Zabójcza broń: sezon 3, odcinek 2 i 3 – recenzja
Zabójcza broń nadal sprawdza się jako lekka rozrywka. Chociaż brak Riggsa jest odczuwalny, nowa historia potrafi bawić na podobnym poziomie.
Zabójcza broń nadal sprawdza się jako lekka rozrywka. Chociaż brak Riggsa jest odczuwalny, nowa historia potrafi bawić na podobnym poziomie.
Lethal Weapon w obu odcinkach proponuje proste, ale solidnie przemyślane sprawy kryminalne. W pierwszym przypadku została ona wprowadzona po to, by zbudować nową dynamikę w relacji Rogera z Cole'em. To właśnie w tym miejscu widać, jak to różni się od szaleństw związanych z Riggsem, choć jakieś podobieństwa są odczuwalne. Druga sprawa natomiast jest bardziej związana z Cole'em, bo nacisk jest położony na jego życie prywatne i kontakt z córką. W obu przypadkach widać niezły pomysł na stworzenie pretekstu wpisanego w klisze gatunku do opowiadania czegoś ważniejszego. Prawda jest taka, że obie sprawy kryminalne są proste, czasem banalne, ale czuć, że twórcy robią je z pełną świadomością i są one środkiem do określonego celu.
Mam czasem problem z Cole'em, bo budowa postaci czasem przypomina deja vu z Riggsa. Kwestia tyczy się jego problemu psychicznego związanego z śmiercią dzieciaka z pierwszego odcinka. Kłopot w tym, że ten cały wątek osadzony jest na chwiejnych posadach, bo tak jak pisałem w tamtej recenzji, śmierć była bezsensowna, a z dzieciaka, żyjącego mimo wszystko w dość niebezpiecznym miejscu, zrobili głupca. Dlatego zmagania Cole'a z tym wszystkim czasem przypominają to, co oglądaliśmy w kwestii Riggsa. Ważne jest tutaj, aby szybko z tego wyjść i skupić się na relacji rodzinnej i kwestii charakteru szpiega, bo to odróżnia Cole'a od poprzednika. A jego wątek z córką z 3. odcinka jest zabawny, uroczy i po prostu świetnie się go ogląda. Dobrze współgrają aktorzy, w wielu miejscach są dobrze zaakcentowane emocje i - co chyba jest najważniejsze - jako widzowie możemy mieć poczucie, że jest to coś wartego rozwoju. Buduje w końcu zupełnie innego bohatera, który na swój sposób jest ciekawy.
Rozbudowanie relacji Murtaugha z Cole'em jest na razie poprawne. Czasem twórcy wprowadzają dziwne zachowania Rogera i jego dość zaskakujące oczekiwania od partnera. Wciąż nie da się uniknąć odwołań do rzeczywistości i zakulisowej afery, która siłą rzeczy jakoś wpływa na postrzeganie tej postaci na ekranie. A Roger parę razy zachowuje się irytujące i nie do zniesienia. Można nawet odnieść wrażenie, że częściej jęczy, marudzi, niż jest sobą. Widzimy to w kwestii kolacji z Cole'em oraz relacji z teściem. Do przesady. Nie mogę jednak przyczepić się do rozwoju współpracy obu panów. Widać, że to nie jest ta sama relacja co z Riggsem. Oparta jest na innych zasadach, a znajdujące się gdzieś w tle podobieństwa z uwagi na problemy psychiczne Cole'a, szybko ustępują miejsca nowym i zabawnym rozwiązaniom. Szczególnie że Cole jeszcze musi nawiązać przyjaźń z rodziną, a pierwsza interakcja wypada komicznie.
Lethal Weapon na razie się sprawdza. Wszystko rozwija się w nowym kierunku, zachowując odpowiednie podobieństwa. Rozrywka, jakiej oczekujemy po tej produkcji, została zachowana.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat