co w zasadzie przyjechała, co chce robić i jaki ma plan. Ma wygrać wybory, bo jak nie, to katastrofa, nie wiadomo jednak jaka.
Jednak największą wadą jest brak tempa i akcji. Przez pięć odcinków nie dzieje się prawie nic – mamy tylko biedę, pościg jednego agenta za całą zgrają terrorystów, wojsko kontrolujące całe państwo z pomieszczenia wyglądającego jak stołówka. I panią premier schodzącą do podziemia ze swoimi wiernymi pracownikami.
Nie umiem napisać praktycznie nic dobrego o tym miniserialu. On nie klei się już na poziomie zamysłu, a do tego dochodzi słaba realizacja. Głupota goni głupotę. Wybór to zdecydowanie nie jest serial godny polecenia. Stoją za nim niekompetentni scenarzyści i reżyser, który nie potrafił wykrzesać z aktorów pełnego zaangażowania w produkcję.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1985, kończy 40 lat

