Y – ostatni z mężczyzn. Tom 2: Zbawca z przymusu – recenzja
Data premiery w Polsce: 15 czerwca 2016W drugim tomie opowieści o ostatnim mężczyźnie na Ziemi Brian K. Vaughan skupia się na temacie dojrzewania do roli Zbawcy i niechcianym brzemieniu odpowiedzialności, z którym walczyć stara się Yorick.
W drugim tomie opowieści o ostatnim mężczyźnie na Ziemi Brian K. Vaughan skupia się na temacie dojrzewania do roli Zbawcy i niechcianym brzemieniu odpowiedzialności, z którym walczyć stara się Yorick.
W opowiadanych nam poprzez książki, filmy, seriale, komiksy, teatr i tak dalej historiach co rusz ktoś zostaje herosem. A to kogoś wybierze czarodziej, a to ktoś znajdzie artefakt albo uaktywnią się jego skrywane moce, albo taki się urodził. Dla jednych jest to błogosławieństwo i szansa na nowe życie, jak to było z Harrym Potterem, dla innych ciężar czy wręcz przekleństwo, jak w przypadku niektórych z Marvelowskich mutantów. Yorick, ostatni mężczyzna na świecie, z pewnością zaliczyłby siebie do tej drugiej grupy.
Y: The Last Man Book Two fabularnie można skrócić tak: główny bohater i jego obstawa podróżują do laboratorium doktor Mann w Bostonie, po drodze napotykając wiele niebezpieczeństw, a przy okazji generalnie doprowadzając się nawzajem do szału. W tym ostatnim przoduje rzecz jasna Yorick, wiecznie gadający, wiecznie odwołujący się do popkultury, wiecznie zdziwiony, że tylko on te nawiązania łapie. Nieustannie też powtarza, że nie widzi siebie w roli ostatniej nadziei ludzkości i najchętniej oddałby pałeczkę komuś innemu.
I ten tom to właśnie głównie opowieść o tym, jak Yorick i spółka próbują dotrzeć do innych mężczyzn, a konkretnie dwóch kosmonautów, którzy w dniu, w którym na Ziemi nagle zginęły wszystkie samce (z wyjątkiem Yoricka i jego małpki), przebywali na pokładzie stacji kosmicznej, a teraz próbują wrócić do domu. Wątek ten silnie splata się z opowieścią o nieco zbyt krewkiej wojskowej z Izraela, polującej na Yoricka, w tle zaś pojawiają się i mniejsze historie, jak choćby świetny epizod o wędrownej trupie aktorskiej.
Y - ostatni z mężczyzn to historia pełna akcji, z odrobiną humoru, w ogólnym rozrachunku jednak (wybaczcie dosadność) cholernie ponura. Świat bez mężczyzn wcale bardzo się nie zmienił, bo wciąż pełen jest fanatyków, socjopatów, manipulatorów, polityków grających w swoje gry i gardzących ludzkim życiem, a także po prostu głupców – może zmieniło się tyle, że ekstremalna sytuacja, jaką jest taka społeczna rewolucja (oraz gospodarcza itp., bo mężczyźni pracowali w wielu kluczowych branżach, które teraz upadły), jeszcze podkreśliła wszelkie ekstrema. Mamy naszych bohaterów, mamy Yoricka, ostatniego mężczyznę na Ziemi, który skupia się jednak głównie na tym, by wymigać się od ciężaru, jaki na nim spoczął. I nie ma co mu się dziwić – świat trafił szlag, wokół pełno śmierci i zniszczenia, a jemu wmawia się, że ma pomóc to wszystko naprawić, po czym zamienia się go w pionka w politycznej grze, argument siły w starciach między różnymi frakcjami.
Vaughan świetnie prowadzi tę historię, oryginalnie, nie boi się nawet od czasu do czasu zaskoczyć dziwactwami, jak wspomniany epizod z trupą aktorską, który w zasadzie Yoricka nie dotyczy, mógłby zostać wycięty, jednak ma swoje znaczenie dla całej opowieści, przy okazji zaś świetnie obala wszelkie idealistyczne myślenie o społeczeństwie.
Można tylko kibicować Egmontowi, by kontynuowali tę serię, która już kiedyś w Polsce zaczęła się ukazywać, by potem pozostać niedokończoną. Oby tym razem się udało, bo historia Vaughana warta jest opowiedzenia do końca.
Źródło: Ilustracja główna: Egmont
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat